Robert, którego nie było
Marvel wprowadził do hollywoodzkiej pierwszej ligi kilku żółtodziobów, ale to los Robert Downey Jr. jest dla wielu fanów dowodem na magiczne oddziaływanie opowieści komiksowych. Nominowany w 1992 roku do Oscara za rolę Charliego Chaplina aktor zmitrężył swoją karierę i długo nie mógł osiągnąć należnego statusu. Mimo że w latach dziewięćdziesiątych i na początku nowego wieku stworzył kilka sugestywnych ról ( Natural Born Killers, Wonder Boys, Kiss Kiss Bang Bang), to wciąż nie potrafił przebić się na pierwszy plan. Cały czas funkcjonował w showbiznesie, jednak ciężko było mu się pozbyć łatki drugoplanowego aktora charakterystycznego. Dla faceta z olbrzymią charyzmą i umiejętnościami było to zdecydowanie za mało. Taki stan rzeczy wynikał z ciągłych problemów osobistych, z którymi zmagał się aktor w tamtym okresie. Robert Downey Jr. był uzależniony od narkotyków i cierpiał na gigantyczny przerost ego. Te dwie rzeczy generowały u niego destrukcyjne tendencje, wpływające negatywnie na wszystkie projekty, których się podejmował. Wynikiem tego aktor znalazł się na cenzurowanym i nikt w Hollywood nie chciał z nim współpracować. Jego przemiana w ostatnich latach jest tym bardziej zaskakująca. Artysta wreszcie stał się profesjonalistą pełną gębą, który spaja MCU, wspierając wszystkich pomocą i dobrą radą. Po 2000 roku wciąż tworzył nieszablonowe kreacje (A Scanner Darkly, Good Night, and Good Luck), ale dopiero w Zodiac David Fincher zauroczył świat. Kolejne wydarzenia to już zbieg szczęśliwych okoliczności. Marvel poszukiwał Tony’ego Starka. Potrzebny był artysta z olbrzymim aktorskim ego. Podobno pod uwagę do tej roli brany był Tom Cruise, ale na szczęście na castingu pojawił się również Robert, który tchnął życie w lekko zapomnianą już postać. Trudno powiedzieć, jakby się potoczyły losy MCU, gdyby ktoś inny wystąpił w pierwszym filmie o Iron Man. Być może publika nie pokochałaby tego formatu i plany o budowie czegoś większego spaliłyby na panewce. Fakt jest taki, że przeznaczeniem Roberta Downeya jr. było zagranie Tony’ego Starka. Dzięki niemu ta komiksowa postać odżyła i nabrała charakteru. Aktor bardzo szybko stał się najbardziej kasowym wykonawcą w Hollywood. W kolejnych swoich obrazach bawił się manierą wypracowaną u Marvela (Sherlock Holmes: A Game of Shadows), ale w świadomości widzów już na zawsze pozostanie Iron manem. Wbrew pozorom to nie jest do końca komfortowa sytuacja. Czy uda mu się zerwać tę łatkę, gdy Tony definitywnie pójdzie do piachu?Chris Chrisowi (nie)równy
W trzech kluczowych bohaterów Marvela wcielili się młodzi aktorzy, którzy dopiero zaczynali swoją przygodę z aktorstwem. Co prawda Chris Evans, portretujący Kapitana Amerykę miał już na swoim koncie znaczące role, ale żadna z nich nie zyskała aprobaty krytyków i zainteresowania większej widowni. Aktor był na dobrej drodze do zamknięcia się kinie klasy B, ale z pomocą przyszedł mu Marvel. Kapitan Ameryka to jeden z najlepiej napisanych superbohaterów. Evans jako aktor dodał swoje pięć groszy do interpretacji tego bohatera, ale nie da się ukryć, że miodność tej postaci w dużej mierze jest zasługą producentów wykonawczych i scenarzystów. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku Chris Pratt i jego wersji Star-lorda. Dzięki dobrze napisanej roli i charyzmatycznemu aktorowi stworzono wyjątkowy charakter protagonisty Guardians of the Galaxy. Wcześniej Pratt majaczył na drugim lub trzecim planie hollywoodzkich produkcji Moneyball, Her, Zero Dark Thirty), chudnąć i tyjąc na zmianę, w zależności od roli, jakiej się w danym momencie podejmował. Występ w Strażnikach Galaktyki momentalnie upgradował jego karierę, choć w pierwszym momencie odrzucił propozycję zagrania głównego bohatera. Pratt z dalszego planu wskoczył na pierwszy. Z produkcji kameralnych i artystycznych przeniósł się do blockbusterów. Jurassic World, Passengers, The Magnificent Seven to kroki milowe w karierze tego artysty, choć na razie Chris nawet nie próbuje zerwać z wizerunkiem Petera Quilla, korzystając, gdzie się da, z maniery kosmicznego awanturnika.Nowe twarze
Aktorami, którzy właśnie rozpoczynają swoją wielką karierę w MCU są Tom Holland i Chadwick Boseman. O ile ten pierwszy jest totalnym żółtodziobem (lub jak ktoś woli siuśmajtkiem), to Chadwick ma na swoim koncie już jedną świetną kreację, za którą zebrał uznanie krytyki na całym świecie. W obrazie Get on Up wcielił się w samego Jamesa Browna, tworząc rolę będącą mieszanką szaleństwa i scenicznej charyzmy. Całkowicie odmienna kreacja od tego, co widzieliśmy w jego wykonaniu w Black Panther. Chadwick Boseman to kolejny aktor, który wkrótce z pewnością będzie brylował na czerwonych dywanach całego świata, choć trzeba zaznaczyć, że jego przygoda w MCU dopiero się zaczyna. Jeśli chodzi o Hollanda, to należy jednak oddać mu honor, ponieważ przed rolą Spider-mana wystąpił obok Chrisa Hemswortha In the Heart of the Sea, a debiut zaliczył w dobrze ocenianym obrazie Lo imposible, opowiadającym o tsunami, które nawiedziło Tajlandię w 2004 roku.Gwiazd naszych wina
