Świat tak fantastyczny, jak Diuna i tak realny, jak najnowszy numer Wall Street Journal
Niepokojąca wizja świata, który na własne życzenie pozbywa się człowieczeństwa, zachowując najgorsze cechy rodzaju ludzkiego.
Jarosław Grzędowicz
Geniusz bio-logiki Natch po wygranym starciu zyskał nowego, przebiegłego i bezwzględnego przeciwnika.
Walka odbywa się w salonach władzy Melbourne i miejskich ruinach. Stawką jest los technologii, która może na zawsze zakończyć tyranię Rady… lub dać jej do ręki najpotężniejsze narzędzie ucisku.
Jeżeli istnieje sieć splątana bardziej, niż Światowa Sieć Informatyczna, jest nią bizantyjsko skomplikowana mapa powiązań w świecie finansowym. Edelman łączy oba światy w tej rozbudowanej i fascynującej trylogii. To działa!
Robert J. Sawyer, laureat nagrody Hugo, autor powieści "Rollback" oraz "Hominidzi"
Premiera (Polska)
21 marca 2014Liczba stron
0Autor:
David Louis EdelmanGatunek:
Fantasy, Sci-Fi
Najnowsza recenzja redakcji
Poprzedni tom pozostawił Natcha w dość nieprzyjemnej sytuacji: zaangażowanego w konflikt o Multirzeczywistość między Margaret Surimą a Lenem Bordą, z tajemniczymi zamachowcami na karku, czarnym kodem krążącym w krwiobiegu i zdradzającym tendencje rozpadowe feudokorpem. Lecz Edelman na tym nie poprzestaje i dorzuca bohaterom więcej kłopotów. W kolejnej części teatr działań znacząco się rozszerza, wprowadzając przy okazji nowych graczy. Okazuje się, że Rada Obrony i Bezpieczeństwa nie jest monolitem, a feudokorp Natcha nie jest taki uległy, jak mogło się wydawać. Rozgrywka z Multirzeczywistością w tle zahacza o wysokie szczeble polityki, zaangażowane zostaje stronnictwo libertarian i sam Nadkomitet, pojawia się też więcej informacji na temat napastników w czerni. Krótko mówiąc: wątek główny, w Infoszoku dość mdły i nieciekawy, nabiera rumieńców. Autorowi po raz kolejny naprawdę dobrze wychodzi odmalowanie skomplikowanego systemu zależności i sprzecznych interesów panujących na styku wielkiego biznesu i polityki: chłodna kalkulacja miesza się z impulsywnością, bezwzględność jest cnotą kardynalną, a miarą wielkości jest umiejętność wykorzystywania swych współpracowników i porzucania ich, gdy staną się zbędni. Co prawda czasem w trakcie lektury można odnieść wrażenie, że nagłych zwrotów akcji jest w Multirzeczywistości wręcz za dużo, a intrygi rozrastają się do gigantycznych rozmiarów, ale w większości przypadków wychodzi to zdecydowanie na plus.
Czy oznacza to, że drugi tom "Skoku 225" jest dobrą powieścią? Odpowiedź brzmi: zdecydowanie nie. Książka powiela niemal wszystkie mankamenty Infoszoku i to nawet w przypadku, gdy próbuje je naprawić. Po raz kolejny nie dostajemy szerszego przeglądu społecznego - i to w momencie, gdy byłby on najbardziej wskazany, jako że często przewijającym się motywem są społeczne protesty przeciwko Radzie Obrony (skwitowane kilkoma akapitami) oraz implikacje potencjalnego, szerokiego dostępu do Multirzeczywistości. Tymczasem u Edelmana panuje coś na kształt kultu Wielkiego Człowieka: jednostki decydują o kształcie świata oraz o postępie i to one najefektywniej sprawują władzę, co wyraźnie widać w zestawieniu biurokratycznego i rozlazłego Nadkomitetu z bazującą na systemie wodzowskim Radą Obrony. To Wielcy decydują, co jest najlepsze dla społeczeństwa, ono zaś – plastyczna masa do urabiania i kierowania nią – tylko niemo akceptuje, okazjonalnie sypiąc groszem w imię wolnego rynku.
Oczywiście takie podejście wymusiło nieco wyraźniejsze zarysowanie bohaterów. Niektórym wyszło to na dobre – Jara przestała być taką memeją, więcej miejsca zyskał Quell, interesująco wypadł Magan Kai Lee, inni zaś pozostali po staremu prości i szablonowi. Najgorzej jednak sprawa ponownie ma się z Natchem. Naprawdę próbowałem polubić tego gościa, a Edelman był na dobrej drodze, aby mi to umożliwić: są w Multirzeczywistości chwile, gdy programista jest zagubiony, przytłoczony rzeczywistością, niepewny, a jednocześnie cholernie zdeterminowany - i w tych momentach faktycznie można się z nim utożsamić. Nawet niektóre jego fortele w tym przypadku bardziej cieszą niż irytują; faktycznie pozwalają widzieć w nim zmyślnego wizjonera, a nie socjopatę. Potem jednak czar pryska, a pisarz ponownie pokazuje nam starego Natcha: pozbawionego empatii buca, wciąż niezadowolonego i mieszającego z błotem każdego, kto nie daje się kontrolować lub ma odmienne zdanie. Ba, po pewnym czasie cieszyłem się z każdej kłody, która lądowała pod jego nogami…
Nie jestem też przekonany do stylu, w jakim napisany jest "Skok 225". Już Infoszok był chwilami przegadany, ale drugi tom pod tym względem osiąga wyżyny. Zastanawiające, że o ile w kwestii opisów powieść zazwyczaj trzyma poziom (choć i tutaj znalazłoby się sporo fragmentów zdatnych do bezbolesnego wycięcia), o tyle w przypadku dialogów czytelnik męczy się potwornie. Bohaterowie uwielbiają mówić, a że "wymiany zdań" często tak naprawdę przybierają postać sążnistych monologów, dostajemy potężne bloki tekstu, w którym od A do Z wyjaśnione zostaje absolutnie wszystko, wypowiedziane dodatkowo w tonie prawd objawionych zbawcy światowej humanistyki z uniwersytetu w Koziej Wólce. Kwintesencją tej maniery jest finalna rozmowa Jary i Magana: drewniana, napuszona, rozkraczona pomiędzy dramatyzmem a absolutnym kiczem. Nie będę ukrywał, że pod koniec tomu miałem już Multirzeczywistości serdecznie dość i marzyłem tylko o tym, by się skończyła. A nie o to chyba chodziło…
Nie wiem, jak ostatecznie ocenić drugi tom "Skoku 225". Doceniam fakt, że akcja nabrała rozpędu i zyskała na rozmachu, a liczne zwroty akcji sprawiły, iż do pewnego momentu historię śledziło się z dużym zainteresowaniem. Ale mam też w pamięci wnerwiającego Natcha, chrzęszczące w uszach dialogi, papierowych bohaterów i dłużyzny, których pokonywanie przypominało próby zjedzenia kilograma krówek-mordoklejek. Na raz. Ostatecznie Multirzeczywistość okazuje się lepsza od Infoszoku, tyle że to tak naprawdę nic nie zmienia: nadal mamy do czynienia ze średniakiem, który – przynajmniej w moim przypadku – skutecznie odstręczył od poznania finału trylogii.