Pewnego tragicznego dnia na drodze nieopodal Nicei wskutek wypadku samochodowego ginie kobieta oraz dwójka jej dorosłych dzieci. Miejscowa policja szybko zamyka śledztwo, ponieważ nic nie wskazuje na to, aby swój udział w całym zajściu miały osoby trzecie. Rzeczywistość wygląda jednak trochę inaczej – jedna z niedoszłych ofiar zostaje uratowana i wywieziona do Szwajcarii. Nazywa się Emma Fortuny i jest żądna zemsty. Przez bezwzględnego biznesmena Etienne'a Chevaliera (Bernard Yerlès) zginęli nie tylko jej matka i brat, ale niedługo wcześniej także ojciec. Po dekadzie ta zwyczajna dziewczyna wraca do Nicei już jako Olivia Alessandri (Laëtitia Milot) – piękna pani prawnik, która ukończyła najlepsze uczelnie świata, a do tego jest piekielnie błyskotliwa i ma już gotowy plan działania, ponieważ zlokalizowała każdego winnego nieszczęścia jej oraz jej rodziny. Olivia w przeciwieństwie do powieściowego Edmunda Dantesa dość szybko zaczyna współpracować z innymi osobami, a jedną z nich jest jej przyjaciółka, Maya (Clémentine Justine). Co ciekawe, pewien bohater zwyczajnie po dekadzie… rozpoznaje ją po oczach. To zabawne, zważywszy na to, że minęło sporo czasu, a bohaterka zmieniła wygląd jak najbardziej się dało. Olivia błyskawicznie też wkupuje się w łaski swojego głównego wroga, Chevaliera. Czytaj także: Czy będzie 2. sezon Zemsty o jasnych oczach Francuzi lubują się w powieściach swoich mistrzów, a Hrabia Monte Christo Aleksandra Dumasa jest z pewnością jednym z największych arcydzieł nie tylko francuskiej, ale i światowej literatury. Powieść ta doczekała się naprawdę ogromnej ilości adaptacji filmowych i serialowych, a La vengeance aux yeux clairs to kolejna produkcja czerpiąca z książki Dumasa. Trzeba jednak wspomnieć, że twórcy pożyczyli sobie motyw główny powieści, przekształcając go wedle swojego upodobania. Najbardziej rzuca się w oczy fakt, że głównym bohaterem nie jest mężczyzna – kobieta w roli mścicielki to może banalny pomysł, ale przynajmniej otwiera przed scenarzystą nowe możliwości. I wszystko wyglądałoby pięknie, gdyby nie między innymi forma pierwszego odcinka – pilot serialu trwa ponad półtorej godziny, a choć sama historia nie wydaje się wcale nudna, po godzinie seans zaczyna nużyć. Twórcy zrobili też oczywiście wszystko, aby ten przydługawy wstęp zakończył się jak najbardziej dramatycznie – dodatkowo wrzucając odpowiednio wcześniej tyle wskazówek, że cliffhanger na końcu odcinka w ogóle nie zaskakuje. W trakcie seansu nie można uciec od wrażenia, że serial sili się odrobinę na udawanie czegoś lepszego, niż jest w rzeczywistości. Przykładowo liczne wiadomości SMS wyświetlane na ekranie to ostatnio istna plaga, która jednoznacznie kojarzy się z Sherlock. Nawet muzyka w kilku scenach akcji odrobinę przypomina tę z serialu BBC. Zawsze i niezmiernie rozbawia też fakt, że bohaterowie używają jakiegoś mało znanego komukolwiek systemu operacyjnego, a Olivia w swoim laptopie zrobiła sobie śliczną multimedialną prezentację z podobiznami swoich wrogów – cóż, miała na to całe 10 lat. Nie da się ukryć, że serial jako wariacja na temat montechristowskiej zemsty nie może całkiem zaskoczyć. Olivia jest bohaterką bardzo sprytną, więc widzom przyjdzie najpewniej oglądać kolejne jej sukcesy w eliminowaniu swoich wrogów. Co ciekawe, fakt, że rujnuje życie także osobom postronnym, nie robi na niej większego wrażenia. W końcu kryminaliści często likwidują się wzajemnie, a ona tylko lekko popycha ich do działania. Dobrze, że Olivia posiada też ciemniejszą stronę charakteru, ponieważ w innym wypadku byłaby nieznośna. Co do reszty bohaterów – mamy typową wierną przyjaciółkę, dobrego gliniarza i złego biznesmena – bardziej schematycznie się nie dało. Serial zapowiada się na kolejną sprawnie zrealizowaną produkcję, ponieważ kwestiom wizualnym wiele zarzucić nie można. Fanom kryminałów może niekoniecznie przypadnie do gustu, ale jako ciekawostka na wieczór będzie w sam raz.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj