Czworo dzieci i COŚ to typowy film familijny, który odtwarza wszelkie gatunkowe klisze, które tylko możemy sobie wyobrazić. Pod tym względem ani nie prezentuje nic nowego, ani też nie stara się spełnić podstawowych wymagań propozycji dla całej rodziny, czyli nie ładuje emocji tak, by te wszelkie fabularne detale przestały mieć znaczenie. Sztampowość podejścia do historii boli tym bardziej, gdy dostrzeżemy cały potencjał przesłania dla najmłodszych i ponadczasową uniwersalność, która mogłaby też działać na dorosłych.  Historia spotkania piaskoludka, który spełnia życzenia jest powtórką z rozrywki, ale nie ma w tym nic złego. Schematy gatunkowe mogą się sprawdzać, gdy twórcy wiedzą, jak nimi świadomie operować. Nawet w kwestii morału płynącego z opowieści, bo mamy historię o dwóch rodzinach, które muszą wzajemnie się zaakceptować. Egzekucja tych idei pozostawia wiele do życzenia, bo dostajemy pasmo dość trywialnych przygód, banalnych relacji i koszmarnych przemian bohaterów. Nie są one w stanie zaskoczyć czy pobudzić wyobraźnie. Szwankuje podstawa filmu familijnego - wiara w postacie, które mają trafić do widza pod względem fabularnym i emocjonalnym. Tu niczego takiego nie ma. Oczywiście Czworo dzieci i COŚ to przede wszystkim film dla najmłodszych (na oko do max 5-6 roku życia) i takie dzieci powinny dobrze się bawić. Jednak rodzice im towarzyszący nie tylko się zanudzą, ale jeszcze poczują niesmak przez to, jak ta historia jest opowiadana. Jak bohaterowie są głupio kreśleni, na czele z czarnym charakterem granym przez wciąż nieśmiesznego Russella Branda. Nie ma w tym za grosz ładunku emocjonalnego (czasem są strasznie wymuszone próby) ani sensu w budowie narracji. Chaotycznie, a do tego bez humoru.  Jedyne co naprawdę wyszło i co powinno ucieszyć widza w każdym wieku, to piaskoludek. Pod względem budowy efektów specjalnych wygląda on zaskakująco dobrze. To, co ma w Polsce trafić do najmłodszego, to dubbing. Powiem wprost: nie pamiętam, kiedy słyszałem tak fatalnie zrealizowaną polską ścieżkę dźwiękową. Dialogi brzmią tak, jakby były czytane z kartki - nie ma w nich grama emocji. Gdy widzimy, że dana postać jest rozemocjonowana, podnosi głos, krzyczy - wszystko jest płaskie, wyplute z  ludzkiego charakteru. Najgorzej wypadają aktorzy podkładający głosy pod dzieci - brzmi to fatalnie, zwłaszcza w scenach wymagających czegoś więcej, niż wyrecytowania kwestii. Czworo dzieci i COŚ to doskonały przykład obrazujący różnicę poziomu produkcji z dobrym dubbingiem, w których aktorzy grają swoje postacie, a tych, w których jedynie czytają swoje kwestie. Wpływa to bardzo negatywnie na odbiór. Filmy familijne wręcz uwielbiam i  czuję rozczarowanie, jak można było zmarnować taki prosty koncept. Czworo dzieci i COŚ nie proponuje lekkiej, przyjemnej rozrywki z humorem, a raczej historię pozbawioną oczekiwanej magii. Rozumiem, że obecnie mało jest wyboru dla najmłodszych, ale jestem przekonany, że dzieci zasługują na rozrywkę o wiele lepszej jakości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj