Poprzedni tom pozostawił Natcha w dość nieprzyjemnej sytuacji: zaangażowanego w konflikt o Multirzeczywistość między Margaret Surimą a Lenem Bordą, z tajemniczymi zamachowcami na karku, czarnym kodem krążącym w krwiobiegu i zdradzającym tendencje rozpadowe feudokorpem. Lecz Edelman na tym nie poprzestaje i dorzuca bohaterom więcej kłopotów. W kolejnej części teatr działań znacząco się rozszerza, wprowadzając przy okazji nowych graczy. Okazuje się, że Rada Obrony i Bezpieczeństwa nie jest monolitem, a feudokorp Natcha nie jest taki uległy, jak mogło się wydawać. Rozgrywka z Multirzeczywistością w tle zahacza o wysokie szczeble polityki, zaangażowane zostaje stronnictwo libertarian i sam Nadkomitet, pojawia się też więcej informacji na temat napastników w czerni. Krótko mówiąc: wątek główny, w Infoszoku dość mdły i nieciekawy, nabiera rumieńców. Autorowi po raz kolejny naprawdę dobrze wychodzi odmalowanie skomplikowanego systemu zależności i sprzecznych interesów panujących na styku wielkiego biznesu i polityki: chłodna kalkulacja miesza się z impulsywnością, bezwzględność jest cnotą kardynalną, a miarą wielkości jest umiejętność wykorzystywania swych współpracowników i porzucania ich, gdy staną się zbędni. Co prawda czasem w trakcie lektury można odnieść wrażenie, że nagłych zwrotów akcji jest w Multirzeczywistości wręcz za dużo, a intrygi rozrastają się do gigantycznych rozmiarów, ale w większości przypadków wychodzi to zdecydowanie na plus.
Czy oznacza to, że drugi tom "Skoku 225" jest dobrą powieścią? Odpowiedź brzmi: zdecydowanie nie. Książka powiela niemal wszystkie mankamenty Infoszoku i to nawet w przypadku, gdy próbuje je naprawić. Po raz kolejny nie dostajemy szerszego przeglądu społecznego - i to w momencie, gdy byłby on najbardziej wskazany, jako że często przewijającym się motywem są społeczne protesty przeciwko Radzie Obrony (skwitowane kilkoma akapitami) oraz implikacje potencjalnego, szerokiego dostępu do Multirzeczywistości. Tymczasem u Edelmana panuje coś na kształt kultu Wielkiego Człowieka: jednostki decydują o kształcie świata oraz o postępie i to one najefektywniej sprawują władzę, co wyraźnie widać w zestawieniu biurokratycznego i rozlazłego Nadkomitetu z bazującą na systemie wodzowskim Radą Obrony. To Wielcy decydują, co jest najlepsze dla społeczeństwa, ono zaś – plastyczna masa do urabiania i kierowania nią – tylko niemo akceptuje, okazjonalnie sypiąc groszem w imię wolnego rynku.
Oczywiście takie podejście wymusiło nieco wyraźniejsze zarysowanie bohaterów. Niektórym wyszło to na dobre – Jara przestała być taką memeją, więcej miejsca zyskał Quell, interesująco wypadł Magan Kai Lee, inni zaś pozostali po staremu prości i szablonowi. Najgorzej jednak sprawa ponownie ma się z Natchem. Naprawdę próbowałem polubić tego gościa, a Edelman był na dobrej drodze, aby mi to umożliwić: są w Multirzeczywistości chwile, gdy programista jest zagubiony, przytłoczony rzeczywistością, niepewny, a jednocześnie cholernie zdeterminowany - i w tych momentach faktycznie można się z nim utożsamić. Nawet niektóre jego fortele w tym przypadku bardziej cieszą niż irytują; faktycznie pozwalają widzieć w nim zmyślnego wizjonera, a nie socjopatę. Potem jednak czar pryska, a pisarz ponownie pokazuje nam starego Natcha: pozbawionego empatii buca, wciąż niezadowolonego i mieszającego z błotem każdego, kto nie daje się kontrolować lub ma odmienne zdanie. Ba, po pewnym czasie cieszyłem się z każdej kłody, która lądowała pod jego nogami…
Nie jestem też przekonany do stylu, w jakim napisany jest "Skok 225". Już Infoszok był chwilami przegadany, ale drugi tom pod tym względem osiąga wyżyny. Zastanawiające, że o ile w kwestii opisów powieść zazwyczaj trzyma poziom (choć i tutaj znalazłoby się sporo fragmentów zdatnych do bezbolesnego wycięcia), o tyle w przypadku dialogów czytelnik męczy się potwornie. Bohaterowie uwielbiają mówić, a że "wymiany zdań" często tak naprawdę przybierają postać sążnistych monologów, dostajemy potężne bloki tekstu, w którym od A do Z wyjaśnione zostaje absolutnie wszystko, wypowiedziane dodatkowo w tonie prawd objawionych zbawcy światowej humanistyki z uniwersytetu w Koziej Wólce. Kwintesencją tej maniery jest finalna rozmowa Jary i Magana: drewniana, napuszona, rozkraczona pomiędzy dramatyzmem a absolutnym kiczem. Nie będę ukrywał, że pod koniec tomu miałem już Multirzeczywistości serdecznie dość i marzyłem tylko o tym, by się skończyła. A nie o to chyba chodziło…
Nie wiem, jak ostatecznie ocenić drugi tom "Skoku 225". Doceniam fakt, że akcja nabrała rozpędu i zyskała na rozmachu, a liczne zwroty akcji sprawiły, iż do pewnego momentu historię śledziło się z dużym zainteresowaniem. Ale mam też w pamięci wnerwiającego Natcha, chrzęszczące w uszach dialogi, papierowych bohaterów i dłużyzny, których pokonywanie przypominało próby zjedzenia kilograma krówek-mordoklejek. Na raz. Ostatecznie Multirzeczywistość okazuje się lepsza od Infoszoku, tyle że to tak naprawdę nic nie zmienia: nadal mamy do czynienia ze średniakiem, który – przynajmniej w moim przypadku – skutecznie odstręczył od poznania finału trylogii.