Polityka Marvela polegająca na obsadzaniu w rolach protagonistów charyzmatycznych debiutantów to jednak nie jest reguła, której producenci trzymają się sztywno. Wśród najważniejszych superbohaterów znalazło się również kilka bardzo rozpoznawalnych twarzy. Oczywiście w pierwszej kolejności trzeba wymienić Scarlett Johansson, jedną z najbardziej rozchwytywanych aktorek już od bardzo dawna. Jako że Czarna Wdowa to pierwsza superbohaterka MCU, twórcy z pewnością postawili sobie za punkt honoru obsadzenie w tej roli prawdziwej petardy. Udało im się to z nawiązką, choć podobno do tej roli przymierzana była również Jennifer Lawrence. Wielka kariera Johansson trwa już bardzo długo, a MCU umiejętnie wywindowało ją jeszcze wyżej. Być może dzięki temu uda się w końcu zrealizować długo oczekiwany solowym obraz o Czarnej Wdowie. Drugim ważnym i znanym artystą, który zasilił szeregi superbohaterów jest z pewnością Benedict Cumberbatch w roli Doktora Strange’a. Twórcy widzieli tutaj kogoś z brytyjską charyzmą, a sam aktor poszukiwał sposobu, aby zerwać z wypracowanym wizerunkiem Sherlocka. Casting do roli Doktora Strange'a trwał jednak długo. Przymierzani tu byli między innymi Joaquin Phoenix, Ryan Gosling, Jared Leto, Ethan Hawke, Ewan McGregor, Jake Gyllenhaal i Patrick Dempsey. Giełda nazwisk pokazuje, że tym razem nikt nie myślał o żółtodziobie. W czarodzieja miał się wcielić uznany aktor - prawdziwa pierwszoligowa gwiazda. Finalnie wybór padł na Cumberbatcha, który na tle wyżej wymienionych wydaje się artystą trochę mniejszego formatu, ale widzowie byli zachwyceni. Fizycznie i charyzmatycznie nadaje się do tej roli idealnie.Drugi plan pierwszym planem
Największe gwiazdy filmowe tworzą marvelowski drugi plan. Niestety nie zawsze działa to właściwie. Występ Anthony Hopkins w trzech częściach Thora nie był satysfakcjonujący. Według wielu miłośników kina, aktor nie dał z siebie za dużo podczas interpretacji Odyna. To samo można powiedzieć o Robert Redford w Captain America: The Winter Soldier, o Tommy Lee Jones w Captain America: The First Avenger czy Glenn Close w Strażnikach Galaktyki. Dużo lepiej wypadli za to Jeff Bridges (Iron man), Michael Keaton (Spider-Man: Homecoming), Mickey Rourke (Iron Man 2), Hugo Weaving (Capitan America), Michael Douglas (Ant-Man) czy Kurt Russell (Guardians of the Galaxy Vol. 2). Świetne role w filmie Thor:Ragnarok stworzyli Cate Blanchett i Jeff Goldblum. Można odnieść wrażenie, że aktorsko to jeden z najlepszych filmów MCU. Dużo lepszy niż na przykład Doctor Strange, gdzie ani Tilda Swinton, ani Mads Mikkelsen nie wspięli się na wyżyny swoich aktorskich umiejętności. Drugi plan to nie tylko uznani aktorzy i ich krótkie epizody (ile Sylvester Stallone zainkasował za swoje cameo w Strażnikach galaktyki 2?). Często na dalszym planie można odnaleźć aktorskie perełki i najbardziej charakterystyczne postacie. Zdecydowanie najważniejszą kreację stworzył tu Michael Rooker, wcielający się w kosmicznego bandytę Yondu. Aktor obdarzony tembrem głosu i fizjonomią klasycznych villainów zafundował nam jedne z najbardziej wzruszających chwil w drugiej części Strażników Galaktyki. Podobnie z resztą jak w trzecim sezonie The Walking Dead wcielił się w postać, dla której dobro i zło jest bardzo relatywne. Niezapomnianą kreację stworzyła również Tessa Thompson w Thor: Ragnarok. Fani pokochali Walkirię od pierwszych minut. Wciąż nie wiemy, czy postać ta odegra jeszcze jakąś rolę w MCU, ale fani nie wybaczyliby decydentom, jeśli ci postanowiliby się jej pozbyć w nadchodzących filmach. Aktorzy wcielający się w głównych marvelowskich protagonistów to ludzie, którym charyzma wylewa się uszami. Można odnieść wrażenie, że są oni wybierani nie tylko pod względem warsztatu aktorskiego i fizjonomii, ale właśnie zestawu cech, dzięki któremu mogą być atrakcyjni jako ludzie dla milionów młodych fanów na całym świecie. Wystarczy spojrzeć na ich wspólne występy w amerykańskich talk showach czy na kolejnych Comic Conach. Fani ich kochają nie tylko za świetne kreacje, ale też za osobowość i charakter. Tajemnicą poliszynela są przecież fakty, że Robert Downey Jr. to tak naprawdę Tony Stark, Chris Evans jest gościem, który rozkręci każdą imprezę, a Chrisa Hemsworth w krótkim czasie stał się ulubieńcem Hollywood. Marvel robisz to właściwie! Zresztą po raz kolejny….To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj