Dlaczego w MCU powinni zobaczyć nowego Batmana? Jakość potrzebna od zaraz
Nowy Batman od Matta Reevesa może nie będzie rewolucją w gatunku superbohaterskim, ale wydaje mi się, że pod wieloma względami może stanowić inspirację nie tylko dla szefa Marvel Studios, ale też dla wielu innych producentów i twórców kina wysokobudżetowego.
Zanim jednak ktoś zechce przypisać mnie do kościoła fanów Matta Reevesa, muszę podkreślić, że w mojej opinii nowy Batman jest świetny, ale daleko mu do arcydzieła. Bez wątpienia mamy do czynienia z kinem odświeżającym i znakomicie zrealizowanym, ale to jeszcze nie jest doskonały przedstawiciel nowej formuły. Jednak doświadczanie Batmana jako czegoś nowego, momentami wręcz wybitnego, sprawiło, że chce się na kino superbohaterskie spojrzeć inaczej. Chce się wymagać więcej od twórców i producentów serwujących nam tworzone od szablonu blockbustery, aby jednak miliony dolarów gwarantowały jakościową rozrywkę. Batman od Matta Reevesa nie jest pierwszym, który tego dowodzi, ale wyraźnie nam to przypomina i wydaje się, że niekoniecznie musi to polegać na łączeniu komercji z artyzmem.
W tytule zwracam się do Marvel Studios, aby oni w pierwszej kolejności zobaczyli nowego Batmana, ale tutaj też muszę zaznaczyć, że moja miłość do MCU trwa nieustannie i wszystko to, co zostanie napisane, jest wyłącznie efektem troski, aby Kevin Feige i jego ludzie jeszcze przez długie lata mogli dostarczać nam kinową zabawę na wysokim poziomie. Szef Marvel Studios oczywiście wie doskonale, co jest dobre dla jego uniwersum, a ja nie mam kwalifikacji do pouczania kogokolwiek, ale myślę, że jako widz mogę wyrazić swoją opinię na temat tego, co podobało mi się w nowym Batmanie, a czego nie ma za wiele w innych filmach z gatunku.
Ocena filmu zawsze będzie subiektywna i jeśli ktoś nudził się na Batmanie, ma pełne prawo do takiej reakcji i nikt nie powinien krytykować czyjejś recepcji danego dzieła kultury. Wydaje mi się jednak, że również głosy negatywne świadczą o tym, że mamy do czynienia z filmem autorskim, dalekim od machiny generującej blockbustery. Matt Reeves nie jest cudotwórcą, nie wymyślił koła na nowo, ale jego charakterystyczny styl pisma i podejście pełne pasji sprawiły, że nowy Batman nie jest wykalkulowanym produktem, który ma odpowiednio zarobić i wycisnąć kolejne soki z franczyzy. Batman nie jest idealny, ale proponuje i wskazuje na elementy, które warto byłoby zaimplementować do konkurencyjnych produkcji o trykociarzach. W kilku aspektach Batman Reevesa zawstydza konkurencję i dlatego chciałbym, żeby Kevin Feige i reszta ludzi z Marvel Studios mu się przyjrzała.
Nie chodzi więc o stawianie reżyserowi pomników i tworzenie kultu wokół jego osoby, bo w najnowszej produkcji znajdują się aspekty, które należy skrytykować. Skupiłem się jednak na pięciu elementach, które mogłyby być kluczowymi punktami przed realizacją każdego kolejnego filmu z superbohaterami. Marvel Studios ma swoją formułę, niezawodny patent na tworzenie produkcji ocenianych na siódemkę lub ósemkę, z wyjątkami w postaci Zimowego Żołnierza, Wojny bez granic lub Thora: Ragnarok, którym osobiście wystawiłem dziewiątkę. W końcu jednak wszystko potrafi się przejeść, nawet jeśli jest pyszne. Czy Batman wyznaczy nowy kierunek dla gatunku? Czas pokaże, może filmowcy będą naśladowali pomysły reżysera tak, jak robiono to po trylogii Nolana. Oby z lepszym skutkiem, bo są to elementy, które bez zastanowienia warto byłoby spróbować u siebie. Oto kilka z nich.
