Lena Dunham po serialu Dziewczyny z 2012 roku nazwana została głosem millenialsów, jednak przy filmie Sharp Stick postanowiła tym razem skierować swoje rozważania w kierunku pokolenia Z. Bohaterką uczyniła młodą kobietę, która mieszka razem ze swoją matką i siostrą, prowadząc względnie uporządkowane życie w pandemicznej rzeczywistości. Wdaje się jednak w romans z dużo starszym od siebie mężczyzną, co dla Sary Jo (Kristine Froseth) będzie początkiem poszukiwania jej seksualnej tożsamości. Dunham i tym razem błyszczy warstwą humorystyczną, ale jej starania mające na celu przełamywanie tabu i rekonstruowanie społecznych mechanizmów, wypadają co najmniej średnio z dwóch powodów. Po pierwsze, skupiona jest w pełni na swojej bohaterce, która od pewnego momentu stoi w miejscu i porusza się wyłącznie po odgórnie zaplanowanym koncepcie w obrębie spiętych niczym gorset ram konwencji. Po drugie, Dunham uwielbia przedstawiać bohaterów zagubionych, nieświadomie kochających popełniać błędy, ale nie decyduje się na żaden kontrapunkt. W trakcie seansu pojawia się więc całkiem słuszne pytanie – dokąd to wszystko zmierza? W jakim punkcie znajduje się bohaterka w ostatniej scenie? Przez większość czasu jest wrażenie, że wszystko przebiega tak jak powinno, ale co to ostatecznie znaczy? Z jednej strony mamy podejście pełne wrażliwości do głównej bohaterki, ale jej lista seksualnych uniesień zainspirowana kategoriami ze stron porno sugeruje, że tej drogi nie da się zakończyć tak szybko, jak uczyniła to reżyserka i scenarzystka. Z dziwnym manieryzmem podchodzi ona do unikania wszelkich sytuacji, które mogłyby postawić gdzieś wyraźną kropkę.
materiały prasowe
Tematyczne niedociągnięcia kapitalnie pudrują aktorzy, świetnie czujący się w tym mało rzeczywistym świecie. Froseth wypada przekonująco jako niedostosowana do życia dziewczyna, natomiast Jon Bernthal daje prawdziwy popis w tworzeniu obrazu mężczyzny nieco melodramatycznego, ale też jednocześnie odchodzącego od wizerunku typowego twardziela. Aktorsko dobrze wypada też drugi plan: Jennifer Jason Leigh w roli niezależnej i kochającej matki, która sprawia wrażenie tej najbardziej "cool" w całej rodzinie oraz Taylour Paige jako siostra Sary Jo, której życiowe perturbacje dobrze uzupełniają się z głównym wątkiem. Problem jest jednak inny, bo jak wspomniałem wyżej - Dunham nie kończy wszystkich zaczętych wątków. Powstaje zatem pytanie, czy twórczyni gotowa była na podjęcie się tego tematu, który jednak zanika gdzieś przez formalne sztuczki i sytuacje wynikające nie z fabularnej konieczności, ale chęci serwowania kolejnych gagów. Twórczo nie ma tu zatem wzlotów, przynajmniej nie tyle, na ile pozwala sobie Sarah Jo. Trzeba jednak przyznać, że chociaż brakuje odpowiedzi na wiele postawionych pytań, to reżyserka skupiona jest na konkretnym zakresie tematycznym i nie wychyla się poza to, co w jej ocenie było najważniejsze. Skupia w centrum szczere przedstawienie tematów seksualności, więzi międzyludzkich, ale też traum. Inna sprawa, że współcześnie kino uwielbia próby łączenia komedii i dramatu, ale w tym przypadku wychodzi to co najmniej słabo. Sharp Stick nie ma tego realizmu wśród postaci, a najbardziej utrudnia realizację tego założenia sama główna bohaterka. Z jej nieporadności i infantylizmu opakowano cały film, czyniąc z tego gimmick zamiast okazji do powiedzenia czegoś więcej. Doceniam wiele gagów, ale Sharp Stick często jest filmem pretensjonalnym, jakby nieprzygotowanym pod komentowanie segmentu kultury opartej o przygodny seks. Jest zabawnie, owszem, ale Dunham zapomina w pewnym momencie o scenariuszu, a to prowadzi do tracenia z radaru bohaterów i trudniej jest w takiej sytuacji o udane zakończenie. Film sprawia wrażenie otwartego, ale też jednocześnie krytykuje zawarte w nim postawy, co negatywnie rozmywa aspiracje reżyserki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj