Cały wątek Lestera jest tak prowadzony, by doszło do oczekiwanej konfrontacji z Malvo. Śmiało można powiedzieć, że po ostatnich wydarzeniach jest to coś, na co wszyscy czekają - starcie dwóch ludzi, z którego jeden wyjdzie żywy. I chyba trochę pod tym względem twórcy rozczarowują. Chociaż wejście Malvo jest efektowne i krwawe, potem jego decyzje wydają się dziwne. Rozumiem, że został ranny, ale po co się wycofał, nie wykańczając swojej ofiary? Skoro mógł doczłapać do auta, to równie dobrze mógł poczekać, przyczaić się i dokończyć dzieła. Ucieczka Malvo jest rozczarowująca i niezrozumiała, bo scenarzyści nie potrafią rozsądnie jej usprawiedliwić.

Lester to człowiek z planem. Wykazuje się on pewnością siebie, gdy próbuje stworzyć sobie alibi w związku ze śmiercią drugiej żony. Realizacja planu jest dobra i choć gdzieś w głowie bohatera pozostaje świadomość konfrontacji z Malvo, nabiera on jeszcze większego przeświadczenia, że jest w stanie zrobić wszystko. Czy w pierwszym odcinku serialu moglibyśmy przewidzieć, że strachliwy, zwyczajny człek z przedmieścia stanąłby oko w oko z zawodowym mordercą? Raczej nie. I ta pewność w działaniach Lestera jest przyczyną jego upadku. Wątek ten twórcy kończą, oferując widzom satysfakcję, której się oczekiwało. Nie da się nie zauważyć pewnej ironii, że Lester kończy w taki sposób, w jaki chcieli go zabić panowie Wrench i Numbers. Chyba nawet da się dostrzec w wyrazie twarzy Lestera, że ta świadomość także do niego dotarła w ostatniej chwili. Poza tym łatwo dojść do wniosku, że twórcy bawią się powiedzeniem "stąpać po cienkim lodzie". Przez cały sezon Lester i jego decyzje były takim właśnie stąpaniem, więc teraz dosłownie i w przenośni lód się pod nim zapada. Innymi słowy - twórcy finalizują sprawę w myśl: co się odwlecze, to nie uciecze.

[video-browser playlist="634456" suggest=""]

Finał Fargo w pewnym sensie zaskakuje, bo w odróżnieniu od innych seriali kablówek aspirujących do miana rozrywki wysokich lotów nie wykorzystuje przekombinowanego zakończenia. Twórcy pokazują, że w prostocie drzemie siła - zamiast fajerwerków, udziwnionych metafor i rozbudowanych sekwencji fabularnych dostajemy finalizację wręcz banalną, ale diabelnie dobrą i satysfakcjonującą. Zabawne wydaje się, że Malvo zostaje pokonany przez kogoś, kto tak naprawdę nie odegrał tutaj żadnej roli - tchórza i największego fajtłapę, który jest kompletnie nikim. Obsadzenie Gusa w roli kata Malvo to zabieg typowy dla konceptu Fargo - idealnie wpasowuje się w styl produkcji i jej specyficzność.

Fargo okazuje się tworem nietuzinkowym - świetnie zagranym, fantastycznie napisanym, a do tego podanym w takiej formie, że widz czerpie z niego przyjemność, emocjonuje się i nie ma wrażenia, że to opowieść dla wąskiego grona koneserów kina artystycznego. Udaje się stworzyć serial, który nie tylko dorównuje swojemu filmowego pierwowzorowi, ale w wielu aspektach nawet go przewyższa.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj