Najnowsza recenzja redakcji
Valkyrie Elysium to nowa odsłona serii japońskich RPG, którą zapoczątkowano w 1999 roku. Jest to powrót przedziwny, bo produkcja ta nie ma prawie nic wspólnego z poprzedniczkami: robiło ją inne studio, przedstawia inną historię i bohaterów, a także jest przedstawicielem zupełnie innego gatunku. To po prostu gra akcji ze szczyptą elementów RPG w postaci systemu ekwipunku oraz rozwoju postaci. Czy taka nietypowa mieszanka mogła się udać?
Przedstawiona w grze opowieść opiera się na fundamencie mitologii nordyckiej. Odyn, wyczerpany po walce z Fenrirem, wysyła tytułową Walkirię do Midgardu, by ta wybiła grasujących tam nieumarłych. W zasadzie to idealne streszczenie mniej więcej połowy całej historii. Choć w karty scenariusza co jakiś czas wkradają się pewne nowe postacie i wątki, które sugerują, że jest w tym wszystkim drugie dno, to fabuła na dobre rozkręca się dużo później. Co więcej, nawet wtedy trudno mówić o jakichś specjalnych niespodziankach czy zwrotach akcji. Urozmaicenie stanowi natomiast kilka różnych zakończeń. Na szczęście możemy odkryć je wszystkie bez potrzeby przechodzenia kilkukrotnie całej przygody od początku do końca.
Sama rozgrywka również potrzebuje czasu, by nabrać tempa. Początkowo dostajemy do dyspozycji wyłącznie podstawowe ruchy: skok, unik i dwa ataki, które możemy ze sobą łączyć w proste kombinacje. Dopiero po mniej więcej godzinie odblokowujemy magiczne zdolności, Soul Chain, czyli kotwiczkę pozwalającą na przyciąganie się do wrogów oraz wybranych elementów otoczenia. Na pole walki możemy wezwać też Einherjerów, duchy poległych wojowników, by zaoferowali nam wsparcie i nasycili naszą broń jednym z kilku żywiołów. Te ostatnie pozwalają osłabić przeciwników i przełamać ich obronę, co tymczasowo wyłącza ich ze starcia.
Kiedy już otrzymujemy dostęp do wszystkich broni, narzędzi i umiejętności, gameplay naprawdę wiele zyskuje. Pojedynki są szybkie, efektowne i bardzo satysfakcjonujące. Przez kilka godzin można się naprawdę dobrze bawić, ale w końcówce zaczyna się odczuwać pewne znużenie. Na pewnym etapie Walkiria staje się po prostu tak potężna, że zdecydowana większość wrogów (przynajmniej na domyślnym poziomie trudności) nie stanowi żadnego wyzwania. Problemem jest także spora powtarzalność przeciwników, którzy szybko się "przejadają". Wprowadzenie kilku dodatkowych, mocniej różniących się od siebie oponentów zdecydowanie wyszłoby temu tytułowi na dobre.
Dość mieszane odczucia mam również wobec systemu rozwoju bohaterki, który jest równie liniowy, jak przemierzane przez nią lokacje. Kryształów, które używamy do odblokowywania kolejnych zdolności, jest mnóstwo. Deweloperzy wprowadzili więc kilka ich rodzajów, by w ten sposób wprowadzić sztuczne ograniczenie uniemożliwiające szybkie zdobycie najpotężniejszych talentów. W praktyce działa to po prostu średnio i zwykle po przejściu do kolejnego rozdziału i uzyskaniu niezbędnego typu klejnotu, jesteśmy w stanie natychmiast kupić kilka potężnych ulepszeń.
Soul Chain i duchowi towarzysze to po prostu zmarnowany potencjał. Oferowana przez nich pomo w walce jest miłym dodatkiem i urozmaiceniem, ale już poza nią skorzystamy z tego wyłącznie w oczywistych, bardzo jasno zasygnalizowanych momentach. Świat jest bowiem podzielony na pomniejsze krainy, a te są ograniczone przez niewidzialne ściany. Próżno szukać tam jakichś ciekawych zagadek środowiskowych, których rozwikłanie wiązałoby się z satysfakcją czy jakimiś interesującymi nagrodami.
Główny wątek fabularny jest stosunkowo krótki i można ukończyć go w około 10, może 12 godzin. Czas ten da się wydłużyć poprzez wykonywanie pobocznych, opcjonalnych misji. Te jednak, z jakiegoś kompletnie niezrozumiałego dla mnie powodu, zdecydowano się całkowicie oddzielić od reszty zabawy – możecie więc zapomnieć o kończeniu ich "przy okazji". Trzeba wrócić do głównej, centralnej miejscówki, a następnie z poziomu menu wybrać interesujący sidequest, by ponownie wrócić w odwiedzone wcześniej miejsce i wykonać zadanie. Do tego są one po prostu nudne i nie wiążą się z nimi żadne ciekawe historie. Trudno więc polecić je komukolwiek poza osobami, które chcą zdobyć wszystkie trofea lub zwiększyć bojowy potencjał Walkirii.
Choć grafika wydaje się celować we względny realizm, to z jakiegoś powodu postanowiono doprawić całość wyraźnymi, czarnymi konturami. Muszę przyznać, że tego nie rozumiem, bo wygląda to po prostu dziwnie. Na szczęście po pierwszych kilkunastu minutach przestało mi to przeszkadzać. Cała reszta jest przyzwoita. Nie jest to może warstwa wizualna na miarę współczesnej generacji, ale jest dobrze. No i na PS5 nie uświadczyłem żadnych problemów z płynnością, co w tym przypadku, ze względu na wiele scen dynamicznej akcji, jest sporą zaletą.
Jestem też wielkim fanem ścieżki dźwiękowej, za którą odpowiada japoński kompozytor, Motoi Sakuraba. Towarzyszące rozgrywce utwory są klimatyczne, czuć w nich nutkę nordyckiej atmosfery, a do tego muzyka dynamicznie zmienia się między eksploracją i pojedynkami, przez co nie słyszymy żadnych drastycznych przeskoków między spokojnymi i dynamicznymi kompozycjami. To bardzo prosty, ale wyjątkowo dobrze działający zabieg.
Valkyrie Elysium to poprawna gra – tylko tyle i aż tyle. Choć fabuła rozczarowuje, to intuicyjna i spektakularna zarazem walka potrafi na kilka godzin przyciągnąć przed ekran i trudno uznać ten czas za zmarnowany. Tytuł ten może być przystawką dla dwóch grup odbiorców: fanów gier akcji czekających na premierę Bayonetty 3 i miłośników mitologii nordyckiej, którzy z wypiekami na twarzach oczekują powrotu Kratosa w God of War: Ragnarok.
Plusy:
+ efektowna i satysfakcjonująca walka;
+ klimatyczny soundtrack;
+ sporo broni i zdolności do wykorzystania.
Minusy:
- liniowe lokacje;
- rozczarowujące zadania poboczne;
- powtarzalni wrogowie.