How to Get Away with Murder w nowym odcinku w dużej mierze dzieje się na sali sądowej. Annalise, zmuszona przez swojego przełożonego Emmeta, podejmuje się obrony klientów wyznaczonych przez Caplan&Gold. Chodzi tu głównie o pieniądze, więc sentymenty i emocje można odłożyć na bok. Tym razem chodzi o morderstwo, którego rzekomo dopuścił się bardzo bogaty mężczyzna. Jego kolejnym przewinieniem, jest wydanie kontrowersyjnej książki o psychopatach, która stawia go w bardzo niekorzystnym świetle. Zwłaszcza w oczach ławy przysięgłych. Postaci oskarżonego, pana Harringtona, nie da się lubić. Jest uosobieniem wszystkiego, czego każda młoda kobieta nie znosi. Jest apodyktyczny, przepełniony poczuciem wyższości, a z jego ust płyną nieustannie seksistowskie komentarze. Zwłaszcza w stosunku do Annalise i Tegan, które z łatwością potrafią jednak odciąć się od jego szowinistycznego zachowania. Jego wątek nie ma szczęśliwego zakończenia, co biorąc pod uwagę dowody, jest zaskakującym rozwiązaniem. Widzom natomiast nie przynosi ani poczucia zadowolenia, ani satysfakcji. Z pana Harringtona zrobiono stosunkowo negatywną postać, która jednak została niesłusznie skazana. Widz doświadcza zatem swoistego rodzaju dysonansu, a mieszane uczucia nie pozwalają wyrobić sobie jednoznacznego zdania na ten temat. W tym wątku może podobać się jednak coś innego. Z niekłamaną przyjemnością ogląda się Annalise, która bryluje na sali sądowej. Nie ma znaczenia, że przegrała sprawę w sądzie i mężczyzna został uznany za winnego. Dobrze jest widzieć panią adwokat panującą nad własnym życiem, a co ważniejsze - nad swoimi studentami. Jest to tym bardziej istotne, że po wygranej w Sądzie Najwyższym, znajduje się teraz na prawniczym świeczniku i zaraz znajdzie się ktoś, kto będzie chciał jej przeszkodzić w pracy. Tym razem, dzieje się to za pomocą jej studentów, którzy z dnia na dzień muszą zdać egzamin z etyki. Egzamin, a raczej przesłuchanie, jest podchwytliwe, a pytania są skierowane bezpośrednio wobec zachowania ich przełożonego. Oczywiście chodzi tu o Annalise i jej zbiorowy pozew sądowy, niż etykę samą w sobie. Muszę przyznać, że jest to ciekawy akcent, który podkreśla jak bardzo Annalise zaszła za skórę władzom. Skoro o władzach mowa, to warto zajrzeć do biura prokuratora, bo tam dzieją się bardzo ciekawe rzeczy. Przede wszystkim mamy wspaniały trójkąt dziwnych zależności między Millerem, Bonnie i Asherem. Oczywiście Asher, jak to Asher, jest irytującym karierowiczem-lizusem i dzięki temu zdobywa stałą posadę w biurze prokuratora. Jego interakcje z Millerem są, lekko mówiąc, zawstydzające, choć z drugiej strony przełamują trochę ciężką atmosferę serialu. Jego praca w biurze prokuratora komplikuje sytuację między Millerem a Bonnie, których romans kwitnie w najlepsze. W dalszym ciągu nie wiem na ile jest on prawdziwy. A to wszystko przez Bonnie, która jest tak wielowymiarowa, że nie sposób przewidzieć, co siedzi w jej głowie. Tym bardziej, że to właśnie ona wydaje się być główną postacią całego sezonu. To właśnie sprawa jej dziecka zabiera zdecydowanie najwięcej czasu, tym bardziej, że jest badana z dwóch różnych perspektyw. Przede wszystkim Frank szpieguje Gabriela i ucieka się do najdziwniejszych metod, byle tylko dowiedzieć się, co ukrywa ten młody mężczyzna. Z drugiej strony jest Nate i jego śledztwo. Odkrywa, że dziecko Bonnie żyje i zostało porwane ze szpitala, w którym to Bonnie musiała zostawić swojego małego syna. I tutaj dochodzimy do najbardziej rozczarowującego momentu całego odcinka. Okazuje się bowiem, że Annalise rozpoznała kobietę odpowiedzialną za porwanie chłopca. Jest nią siostra Bonnie. Mam tylko nadzieję, że to nie jest siostra bliźniaczka, bo jeśli tak… to cóż, cała magia nowego sezonu zniknie jak za pstryknięciem palców. Do tej pory wszystko wydawało się dość logiczne, a fabuła miała ręce i nogi. Jeśli scenarzyści sięgnęli po typowo telenowelowy zabiegi z rodzeństwem bliźniaczym, to jakość serialu zdecydowanie się obniży. Współczesna telewizja jest ponad takie trywialne zagrania. Oprócz tego dość niepokojącego zwrotu fabularnego odcinek dostarcza kilka wspaniałych relacji pomiędzy postaciami serialu. Ten sezon błyszczy w części obyczajowej. Scen, w których występuje Bonnie z Millerem nie da się nawet porównać do tych, w których Bonnie wchodzi w relację z Annalise. Między tymi postaciami jest niezaprzeczalna chemia. Wcale nie gorzej radzą sobie Michaela i Tegan. Atmosferę, która jest pomiędzy nimi można kroić nożem, a i tak spokojnie starczyłaby na cały sezon. Michaela stara się odzyskać zaufanie Tegan. W teorii nie powinno to być nawet możliwe, ale kto wie, jak potoczą się ich relacje. W każdym razie wątek Michaeli jest jednym z moich ulubionych w tym sezonie. Zdecydowanie gorzej ogląda się postać Laurel, która chwilowo jest bardzo nijaka. W gruncie rzeczy została zdegradowana głównie do roli matki małego Christophera i nic więcej się z nią nie dzieje. Connor i Oliver są przynajmniej serialowymi śmieszkami, którzy rozładowują mroczną atmosferę serialu. Laurel natomiast, równie dobrze mogłaby nie być obecna na planie, a serial nic by nie stracił. Sposób na morderstwo póki co radzi sobie o wiele lepiej niż poprzedni sezon. Każdy odcinek uchyla nieco więcej z nadchodzących wydarzeń. Również i w nich Bonnie wydaje się odgrywać znaczącą rolę. Z listy “kto umrze tym razem” należy wykreślić Michaelę, Laurel, Annalise i Bonnie. Napięcie jest podsycane faktem, że Connor na weselu ma poobijaną twarz, a Olivera nie można nigdzie znaleźć. Kogo dobiła Bonnie? I czy tym razem będzie to faktycznie morderstwo, czy ponownie nieszczęśliwy wypadek? Czas pokaże.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj