Bimini, lata trzydzieste XX wieku. Rytm życia malarza Thomasa Hudsona wyznaczają morskie fale i huragany. Przez większą część roku mężczyzna jest odseparowany od swoich trzech synów, nauczył się więc żyć i pracować tak, by nie czuć dojmującej samotności. W końcu chłopcy przybywają na wyspę na letnie wakacje. Pod wpływem wspólnie spędzonych szczęśliwych dni Hudson wraca myślami do przeszłości i rozważa podjęte dawniej decyzje. Tuż po wyjeździe synów otrzymuje tragiczną wiadomość. Podział powieści na trzy części odzwierciedla trzy etapy życia Hudsona: spokojny pobyt na wyspach Bimini, cyniczny okres spędzony w Hawanie już po wybuchu drugiej wojny światowej oraz czas walki na morzu u wybrzeży Kuby. W tej w dużej mierze autobiograficznej historii Hemingway ukazuje ewolucję bohatera od refleksyjnego artysty i poszukiwacza przygód po mężczyznę ogarniętego żałobą, biorącego udział w działaniach wojennych. Łączy obraz życia wewnętrznego jednej ze swoich najbardziej złożonych i intrygujących postaci z opisami żywiołu.
Premiera (Świat)
17 kwietnia 2024Premiera (Polska)
17 kwietnia 2024Polskie tłumaczenie
Jakub JedlińskiLiczba stron
568Autor:
Ernest HemingwayGatunek:
Literatura światowaWydawca:
Polska: Marginesy
Najnowsza recenzja redakcji
Zacznijmy od gorzkiej prawdy – jak ja kiedyś nienawidziłam Ernesta Hemingwaya! Pamiętam, jak próbowałam przebrnąć w gimnazjum przez obowiązkową lekturę jego autorstwa. Powiedzmy łagodnie, że Stary człowiek i morze to książka, która nie przypadła mi do gustu. Czytając ją, czułam się niczym kubański rybak, który ostatkiem sił stara się pokonać upartego marlina. Kompletnie nie rozumiałam tego, co czytam, ani dlaczego to czytam. W każdym razie jakimś cudem udało mi się dotrzeć do brzegu, zaliczyłam sprawdzian i przysięgłam sobie, że po Hemingwaya nigdy więcej nie sięgnę. Kilka lat później obejrzałam jednak film Woody’ego Allena. Dzieło to miało tytuł O północy w Paryżu. Postać amerykańskiego autora pojawia się tam w brawurowym wykonaniu Coreya Stolla. Hemingway w takim wydaniu nie tylko zaintrygował mnie do przyjrzenia się bliżej biografii pisarza, ale też do ponownej próby sięgnięcia po jego twórczość. Komu bije dzwon, Pożegnanie z bronią czy Zielone wzgórza Afryki – cała moja nienawiść musiała ustąpić miejsca uznaniu. Nagle okazało się, że nauczycielka polskiego miała rację – Hemingwaya naprawdę warto poznać bliżej.
Dlaczego jednak w ogóle stworzyłam ten przydługi wstęp, zamiast od razu przejść do Wysp na Golfsztromie? Chociażby dlatego, że jestem wierna przekonaniu, iż twórczości Hemingwaya nie da się (a może po prostu nie warto?) czytać w oderwaniu od postaci autora. Książki amerykańskiego noblisty są wyjątkowe, bo są przesiąknięte jego nietuzinkową, choć niełatwą osobowością. W praktycznie każdej na pierwszy plan wysuwa się motyw wojny. Oba wielkie, światowe konflikty XX wieku odcisnęły piętno na życiorysie i przekonaniach autora. Mówi się, że dla Hemingwaya wojna tak naprawdę nigdy się nie skończyła. W Wyspach na Golfsztromie na początku nic jej nie zapowiada. Potem jednak i tak spadają „bomby”. Innym ulubionym motywem pisarza jest marynistyka. Hemingway był zapalonym marynarzem i wielu stworzonych przez niego bohaterów również podziela tę pasję. Nie inaczej jest z Thomasem Hudsonem, głównym bohaterem trylogii morskiej, czyli Wysp na Golfsztromie. Zresztą upodobanie do żeglarstwa nie jest jedyną łączącą ich cechą.
Wyspy na Golfsztromie składają się z trzech części – Bimini, Kuba i Morze. Wszystkie je łączy postać głównego bohatera, którego dzięki temu możemy spotkać na różnych etapach życia. W pierwszej części Thomas Hudson, uznany malarz, wydaje się względnie szczęśliwy. Jego dni wypełnia praca i wędkowanie. Artysta nie musi zaprzątać sobie głowy finansami, bo jest właścicielem dochodowych terenów. Poza tym jego twórczość jest raczej dobrze odbierana i również przynosi pewne zyski. Thomas Hudson może zatem bez żadnej presji skupić się na malarstwie, podróżach i żeglowaniu. Gdzieś między wierszami można jednak wyczytać, że na każdym kroku towarzyszy mu niepokój. Dosadniej widać to w momencie, gdy w czasie wakacji odwiedzają go synowie. Ich przyjazd zaburza rutynę i rodzi niepewność. Czy po ich wyjeździe znów uda się zagłuszyć samotność?
W kolejnej części Thomas Hudson nie dba już o pozory. Tutaj nie ma nawet mowy o ułudzie szczęścia. Na Kubie malarz pogrąża się w beznadziei. Stara się uciec od rzeczywistości i bolesnych doświadczeń, topiąc je w alkoholu. Pojawiają się też pierwsze wzmianki o podejrzanej działalności, w którą się zaangażował. Z fragmentów rozmów domyślamy się, że część ta toczy się w czasie II wojny światowej i być może to właśnie z tym związane są działania Hudsona na morzu. W ostatniej części autor wyjaśnia nam, na czym dokładnie polega praca malarza. Wraz z całą załogą przenosi nas na jego statek.
Czytając Wyspy na Golfsztromie, warto pamiętać, że Hemingway tworzy swoje dzieła w dość specyficzny sposób. W jego książkach nikt nie prowadzi czytelnika za rączkę. Fabuła dostarcza czytającemu zaledwie wskazówki, z których samodzielnie trzeba ułożyć całą historię. Jest to fascynująca przygoda, ale i spore wyzwanie. Głównie dlatego Wyspy na Golfsztromie stanowią wymagającą lekturę, która do pełnego zrozumienia potrzebuje skupienia i zaangażowania. Warto wspomnieć, że ostatecznej wersji trylogii nie przygotował sam Hemingway, ale jego spadkobiercy. Powstawała ona w czasie ostatnich lat życia autora. Nie da się ukryć, że przesiąknięta jest towarzyszącymi mu wówczas smutkiem i poczuciem beznadziei. Jest to zatem dzieło trudne w odbiorze, ale, z drugiej strony, czy którakolwiek inna powieść Hemingwaya taka nie jest? Czy w ogóle da się pisać lekko o poważnych sprawach? Hemingway nie tylko w Wyspach na Golfsztromie, ale i w wielu innych pozycjach w swoim dorobku, wciąga nas w rozmyślania nad ludzką egzystencją, sensem życia i straty. Czasem warto oderwać się od rzeczywistości nie tylko dla rozrywki, ale i z bardziej ambitnych powodów.
Wyspy na Golfsztromie polecam przede wszystkim koneserom światowych klasyków i oczywiście miłośnikom twórczości Hemingwaya. Trylogia morska z pewnością nie przypadnie do gustu tym, którzy lubią wszystkie odpowiedzi mieć podane na tacy, ale za to zachwyci tych, którzy wolą drążyć temat i szukać rozwiązań na własną rękę. Historia Thomas Hudsona jest pełna zawirowań i nieścisłości, ale przesłanie tej opowieści jest bardzo czytelne i, co ciekawe, napawające nadzieją.
Dla miłośników pięknych okładek niespodzianka od wydawnictwa Marginesy, które wydało już sporo dzieł autora w przepięknych oprawach. Nie dość, że grafika prezentuje się nienagannie, to jeszcze dochodzi do tego odświeżone tłumaczenie.