I kto tu jest „najgorszym człowiekiem na świecie”? – analiza twórczości Joachima Triera
Doceniany Najgorszy człowiek świata już na ekranach kin. Przyglądamy się twórczości reżysera.
Joachim Trier swoim najnowszym filmem Najgorszy człowiek na świecie symbolicznie zakończył trylogię Oslo – większość jego produkcji osadzona była właśnie w stolicy Norwegii. Reżyser intrygował już na samym początku swojej kariery, co postaram się udowodnić w tej krótkiej analizie jego twórczości. Ostatnie działo Norwega uzyskało dwie nominacje do Oscara, w kategoriach: najlepszy film nieanglojęzyczny oraz najlepszy scenariusz oryginalny. Z kolei odtwórczyni głównej roli, Renate Reinsve, otrzymała Złotą Palmę w Cannes dla najlepszej aktorki. Jednak zanim Joachim Trier stworzył „Najgorszego człowieka na świecie”, dopracowywał swój styl, nie bojąc się przy okazji eksperymentować z innymi gatunkami. Norweski reżyser pochodzi z rodziny, w której niemal wszyscy zajmowali się filmem, chociaż jego nazwisko kojarzone jest przede wszystkim z innym bardzo cenionym reżyserem (oczywiście mowa o Larsie von Trierze z Danii).
W 2006 roku Joachim Trier rozpoczął swoją trylogię Oslo filmem Reprise: Od początku raz jeszcze. Już przy debiucie nawiązał współpracę ze scenarzystą Eskilem Vogtem oraz aktorem Andersem Danielsenem Liem. Od tego momentu Vogt stał się stałym współpracownikiem Triera, z którym tworzył scenariusze do wszystkich jego filmów. Z kolei Anders Danielsen Lie został głównym aktorem produkcji z trylogii Oslo. Już w Reprise. Od początku raz jeszcze… reżyser skupia się na przełomowym momencie w życiu bohaterów oraz poszukiwaniu swojego miejsca na świecie. I właśnie te motywy wydają się główną tematyką wszystkich filmów Joachima Triera.
Historia jak z obrazka. Philip (Anders Danielsen Lie) i Erik (Espen Klouman-Høiner) rozpoczynają swoje dorosłe życie. Mężczyźni są początkującymi pisarzami, którzy marzą o wielkiej karierze. Przyjaciele doczekają się literackich debiutów, ale w rzeczywistości nie będą one kolorowe. Przyjaźń zostaje wystawiona na próbę, a kariery toczą się zupełnie innymi torami w porównaniu do młodzieńczych marzeń. Philip szybko osiąga sukces. Staje się współczesnym klasykiem, od którego wszyscy oczekują nowej powieści, co najmniej tak dobrej jak debiut. Jego związek z Kari (Viktoria Winge) zostaje wystawiony na próbę zarówno przez problemy psychiczne bohatera, jak i toksyczne „męskie przyjaźnie”. Z drugiej strony jest Erik, który próbuje sił w różnych wydawnictwach, jednak wszędzie jest porównywany do Philipa. Chłopak jest w związku, który rodzi w nim więcej wątpliwości niż radości. Nie wie, czy mu zależy, ale nie potrafi zerwać z dziewczyną. Załamany Philip po próbie samobójczej staje się dla Erika zarówno ciężarem, jak i tęsknotą za dawnymi relacjami i wspólnymi zachwytami nad literaturą. Priorytety młodych zaczynają się rozmijać, gdyż Erik wciąż jest całkowicie pochłonięty swoją książką, zaś Philip stara się odciąć od świata literatury, który przywołuje w nim bolesne wspomnienia i wywiera presję.
W Reprise. Od początku raz jeszcze… nie brakuje toksycznych i niezdrowych relacji. Przykładem mogą być wspomniane przeze mnie wcześniej „męskie przyjaźnie”. Philip i Erik przyjaźnili się z alternatywną grupą młodych chłopaków z dość ograniczonymi horyzontami. Mężczyźni uważali, że kobiety są nudne i nie potrafią same znaleźć interesującej lektury, muzyki czy filmu – jeżeli coś zaproponują, to zapewne z rekomendacji innego mężczyzny. Kobiety oceniane są przez nich przedmiotowo – jako istoty pozbawione samodzielnego myślenia. Bohaterowie uważają się za lepszych, śmieją się otwarcie z ambicji płci pięknej i przyrzekają sobie nigdy nie być w związku, w którym zależałoby im na partnerce. Philip, ślepo zakochany we wspomnieniach swojego związku z Kari, jeszcze sprzed próby samobójczej, stopniowo zaczyna oddalać się od tego towarzystwa. Spędza coraz więcej czasu z dziewczyną, ale ich związek staje się bardziej toksyczny, zapętlony wokół wspomnień oraz maniakalnego powtarzania najlepszych momentów. Philip zabiera Kari do Paryża i próbuje odtworzyć ich pierwszy wyjazd do tego miasta. Sytuacja staje się coraz bardziej krępująca dla dziewczyny, która w pewnym momencie nie wytrzymuje i zostawia Philipa samego.
Wrócę do swojego stwierdzenia, że Joachim Trier skupia się na próbach znalezienia swojego miejsca na świecie. Debiuty literackie Philipa oraz Erika zbiegają się z wejściem w dorosłość, stają się swojego rodzaju inicjacją. Wydanie książek zmienia w ich życiu dosłownie wszystko, a rezultaty znacząco różnią się od wymarzonego życia intelektualisty, zapraszanego na najważniejsze kulturalne wydarzenia w Oslo. Coraz częściej pojawią się pytania dotyczące sensu istnienia i wątpliwości, czy obrana przez nich ścieżka jest tą właściwą. Joachim Trier nie zostawia jednak swoich bohaterów w totalnej beznadziei. Często zmienia poziomy narracji. Czasami są to wyobrażenia głównych bohaterów, czasami rzeczywiste wydarzenia. Ostatnia część filmu pozostaje niedopowiedzeniem. Nie ma tu pewności, czy zakończenie jest tylko projekcją w głowie jednego z bohaterów, czy faktycznymi wydarzeniami. Jedno jest za to pewne – daje nadzieję na zmianę sytuacji.
Ból egzystencjalny oraz problemy ze znalezieniem swojego miejsca na świecie z dużo większą mocą wybrzmiewają w kolejnym filmie norweskiego reżysera, czyli w Oslo, 31 sierpniaz 2011 roku. Jak łatwo się domyślić po samym tytule, produkcja wpisuje się w trylogię Oslo. Trier postanawia zamknąć całą historię w jednym dniu, bardzo ważnym i przełomowym dla głównego bohatera. Film dobrze koresponduje z „Reprise. Od początku raz jeszcze…”, jednak o ile w poprzedniej produkcji sporo miejsca pozostało dla nadziei na lepsze jutro, tak w „Oslo, 31 sierpnia” z każdą kolejną minutą nadzieja coraz bardziej zanika.
W roli głównej ponownie pojawia się Anders Danielsen Lie. Tym razem wciela się w postać trzydziestoparoletniego narkomana – Andersa. Mężczyzna otrzymuje przepustkę z ośrodka odwykowego, aby móc odbyć w mieście rozmowę rekrutacją, a przy okazji spotkać się z przyjaciółmi. Każde kolejne spotkanie wpływa na niego coraz gorzej. Początkowa silna wola, kiedy Anders odmawia nawet łyka piwa, załamuje się z godziny na godzinę, aż do punktu ostatecznego – zdobycia narkotyków. W trakcie wizyt u przyjaciół nie słyszy przyjemnych historyjek o sielankowym życiu. Wręcz przeciwnie. Jego najbliższym również się nie układa. Całkowicie wyniszczony mężczyzna nieustannie odczuwa stracony czas, coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że został bez niczego. Nawet przygnębiające historie przyjaciół wzbudzają jego zazdrość.
W przeciwieństwie do Reprise. Od początku raz jeszcze… w Oslo, 31 sierpnia nie ma miejsca na kolejne szanse. Już w pierwszej scenie Anders próbuje popełnić samobójstwo. Kolejne wydarzenia nie poprawiają jego samopoczucia, przez co zapada się w sobie coraz bardziej. Joachim Trier pozostawia widza bez nadziei, brak tu jakiegokolwiek kompromisu. Twórca pokazuje najmroczniejsze oblicze depresji, w której droga jest jednokierunkowa, bez szans na powrót.
Po Oslo, 31 sierpnia norweski reżyser zrealizował dwa filmy odbiegające od dotychczasowej twórczości. Pierwszym z nich był Głośniej od bomb z 2015 roku. Jest to pierwsza i póki co jedyna produkcja anglojęzyczna w dorobku Joachima Triera. W obsadzie znaleźli się znani hollywoodzcy aktorzy, m.in.: Jesse Eisenberg (Iluzja, The Social Network, Walka żywiołów), Isabelle Huppert (Elle, Pianistka, 8 kobiet), Gabriel Byrne (Dziedzictwo. Hereditary, Statek widmo, Terapia) czy Devin Druid (13 powodów). Produkcja brała udział w konkursie głównym na Festiwalu Filmowym w Cannes.
Głośniej od bomb przedstawia historię rodziny zmarłej fotografki wojennej. Joachim Trier przedstawia międzypokoleniowy konflikt między ojcem, dorosłym synem oraz nastoletnim synem – każdy z nich inaczej przechodzi żałobę, zna inną wersję wydarzeń, ma inne wspomnienia ze zmarłą. Głównym motorem napędowym dla fabuły są okoliczności śmierci fotografki. Według oficjalnej wersji zmarła tragicznie w wypadku samochodowym, jednak prawda jest zupełnie inna. Kobieta popełniła samobójstwo, o czym wie zarówno ojciec, jak i dorosły syn. Problemem jest to, jak przekazać tę informację nastoletniemu synowi, który ewidentnie ze śmiercią matki wciąż się nie pogodził. Joachim Trier rozkręca dramaturgię, skupiając się na trudnych relacjach między bohaterami. Pojawia się cały wachlarz emocji: od czułości, poprzez żal, aż do gniewu i agresji.
W moim osobistym odczuciu Głośniej od bomb jest najsłabszym filmem norweskiego reżysera. Uważam jednak, że warto go zobaczyć. Historia jest na swój sposób wciągająca, jednak brakuje tutaj tego, co w twórczości Joachima Triera najlepsze – zbliżenia do bohatera. W przypadku Głośniej od bomb opowieść skupia się wokół rodziny, a poszczególne wątki postaci wydają się mało interesujące. Zdecydowanie za mało tu indywidualnych historii.
Przedostatni film w dotychczasowym dorobku Joachima Triera jest ogromną zmianą gatunkową. Thelma z 2017 roku najczęściej klasyfikowana jest jako thriller czy horror. Co ciekawe, to pierwszy film w twórczości norweskiego reżysera, w którym główną bohaterką jest kobieta – w tym przypadku dorastająca Thelma (Eili Harboe). Już scena otwierająca na długo zapada w pamięć, a jej motyw bardzo często powraca w dalszej części filmu. Mała Thelma jest z ojcem w lesie na polowaniu. Piękne widoki norweskich lasów zapierają dech w piersiach, jednak nie da się pozbyć wrażenia, że coś tu jest nie tak. Na drodze bohaterów pojawia się sarna. Ojciec powoli unosi broń i zamiast w zwierzę, celuje we własną córkę. Długo się waha, aż wreszcie w ostatnim momencie opuszcza broń.
W przypadku Thelmy naprawdę nie chcę zdradzać zbyt wiele. Uważam, że jest to film wart obejrzenia i odkrywania go pomału, scena po scenie. Świat Thelmy, która rozpoczyna studia i próbuje oderwać się od swoich fanatycznych rodziców, pełen jest zwrotów i napięć. Dziewczyna miota się we wszystkie strony (dosłownie i w przenośni) w poszukiwaniu swojego miejsca. Odkrywa w sobie nadprzyrodzone moce i powoli odkrywa mroczne tajemnice z przeszłości.
Film potrafi niesamowicie utrzymać w napięciu, stopniowo odsłaniając kolejne karty. Nadprzyrodzone zdolności głównej bohaterki są mocno symboliczne, dzięki czemu produkcję można odczytywać na różne sposoby. Podobnie jak w poprzednich filmach Triera, główna bohaterka zmaga się z problemem odnalezienia swojego miejsca na świecie, a przede wszystkim z odkryciem samej siebie. Toksyczna i niebezpieczna relacja z rodzicami oraz wieloletnie przebywanie wśród fanatyków religijnych mają wpływ na zachowanie Thelmy i często wywołują poczucie winy, nawet przy tak błahych sytuacjach jak okazjonalne wyjście ze znajomymi. Dziewczyna odkrywa swoją seksualność oraz uczy się relacji z rówieśnikami. Głównym celem bohaterki stanie się próba uwolnienia.
Po fantastycznej Thelmie Joachim Trier powrócił z (ośmielę się stwierdzić) najlepszym filmem w swojej karierze. Mowa oczywiście o symbolicznym zamknięciu trylogii Oslo, czyli Najgorszym człowieku na świecie. Od razu muszę zaznaczyć, że nie potrafię być obiektywna przy tej produkcji, ponieważ chyba jeszcze nigdy nie spotkałam w żadnym filmie bohaterki, która byłaby mi tak bliska. „Najgorszy człowiek na świecie” zadebiutował w 2021 roku na Festiwalu Filmowym w Cannes. Zdobył tam niesamowicie pozytywne recenzje, a Renate Reinsve została doceniona Złotą Palmą. Oczywiście w filmie nie mogło również zabraknąć Andersa Danielsena Liego.
Julie (Renate Reinsve) zmienia zdanie co pięć minut. Nie może zdecydować się na konkretny kierunek studiów, więc kilkakrotnie go zmienia, testuje różne typy związków (zazwyczaj krótkotrwałe), aż wreszcie trafia na Aksela (Anders Danielsen Lie), starszego od niej o 15 lat rysownika komiksów, z którym postanawia związać się na dłużej. Dziewczyna niebawem kończy 30 lat, jednak wciąż nie może znaleźć sobie miejsca. Utknęła w popularnej sieciówce norweskich księgarni, jednak ma ambicje pisać i publikować swoje teksty. Nie układają jej się relacje z toksycznym ojcem, który zapomina o jej urodzinach i nie ma czasu jej odwiedzać. Dodatkowo, w związku z Akselem też nie zawsze jest kolorowo – różnica wieku daje o sobie znać i często potencjalne dziecko staje się źródłem kłótni. Jednak pewnego dnia dziewczyna przypadkowo poznaje Eivinda (Herbert Nordrum). Staje przed trudnym wyborem, z którym z mężczyzn powinna być. Czy ze starszym Akselem, który jest oczytany, inteligentny i z którym fantastycznie jej się rozmawia? Czy z równolatkiem Eivindem, który żyje z dnia na dzień, bywa równie szalony jak ona, a co najważniejsze – nie chce mieć dzieci?
Joachim Trier stworzył coś niezwykłego. W Najgorszym człowieku na świecie przedstawił niesamowicie aktualny słodko-gorzki obraz współczesnych trzydziestolatków. Poszukiwanie własnego miejsca na świecie, przytłoczenie możliwościami oraz poczucie grania roli drugoplanowej we własnym życiu zdają się być powszechnym problemem milenialsów. Reżyser oddaje głos kobietom. Julie jest główną bohaterką tej opowieści. I to właśnie ona staje w kontrze do przyjaciół Aksela, mężczyzn 45+, którzy nie do końca rozumieją (albo nie chcą zrozumieć) ideę wolności kobiet czy tabu związanego z menstruacją i kobiecym orgazmem. Wydają się żywcem wyciągnięci z Reprise. Od początku raz jeszcze…, co – nawiasem mówiąc – wspaniale koresponduje z poprzednimi dziełami norweskiego reżysera. Julie bierze sprawy w swoje ręce, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że czeka ją wiele trudnych decyzji.
Kim jest ten tytułowy „najgorszy człowiek na świecie”? W filmie to określenie pada z offu przy Eivindzie, ale wydaje mi się, że jest to bardziej uniwersalne. Każdy z nas czuje się czasem właśnie jak taki „najgorszy człowiek na świecie”. Czy to w obliczu podjęcia trudnej decyzji, czy przy skrzywdzeniu bliskiej osoby, czy po prostu przy okazji najzwyklejszego w świecie kaca moralnego. Wielką siłą ostatniego filmu Norwega jest również jego lekkość. Nie brakuje tu tematów trudnych i niewygodnych, jednak sprawna ręka reżysera przeplata wątki dramatyczne z komicznymi, dzięki czemu widz nie czuje się, jakby dostał pięścią w brzuch.
Joachim Trier rozwija skrzydła z każdym kolejnym filmem. Ze zniecierpliwieniem czekam na jego kolejne projekty. Najgorszy człowiek na świecie jest dla mnie jednym z najważniejszych filmów ostatnich lat. Julie jest mi bliska jak nikt inny i naprawdę, aż sama się dziwiłam, jak często widziałam w niej swoje własne odbicie. Zdecydowanie potrzebujemy więcej takich bohaterek w kinie!