Zdjęcia
Dla filmu niezwykle kluczowe jest, aby oddać kamerę w ręce sprawnego operatora. Zdjęcia do produkcji wysokobudżetowych najczęściej robione są przez solidnych rzemieślników, którzy wykonają swoją pracę, wezmą czek i będą rozglądać się za kolejnym zleceniem. Nie ma w tym niczego złego, w końcu nie każde widowisko potrzebuje wizjonera, ale mam wrażenie, że wiele blockbusterów nie wykorzystuje obrazu jako narzędzia do snucia opowieści. Operator Batmana, Greig Fraser, już wielokrotnie udowodnił (Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie, Diuna), że potrafi tworzyć wielkie, monumentalne widowiska, ale też produkcje o mniejszej skali, jak właśnie Batman. Każdy kadr jest wypieszczony, gotowy do powieszenia na ścianie, ale chyba największe wrażenie robi sposób portretowania tytułowego bohatera. Z odpowiednim majestatem, wręcz miłością do postaci w masce.
Dotyczy to też scen akcji, które są czytelne, a jednocześnie nie są statyczne. Nie ma wrażenia, że obsługujący kamerę człowiek cierpi na Parkinsona. W MCU też mieliśmy kilka produkcji wyróżniających się tym, jak zostały nakręcone - filmy Braci Russo, Jamesa Gunna oraz Thor: Ragnarok od Taika Waititiego i Eternals od Chloe Zhao. Widzimy zatem, że są to filmy reżyserów o konkretnym stylu, którzy wnoszą coś swojego do tego, jak wizualnie prezentuje się dany film. Obecność Zhao w tym zestawieniu nie jest przypadkowa, ona sama wykonywała też pracę operatorki. Eternals na tym tle się zwyczajnie wyróżnia. Blado z kolei wypadają dwie części Ant-Mana, dwie pierwsze części Thora, a nawet pierwszy Doktor Strange, który mimo ciekawych efektów wizualnych nie wykorzystał pełni potencjału.
Muzyka
Ścieżki dźwiękowe w Kinowym Uniwersum Marvela są niestety tylko solidne. Bardzo rzadko muzyka pełni w filmach z MCU rolę narzędzia narracyjnego i może tylko w kilku przypadkach zdarzyło mi się po powrocie z kina włączyć soundtrack. Muzycznie najlepiej w całym uniwersum wypada... serial. Natalie Holt przygotowała dla Lokiego kapitalną oprawę muzyczną i bardzo wiele scen zyskuje właśnie tym, że w tle słyszymy skomponowane przez nią utwory. Marvel Studios stoi oczywiście motywami przewodnimi - są to utwory z drugiego Thora, Czarnej Pantery, Iron Mana i oczywiście Avengers, które zapadają w pamięć, ale z reguły mamy do czynienia z wyłącznie zjadliwą oprawą audio.
Muzyka w MCU odgrywa rolę tła, natomiast ścieżka dźwiękowa Batmana autorstwa Michaela Giacchino jest wyjątkowa - nie tylko dlatego, że po prostu dobrze się jej słucha, ale dlatego, że jest na nią POMYSŁ. Powracający motyw przewodni w ogromnej liczbie scen, ale jednak w różnych aranżacjach, budowanie napięcia i klimatu poprzez odpowiednie utwory i wreszcie zabawa klasykami - nawet Chopin doczekał się wyróżnienia. Muzyka w Batmanie prowadzi nas przez ten film, a połączenie tego z pięknym obrazkiem powoduje wysokie doznania audiowizualne.
Reżyseria
Wracając jeszcze do Chloe Zhao i jej Eternals - jest to jeden ze słabiej ocenianych przez widzów filmów MCU. Ewidentnie styl i podejście reżyserki nie zagrały z oczekiwaniami widzów, nad czym bardzo ubolewam. Film o Przedwiecznych wyróżniał się, był innym doświadczeniem od wielu poprzednich produkcji Marvel Studios. Mam nadzieję, że to nie zmieni polityki firmy i dalej będą dawać szansę twórcom z kina niezależnego. Wcześniej ściągnięto przecież Destina Daniela Crettona do zrobienia Shanga-Chi i chociaż film był świetny, to jednak nie dostrzegłem zbyt wielu momentów, w których autorsko reżyser mógł zaszaleć.
W aspekcie reżysera nawet nie chodzi o dorobek, ale o swobodę tworzenia. Eternals wyszło, jak wyszło, bo mieliśmy nie do końca udane połączenie autorskiego stylu z formułą Marvela. Bardzo łatwo zauważyć, które sceny były "sugestią" studia, a które od początku zaplanowała Zhao. Do tej pory Marvelowi to się udawało i zapewniało to spójność widowiska względem uniwersum. Na szczęście Zhao nie musiała w swoim filmie odnosić się do innych produkcji, wszelkie tego typu zabiegi są raczej smaczkami, jak np. odniesienia do Kapitana Ameryki i Iron Mana. Wiele filmów jednak mocno bazuje na ciągłości i jest to zarówno wielka siła, jak i przekleństwo Kinowego Uniwersum Marvela. Tworzony film nie może mieć stuprocentowej swobody artystycznej, a to może hamować pomysły twórców z kina artystycznego. Matt Reeves miał tyle czasu na napisanie scenariusza, ile potrzebował, i nie pętały go zależności. Sam w jednym z wywiadów stwierdził, że nie dałby rady robić filmu dla MCU, właśnie ze względu na zasady i konieczność pamiętania o wydarzeniach obecnych w tym świecie.
Efekty specjalne
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego Thanos mógł prezentować się tak realistycznie w Wojnie bez granic, natomiast również wygenerowany komputerowo Dewiant z widowiska o Przedwiecznych wyglądał, jakby wyjęty został ze starej gry wideo? Nie chcę ryzykować tezy, że to kwestia cięcia kosztów i niedbałości o detale, ale może coś w tym faktycznie jest? Gdyby Thanos był niewiarygodny, kładłoby to film na łopatki, natomiast Dewiant, chociaż ważny dla jednego filmu, nie był wcale tak kluczowy dla finalnego odbioru. Można było więc wykonać mniej pracy, a dzięki temu wydać mniej pieniędzy.
To samo tyczy się także scenografii w starciach finałowych, które bardzo często w widowiskach wysokobudżetowych są mdłe, szare i pozbawione polotu. Wszystko oczywiście dlatego, że takie tło jest znacznie tańsze i może ukryć pewne niedostatki, co jednak potwierdza poleganie na zielonym ekranie. W Batmanie nie ma za wielu scen akcji, więc było twórcom na pewno łatwiej, ale jeśli już się pojawiają, to ogranicza się efekty CGI do minimum. Paradoksalnie to czyni z Batmana widowisko bardzo komiksowe, bo nie oglądamy walczących dwóch kukiełek, ale bohaterów, i czujemy zadawane przez nich ciosy. Ograniczenie zielonego ekranu wpływa na naszą immersję i nie chodzi tylko o namacalną lokację, ale właśnie o bohaterów będących w centrum sceny. Łatwo to zauważyć, oglądając Spider-Many Sama Raimiego - technika nie była tak zaawansowana, więc trzeba było polegać na kaskaderach. Teraz łatwo Pajączka wygenerować komputerowo, ale to iluzja, którą można znienawidzić.
Jakość
Blockbustery muszą prezentować się zjawisko. Innym aspektem jest oczywiście historia, wychodzenie poza schematy i oferowanie czegoś, co będzie zaskakiwało od pierwszej do ostatniej minuty. Formuła Marvela działa, więc w samym podejściu do pisania historii może nie trzeba wiele zmieniać, ale chciałbym jako widz mieć szansę obserwowania ciekawie wyglądających widowisk z pomysłem na sceny akcji i muzyką, która będzie puszczana jeszcze długo po premierze.
Wydaje mi się, że Reeves pokazał kierunek, którym może podążać kino superbohaterskie. Postawił na jakość, bawiąc się jednocześnie komiksową umownością. Kinowe Uniwersum Marvela dalej nie ma sobie równych, ale chciałbym widzieć ich filmy odważnie stawiające na styl, immersję, a może nawet na eksperymenty, na które pozwalają sobie wyłącznie w serialach. Kluczowym narzędziem do wyrażania swoich opinii w tym temacie jest oczywiście portfel, więc póki filmy świetnie zarabiają, zmiany będą postępować mniej radykalnie. Jednak sobie i wam życzę, aby trykociarze dalej z wysoką formą dominowali na rynku kinowym i dawali nam rozrywkę kilka razy w roku.