Wielokrotnie nagradzana seria Far Cry, podbiwszy tropiki i Himalaje, wkracza teraz w nowy, otwarty świat walki o przetrwanie ludzkości, który pełen jest olbrzymich bestii, niesamowitych krajobrazów i nieprzewidywalnych starć. Witaj w niezwykle niebezpiecznej epoce kamienia łupanego. W tamtych czasach Ziemią władały olbrzymie mamuty i tygrysy szablozębne, a ludzkość tkwiła na szarym końcu łańcucha pokarmowego. Jesteś jedynym pozostałym przy życiu członkiem wyprawy łowieckiej. Jeśli chcesz zawładnąć krainą Oros i zostać najgroźniejszym drapieżnikiem, musisz nauczyć się konstruować zabójcze uzbrojenie, pokonać krwiożercze bestie i przechytrzyć wrogie plemiona.
Najnowsza recenzja redakcji
Nie od dziś wiemy, że do kolejnych odsłon popularnych serii tworzonych przez Ubisoft można mieć pewne zastrzeżenia. Marki, które zna dziś każdy gracz budowane są od lat, a ich sprzedaż często napędzana jest przez sentyment do produktu. Dopóki Assassin’s Creed przynosił oczekiwane zyski, w takich samych odstępach czasu pojawiały się kolejne części. Coś złego stało się jednak z odwiecznym konfliktem Asasynów i Templariuszy w Assassin's Creed: Unity i Assassin's Creed: Syndicate. Efekt? W 2016 roku nowego Assassin’s Creed nie ujrzymy, a na kolejną odsłonę serii przyjdzie nam czekać do 2017. Z serią Far Cry jest podobnie, aczkolwiek dotychczas powstały ledwie cztery gry z serii, a recenzowany Primal to jej piąta odsłona.
Po ciepło przyjętej trzeciej części, która była jedną z najlepszych gier 2012 roku, Ubisoft usiłował powtórzyć sukces dwa lata później za sprawą Far Cry 4. Niestety poległ przy tworzeniu fabuły, a do tego mocno „skopiował” mechanikę gry z poprzedniej odsłony. To nie spodobało się graczom, którzy nie mieli zamiaru grać w coś, co przypominało grę z 2012 roku i cechowało się wyłącznie recyklingiem wielu pomysłów. Z tym też wiązała się największa obawa w przypadku Far Cry: Primal, który na sklepowych półkach wylądował ledwie 15 miesięcy po poprzedniej części. Nie ma co ukrywać – Ubisoft zrobił to raz jeszcze. Na dobrze znanej mechanice zabawy, sposobie poruszania się i wielu charakterystycznych elementach zbieractwa i polowania zbudował grę odróżniającą się od poprzednich części. Tym razem jednak pomogło miejsce i czas akcji – prehistoria.
Oderwanie się od współczesności i osadzenie akcji 10 tys. lat przed naszą erą wymusiło na twórcach przystosowanie dobrze znanej mechaniki do tamtejszych realiów. Okazuje się, że szkielet serii Far Cry jest tak uniwersalny, iż nie było z tym większego problemu, nawet jeśli na graczu wymuszone zostanie poruszanie się tylko pieszo i zwiększenie nacisku na zbieractwo, polowania i budowę. Primal broni się charakterystyczną atmosferą i poczuciem dość sporego zagrożenia, trafiamy bowiem do czasów, w których zwierzęta w zdecydowanej większości nie mają przed człowiekiem respektu. Mało tego – traktują go jako element pożywienia i atakują bez skrupułów.
Kraina Oros ma w sobie wiele uroku już od pierwszych minut, gdy polujemy na mamuty, a po chwili zostajemy zaatakowani przez tygrysa szablozębego. Gracz wciela się w Takkara, który odrywa się od swojego plemienia i szybko trafia na bohaterów znanych jako plemię Łindźa. Naszym celem staje się zebranie wszystkich Łindźa rozrzuconych po całej mapie, by wspólnie przeciwstawić się dużo groźniejszym plemionom, jak np. kanibalom Udam. Początek gry jest charakterystyczny dla całej serii Far Cry. Mozolnie uczymy się – i tak doskonale znanej – mechaniki. Naszą ulubioną bronią szybko staje się łuk (do walki dystansowej) i maczuga, z której korzystamy w starciach twarzą w twarz.
Podstawowy problem Far Cry: Primal zacząłem dostrzegać już na samym początku. Okazuje się, że gra ma bardzo słabą warstwę fabularną. Zdaję sobie sprawę, że Ubisoft nie był w stanie wycisnąć z historii wiele więcej i całość oparł na walce plemion, która jest adekwatna do okresu, w jakim rozgrywa się historia, jednak pierwsze kilka godzin w grze pod względem fabularnym rozczarowuje dość mocno. W grze nie ma nawet osobnej pozycji w menu opisującej questy do wykonania - te wraz z celami nanoszone są jedynie na mapę. Nieco ciekawiej robi się podczas pierwszego starcia z wrogim plemieniem, ale i tak konstrukcja zadań i wykonywanie podobnych czynności jest tutaj czymś zupełnie normalnym.
Przynajmniej przez pierwszą połowę gry naszym głównym celem jest rozbudowa osady oraz zebranie ludzi, którzy pomogą nam w walce z przeciwnikiem. Wśród nich jest kilka kluczowych osób, dzięki którym nasz bohater nauczy się nowych umiejętności, a także znacznie zwiększy się liczba przedmiotów, które możemy stworzyć. To właśnie misje wykonywane dla kilku konkretnych osób tworzą fabułę gry, polegającą na wzmocnieniu naszej osady i samej postaci. Jednocześnie wykonywać możemy zadania klasyczne dla serii Far Cry. Przejmujemy posterunki, podpalając totemy, a także osady wrogich plemion, do których przeprowadzają się nasi ludzie. Wypisz, wymaluj poprzednie części Far Cry.
Irytująco wypada też rozmaite zbieractwo roślin i… patyków. Tak. Aby móc skutecznie korzystać z łuku oraz rozbudowywać naszą bazę, potrzeba surowców - i to ogromną ich ilość. Co prawda w każdej naszej mniejszej lub większej bazie znajduje się schowek, ale materiałów jest w nim zaskakująco mało. Zbieramy więc wszystko: łupek skalny, suche drzewo, liście, trzcinę, mniej lub bardziej rzadkie kamienie, no i oczywiście skóry zwierząt.
Jak już wspomniałem wcześniej, w Far Cry: Primal nieco zmieniła się mechanika rywalizacji ze zwierzętami. Dość często (szczególnie na wyższym poziomie trudności) starcie z dwoma lub trzema wilkami, lwami czy jaguarami kończy się naszą śmiercią. Atakują nas wszyscy - bez względu na to, czy mowa o dzikich psach (lub też ich odmianach), czy o borsukach (których zabijanie mnie osobiście bardzo bolało). Co istotne, zwierzęta same na siebie polują. W grze byłem świadkiem dość nieoczekiwanej sytuacji, w której lew jaskiniowy dopadł wielkiego jelenia, by za chwilę zostać zmiażdżonym przez nadbiegającego mamuta. Coś niesamowitego. Zwierzęta i ich zachowanie na mapie to jeden z największych atutów Far Cry: Primal, który sprawia, że ze strony czworonogów czujemy dużo większe zagrożenie niż w przypadku prymitywnych ludzi.
Zwierzęta w Far Cry: Primal odgrywają ważną rolę też z nieco innego powodu. Takkar dość szybko, bo już na początku gry, nabywa umiejętność zaklinania ich. Dzięki temu obok nas biegać może wilk, a nieco później jaguar, lew jaskiniowy, a nawet tygrys szablozęby. Mechanika ujarzmiania zwierząt jest bardzo prosta i polega na odciągnięciu ich uwagi pułapką, a następnie przekonaniu ich, że nie chcemy zrobić im krzywdy. Animacje i zachowanie zwierząt dopracowane są do perfekcji. Karmienie rannego lwa jaskiniowego mięsem i głaskanie go sprawiało mi naturalną przyjemność, a serce bolało, gdy moje zwierzątko ginęło. Na szczęście z pomocą pewnego rodzaju rośliny każde zwierzę możemy wskrzeszać. Należy też pamiętać o wyjątkowej umiejętności sowy, która w Far Cry: Primal robi za prehistorycznego drona - oznacza przeciwników, a nawet atakuje ich z zaskoczenia.
Takkar to postać, którą dość szybko możemy rozwijać. Za wykonywanie zadań, przejmowanie posterunków, a nawet polowania zdobywamy doświadczenie, które później zamienia się na punkty umiejętności. Łącznie możemy nauczyć się kilkudziesięciu nowych skilli, dzięki czemu Takkar staje się dość przypakowaną postacią - potrafi wytrzymać nawet kilka strzał w ciele oraz ugryzienia zwierząt. Przy okazji – niesamowicie bawiły mnie animacje leczenia, niezmienione w stosunku do poprzednich odsłon serii (nastawianie złamanych palców czy wyciąganie strzały z ręki).
Stosunkowo negatywnie odnosiłem się do fabuły, ale nie da się ukryć, że ma ona jedną podstawową zaletę: język, jakim posługują się bohaterowie, który został stworzony specjalnie na potrzeby gry. Gdyby w głośnikach było słychać angielskie dialogi, klimat opadłby przynajmniej o 50%, dlatego też twórcom należą się ogromne brawa za stworzenie własnego języka plemienia Łindźa.
Nie ukrywajmy – pod względem wizualnym Far Cry: Primal wygląda ładnie, ale widoki nie zapierają tchu w piersi tak bardzo jak w przypadku Far Cry 4. Owszem, mapa jest zróżnicowana, dość spora i zawiera masę ukrytych miejsc (np. sieci jaskiń). Z trudem udaje się wyłapać wydeptane ścieżki, dlatego najczęściej gnamy na oślep w kierunku określonego celu. Na szczęście twórcy nie zapomnieli o dodaniu opcji szybkiej podróży. Niestety nad dłuższą metę nawet swobodne bieganie po mapie okazywało się nudne i monotonne, szczególnie jeśli w trakcie przechadzki z punktu A do punktu B byliśmy zmuszani do kilkukrotnego odpierania atakujących nas zwierząt.
Far Cry: Primal to gra będąca ciekawą alternatywną dla dzisiejszych sandboxów. Odważna tematyka oraz ciekawe podejście do bogatego i zróżnicowanego świata łączą się tutaj z rozczarowującą historią Takkara i plemienia Łindźa, która nie wzbudziła we mnie żadnych emocji. O wiele bardziej na emocjach grało mi zabijanie zwierząt, polowanie na mamuty (które przecież wyginęły właśnie przez ludzi) czy też opiekowanie się własnym zwierzątkiem (bez względu na to, czy był to wilk, jaguar czy lew jaskiniowy).
Po grze Ubisoftu nie spodziewałem się nowej jakości. Recykling pomysłów z poprzednich odsłon jest tutaj obecny, podobnie jak to miało miejsce w Far Cry 4. Wydaje się, że gracze do takiego stylu już przywykli, a szkoda, bo seria Far Cry ma potencjał, by stać się dużo lepszą grą. Na dziś to jednak tylko dobra produkcja, przy której świetnie bawić będą się gracze, którym nie przeszkadza powielanie sprawdzonej mechaniki i odtwórczość. Tej w Far Cry: Primal niestety nie brakuje.
PLUSY:
- odważna tematyka prehistoryczna,
- zwierzęta, ich zachowanie oraz możliwość oswajania,
- duża i bogata mapa,
- język przygotowany na potrzeby gry,
- oprawa wizualna.
MINUSY:
- rozczarowująca fabuła, pozbawiona emocji,
- bohaterowie, którzy nie zapadają w pamięć,
- recykling mechaniki rozgrywki i animacji znanych z poprzednich odsłon,
- irytujące zbieractwo.