Eminem - samozwańczy bóg rapu z Detroit wciąż na tronie
Eminem potrafi strzelać słowami najszybciej na świecie. Sylwetkę samozwańczego boga rapu, którego "Lose Yourself" znów szturmuje radiowe ramówki, przedstawia Wam człowiek, który z Eminemem ma relację szczególną.
Detroit, lata 80. Będący w 4. klasie podstawówki Marshall Mathers przeżywa gehennę - jest codziennie gnębiony przez starszego o dwa lata dręczyciela. D’Angelo Bailey zamyka chłopaka w szafkach na korytarzu szkoły, bije i prześladuje. Pewnego dnia atakuje go w toalecie, dusi i uderza jego głową o pisuar, łamiąc mu nos i rozsmarowując krew na całym jego ubraniu. Podczas kolejnego incydentu wymierza mu tak silny cios z rozbiegu, że Marshall upadając na ziemię, traci przytomność. Tego samego dnia wieczorem, próbując czytać komiksy, jego wzrok rozmywa się, a z ucha wydobywa się krew. Lekarze stwierdzają krwiaka mózgu, a Marshall przez kolejne 5 dni spędzonych w szpitalu na przemian traci i odzyskuje przytomność. Każdy dzień dorastania na przedmieściach Detroit jest dla niego trudny i często bywa walką o życie, szczególnie gdy jest się jedynym białym chłopakiem w okolicy. Marshall mieszka z mamą, nigdy nie poznał swojego ojca, w domu się nie przelewa, w szkole nie idzie mu za dobrze – jego ucieczką jest muzyka, rymowane wersy, które spisuje na wszystkim, co akurat ma pod ręką. Wersy, które pewnego dnia przyniosą mu pieniądze, sławę i wszystko, o czym marzył, chowając się w slumsach przemysłowego miasta. Wersy, które przyniosą mu katharsis i liryczną zemstę, której wykonawcą stanie się jego szalone alter ego, Slim Shady. W roku 1999 Marshall już pod pseudonimem Eminem opisze traumatyczne zajście ze szkolnym osiłkiem w utworze„Brain Damage”, który znajdzie się na albumie „The Slim Shady LP”. Wydawnictwo okryje się poczwórną platyną i przykuje uwagę jego byłego szkolnego prześladowcy. Dorosły D’Angelo Bailey w roku 2001 złoży pozew sądowy, oskarżając Eminema o zniesławienie. Bailey wyprze się fizycznej agresji, którą raper opisuje szczegółowo w utworze. Będzie żądał miliona dolarów rekompensaty, co prowadząca sprawę sędzia Deborah Servitto oddali, odczytując korzystny dla Eminema wyrok uniewinniający, w formie rapu:
Szuka więc rekompensaty w postaci pieniędzy
Bailey myśli, że gotówkę na tym zyska,
Ponieważ Eminem wymienił go na próżno z nazwiska
Jego tekstów nikt na poważnie nie bierze
Są wyolbrzymieniem pozostającym w dziecięcej sferze.
To była pierwsza z wielu rozpraw sądowych w życiu Eminema, która pokazała mu jasno, że sprawiedliwość jednak istnieje. Tak też mógł pomyśleć każdy fan rapu w roku 2003, gdy wśród nominacji do Oscarów za najlepszą piosenkę filmową, znalazł się utwór Eminema „Lose Yourself” pochodzący z filmu 8 Mila. Historia młodego chłopaka, który za pomocą niesamowitych tekstów i umiejętności wybija się ponad przeciętność życia w slumsach, była częściowo inspirowana życiorysem Eminema i przyniosła raperowi gigantyczną sławę i nieśmiertelność; oto bowiem pierwszy raz w historii utwór z gatunku hip-hop zdobył najwyższe kinematograficzne wyróżnienie, a otrzymał je od kojarzącej się ze skostniałą i dekadencką Akademii Filmowej. To nie było jedynie zwycięstwo Eminema jako artysty, to była wygrana całego środowiska hip-hopowego, uznawanego dotąd przez media i ogół społeczeństwa za dziwną, często niebezpieczną niszę, produkującą twór niebędący prawdziwą muzyką. Sukces Eminema pokazał wielu aspirującym twórcom rapu, że ta forma sztuki jest w stanie przebić się nawet do miejsc tak jeszcze do niedawna niedostępnych, jak Oscary. Dla będącego wtedy w liceum młodego mnie to była prawdziwa duma; oglądając jak zawsze na żywo w środku nocy ceremonię rozdania Oscarów, mój ulubiony w tamtym czasie raper dokonał czegoś, co wydawało mi się niemożliwe. Przetarł szlak dla przyszłych twórców i stworzył precedens, przez co, gdy 3 lata później Three Six Mafia odbierała złotą statuetkę za Pod prąd, nie było to ani szokujące, ani nienormalne, bo od czasu pamiętnych Oscarów w roku 2003 rap przestał być ciekawostką i anomalią, stając się w uszach sceptyków pełnoprawnym gatunkiem muzycznym, który nie wybiera się na przedwczesną emeryturę.
„Lose Yourself”, które Eminem napisał ponoć w trakcie przerw na planie podczas kręcenia 8 mili, otworzyło pozamykane wcześniej furtki i w ten sposób, 17 lat później, podczas 92. ceremonii rozdania Oscarów, nikogo specjalnie nie dziwi na niej obecność hip-hopu. Od mocnego eksponowania perkusisty zespołu The Roots, Questlove’a (który pełnił rolę DJ-a w przerwach pomiędzy segmentami), przez freestyle podsumowujące ceremonię w wykonaniu Utkarsha Ambudkara, aż po wisienkę czy może raczej dynamit na torcie – po wręczeniu statuetek za najlepszy dźwięk, dosłownie spod ziemi wyrósł Eminem, który po raz pierwszy od otrzymania Oscara, w końcu wykonał na żywo przed oscarową publicznością „Lose Yourself”. Członkowie Akademii, jak sugeruje refren utworu, zatracili się w muzyce, gdy klasyczne wersy o spaghetti mamy eksplodowały razem z bitem wspomaganym przez orkiestrę symfoniczną i gitary elektryczne, wywołując szok i zdziwienie jednych uczestników ceremonii, rytmiczne bujanie głową i powtarzanie tekstów drugich, znudzenie i zdegustowanie Martina Scorsese oraz potężną owację na stojąco, którą zakończył się ten minikoncert gwiazdy rapu. Występ trzymany w ścisłej tajemnicy był swoistym odkupieniem po latach dla Eminema, który w roku 2003 nawet nie pojechał na ceremonię, święcie wierząc, że na pewno nie wygra. Spał w domu, gdy zadzwonił telefon, a jego przyjaciel Luis Resto, który podczas rozdania odebrał nagrodę w jego imieniu, poinformował zaspanego Eminema, że ten właśnie wygrał Oscara. „Naprawdę? O cholera! Fajnie!” – było wtedy jego niezbyt entuzjastyczną reakcją, gdyż jak twierdzi, znajdował się wówczas w zupełnie innym miejscu swojego życia niż teraz i dopiero po czasie żałował, że nie dane mu było wystąpić wtedy na żywo na oscarowej gali. Po latach okazja zapukała ponownie do jego drzwi i tym razem nie wypuścił już jej z rąk.
Oscarowy występ to oczywiście doskonała forma promocji, nawet dla kogoś tak absurdalnie sławnego jak Eminem. „Lose Yourself” wróciło do radiowej rotacji i znowu stało się mocno popularne, w chyba idealnym dla niego momencie, gdy dosłownie mniej niż miesiąc temu miał premierę jego nowy album „Music To Be Murdered By” – 11. już wydawnictwo w jego 24-letniej karierze scenicznej, pełnej wzlotów, upadków i kontrowersyjnych tekstów, która rozpoczęła się po tym, gdy dostrzegł go legendarny producent muzyczny i szef wytwórni Aftermath Records, Dr. Dre. „To było dziwne. To jak oglądanie murzyna wykonującego muzykę country” – mówił w 1999 roku Dre o wizerunku Eminema. Biały, blond chłopak o niebieskich oczach, w zdominowanej przez czarnoskórych artystów kulturze hip-hopu, wzbudzał w wielu zdziwienie, nawet niesmak i złość, ale to dzięki talentowi, Eminem był w stanie przebić się przez tę ścianę rasizmu, sceptycyzmu i przekonania, że rap to zabawa tylko dla czarnych braci. Dr. Dre nie patrzył na kolor jego skóry, nie miał on żadnego znaczenia. Jak twierdził, dla niego Eminem mógłby być nawet purpurowy, bo liczą się umiejętności, dodając - „Jeśli pozostanie tą samą osobą, która weszła ze mną do studia pierwszego dnia, to będzie k***a większy niż Michael Jackson”. Dla Eminema spotkanie z Dre było sytuacją z pogranicza surrealizmu i postanowił wykorzystać do maksimum daną mu szansę, przygotowując się do nagrań jak do walki życia. Przez 48 godzin bez przerwy pisał teksty, które potem znalazły się na albumie „The Slim Shady LP”.
Współpraca obu muzyków zaowocowała potężnymi komercyjnie hitami, które wywindowały Eminema na absolutny szczyt, daleko wykraczając ponad dotychczasowe możliwości i potencjał rapu. Jego płyty sprzedawały się jak świeże bułeczki w milionach egzemplarzy, a teledyski pojawiały się dosłownie wszędzie i można było odnieść wrażenie, że kompletnie zdominowały w tamtym okresie stacje muzyczne, takie jak MTV czy Viva. Całkiem nieźle jak na kogoś, kto trzy razy powtarzał dziewiątą klasę i w końcu został wyrzucony ze szkoły, a później pracował na kuchni w podrzędnej spelunie, ledwo wiążąc koniec z końcem, w dodatku mając na utrzymaniu trzyletnią córeczkę Hailie. Związek Eminema z Kim, mamą Hailie, to burzliwa historia rozstań i powrotów, która trwała długie lata. W okresie, gdy para była w separacji, Kim utrudniała raperowi spotkania z córką, dlatego ten wpadł na jeden z miliona swoich szalonych pomysłów i oszukując Kim, że zabiera Hailie do Chuck E. Cheese, sieciowego centrum rozrywki dla dzieci, tak naprawdę zabrał córkę do studia nagraniowego, gdzie zarejestrował jej głos, wykorzystany później w utworze „97 Bonnie and Clyde”, w którym Eminem opowiada historię o tym, jak zabił Kim i z pomocą córki utopił jej zwłoki w rzece. Kim, bez żadnych zaskoczeń wpadła we wściekłość i nazwała Eminema psychicznie chorym. To nie ostatni przypadek, gdy Marshall doprowadzi swoich bliskich do szału.
Krótko po sukcesie płyty „The Slim Shady LP”, mama Eminema, Debbie Mathers, pozwała go o zniesławienie, żądając 10 milionów dolarów. Co trzeba zrobić, by zasłużyć sobie na pozew sądowy od własnej mamy? Eminem w swoim hitowym singlu „My Name Is...” sugerował, że jego rodzicielka bierze więcej narkotyków niż on, zaś w „Role Model” przepraszał za to, że uderzył ją w głowę łopatą. Czarę goryczy jednak przelał wywiad z 1999 roku dla magazynu Rolling Stone, w którym Eminem mówił: „Moja matka brała dużo koki i innego g*wna – sporo tabletek – przez co miała huśtawki nastroju. Potrafiła obudzić się w środku nocy, krzycząc Sku****yny won!”. Pozew zaognił tylko napiętą już relację pomiędzy matką i synem, a Eminem nie pozostał dłużny i na kolejnym albumie z roku 2000 „The Marshall Matters LP”, odniósł się w tekstach do sytuacji, twierdząc, że suma 10 milionów, którą żąda jego mama, to jeden dolar za każdą tabletkę nasenną, którą raper ukradł jej, będąc dzieckiem. Sugestia, że pani Mathers była uzależniona i nieodpowiedzialna, zostawiając w łatwo dostępnym dla dziecka miejscu silne leki na receptę, które w efekcie doprowadziły go do jego własnego uzależnienia, była aż nadto czytelna. To była wojna, a mama Eminema, nie mogąc uzyskać prawnie zadośćuczynienia, postanowiła sięgnąć po ostrzejszą amunicję i nagrała tak zwany diss, czyli utwór szkalujący i atakujący jej syna. Powiedzieć, że diss nie odniósł sukcesu i nie był zbyt dobry, to nie powiedzieć absolutnie nic, a sam Eminem skomentował go brutalnie, mówiąc, że gdyby mógł cofnąć się w czasie i zabić własną mamę tuż po jego urodzeniu, zrobiłby to. Pozew ostatecznie zakończył się pozytywnie dla rapera i nie tak pozytywnie dla Debbie Mathers – z żądanych 10 milionów, otrzymała w formie ugody 25 tysięcy dolarów, z czego ponad 23 tysiące poszły na opłacenie prawnika. Korki szampana nie strzelały tej nocy, a na domiar złego Eminem na wydanym w 2002 roku albumie „The Eminem Show” umieścił kolejny utwór w którym rozlicza się z mamą w sposób nie zostawiający na niej suchej nitki – „Cleanin’ Out My Closet”.
Abstrahując od tego, czy jak twierdził, Eminem wpadł w uzależnienie od leków przez swoją mamę czy nie, w szczycie jego kariery było ono poważne do tego stopnia, że raper potrafił brać dziennie po 20-30 tabletek Valium i Vicodinu, silnych leków psychotropowych i przeciwbólowych, łącząc je z Xanaxem, Ambienem i alkoholem. Uzależnienie Eminema od opioidów rozpoczęło się podczas tras koncertowych, gdy ktoś dał mu tabletkę, po której łatwiej było mu zasnąć. Ten stan relaksacji po stresującym i napiętym harmonogramie dnia tak mu się spodobał, że zaczął nadużywać leków, nawet nie zauważając, że stały się one codziennością, a on stracił rachubę, ile bierze i co bierze. W roku 2005 próbował terapii, ale śmierć jego przyjaciela, rapera Proofa z zespołu D-12 (którego Eminem był członkiem) wpędziła go w jeszcze gorszy stan psychiczny i większe uzależnienie, którego epicentrum miało miejsce w roku 2007, kiedy niemal śmiertelnie przedawkował. Lekarze powiedzieli mu wówczas, że gdyby trafił do szpitala choćby dwie godziny później, nie przeżyłby; ponoć ilość metadonu, którą wtedy spożył, była równa czterem torebkom heroiny. Miesiąc po opuszczeniu szpitala Eminem doznał poważnego urazu kolana. Przez uzależnienie żaden lekarz nie chciał przepisać mu leków przeciwbólowych, dlatego raper przetrząsnął swoje stare mieszkanie od góry do dołu, w poszukiwaniu ukrytych na czarną godzinę lekarstw. W piwnicy znalazł zawinięte w chusteczkę kilka sztuk Vicodinu i Valium, które spożył, doprowadzając do nawrotu uzależnienia. Dopiero ta sytuacja otworzyła mu oczy na brutalną prawdę, że jest chory i potrzebuje profesjonalnej pomocy. Największą motywacją okazały się dla niego jego trzy córki, Hailie, Whitney i Alaina, dla których obiecał sobie, że poskłada swoje życie do kupy i zerwie ze szkodliwymi nałogami, oraz nieoczekiwany w tej historii sprzymierzeniec - Elton John.
- 1 (current)
- 2
Źródło: Zdjęcie główne: eminem.com