Razem czy osobno - jak lepiej oglądać ulubione seriale?
Pojawia się nowy tytuł na liście i już wiesz, czy zagości on na indywidualnym seansie, czy wręcz przeciwnie? A może wściekasz się, że masz dużo pracy i znajomi obejrzą cały sezon, a ty go nawet nie tkniesz? Przechlapane. Ale czy samotne oglądanie jest na pewno tak samo emocjonujące?
W swoim życiu od wielu lat dzielę seriale na te "moje", "moje, ale znajomi też oglądają" i "nasze" – gdy z kimś siadam przed komputerem/telewizorem/ innym urządzeniem elektronicznym, by wspólnie oglądać wybraną produkcję. Każda ta możliwość ma zarówno swoje wady, jak i zalety.
Nie ukrywam, gdy oglądam serial jako jedyna i nikt inny się nim nie interesuje, to jestem panią na włościach, wybierającą co, jak i kiedy chce. Mam wolną chwilę? Oglądam. Miałam obejrzeć dwa odcinki, oglądam trzy? Luzik! Przerywam w połowie, bo ziewanie jednak zwycięża i boję się, że zasnę? Nikt nie będzie na mnie zły, prócz mnie samej, oczywiście. Wybaczam sobie jednak dość szybko, zwłaszcza że chwilę później już śpię, a rano o gniewie nie pamiętam. Tak zwane: żyć, nie umierać. Jestem tylko ja i historia przede mną snuta. Nikt mi nie marudzi, nie jęczy obok, nie sprzedaje spoilerów, nie pogania („A widziałaś już ten odcinek?!”). Jednak, no właśnie, tak naprawdę przeżywam wtedy wszystko sama. Mogę oczywiście napisać do znajomych, że NIEWYOBRAŻASZSOBIECOTENBOHATERNOJANIEMOGĘ, ale oznacza to również tłumaczenie całej fabuły. Albo co gorsza, lawirowanie w tym tłumaczeniu, bo wiecie, może obejrzy. Obejrzy i zrozumie. I ja nic nie będę już pamiętać, a oni dopiero zaczną przeżywać, ale nie będę psuć im przecież ewentualnej zabawy. Co to, to nie. Więc kończy się na samotnym przeżywaniu, bo znajomi i tak nie zrozumieją i niby jest fajnie, człowiek jest samodzielny i elastyczny, ale czy zabawa jest na pewno taka sama, jak wtedy, gdy np. rozmawiacie o tym, jak dobrze przedstawiony był jakiś wątek? Albo razem śmiejecie się z zabawnej sceny? Może wygłoszę tu kontrowersyjną opinię, ale mam wrażenie, że oglądanie samemu jest trochę mniej emocjonujące – bo po prostu nie ma z kim się podzielić wrażeniami podczas seansu.
Dlatego też tworzono fora internetowe, powstały portale tematyczne (co was pewnie szokuje, patrząc na to, że na jednym z nich właśnie czytacie ten tekst), by ludzie mogli się dzielić wrażeniami. Bo chcemy to robić! Usłyszeć inną opinię, poczuć wspólnotę albo wręcz przeciwnie – zapoznać się z zupełnie inną perspektywą. Dlatego miło jest widzieć, że oglądanie seriali stało się rozrywką dla wszystkich i w sumie z każdym ze znajomych można znaleźć wspólną produkcję, wyrazić o niej opinie czy nawzajem sobie coś polecić. Dzięki moim przyjaciołom zdecydowałam się na wiele seriali, również oni musieli przeżyć wysypy moich rekomendacji. Czasem trafiały w gust, czasem nie. Ważne, że możemy o tym dyskutować. Przynajmniej dopóki oglądamy produkcję w podobnym tempie. W przeciwnym razie albo jesteśmy zamęczani („Weź to obejrzyj w końcu”), co jest w zupełności zrozumiałe, bo pewnie nie raz staliśmy po drugiej stronie (a przynajmniej ja), albo wy bądź ta druga osoba mówicie o zupełnie innych odcinkach. Pamiętam, jak oglądałam czwarty sezon Trzynastu powodów i po każdym odcinku dzieliłam się moją złością ze znajomymi, którzy byli już dawno po seansie. Tylko też musiałam im przypomnieć dokładnie, co się działo, bo ani emocje nie te, ani pamięć nie ta.
Ten problem zupełnie znika, gdy oglądamy razem – fizycznie, przy jednym ekranie (albo niefizycznie, ale zawsze o tej samej porze, niczym Blair i Dan z Plotkary). Nie musimy się bać, że ktoś zaspoileruje albo nie będzie pamiętał fabuły – ot, oglądamy i przeżywamy teraz. Śmiejemy się i narzekamy w tym samym momencie lub wręcz przeciwnie – dyskutujemy, czemu ten wątek dla jednej ze stron jest fantastyczny, a dla drugiej zwyczajnie nudny. Bez tych dyskusji, pewnie nie powstałby mój zeszłoroczny tekst o Gwiezdnych Wojnach – towarzystwo o wiele większego fana tego świata nie tylko skłoniło mnie do ciekawszych przemyśleń, ale również spowodowało, że nie mogę powiedzieć, iż wszystkie te słowa były tylko moje. W końcu tworzyły je rozmowy, które rozpoczęły się wraz z premierą Przebudzenia mocy
Niestety, to również powoduje wady – jedną z nich jest to, że jeśli ktoś nie ma czasu, to czekamy razem z nim, by obejrzeć następny odcinek. Z tego powodu wciąż nie skończyłam The Umbrella Academy. Wszyscy inni już pewnie zapomnieli, że drugi sezon wyszedł. Inną wadą jest to, że nie każdy jest stworzony do wspólnego oglądania. Niektórzy po prostu wolą się skupić na fabule, niż dyskutować bądź słyszeć wokół siebie innego człowieka - z tego też powodu na przykład nieczęsto chodzą do kina. A czasem po prostu jest tak, że ciebie dany moment zafascynuje, twojego partnera – niekoniecznie, więc zaczynacie się nawzajem irytować. Albo któreś zasypia. I zamiast przyjemności, jest znów irytacja.
Jednak na to również da się coś zaradzić – w końcu można obejrzeć serial jeszcze raz, tym razem w towarzystwie, niż czekać, aż druga osoba nadgoni go sama (choć to też jest sposób). Gorzej tylko, jeśli przerwie w połowie i powie, że jest nudne. Takiej zniewagi się nie wybacza. Dlatego chociaż Chilling Adventures of Sabrina przeszliśmy wraz z moim seansowym partnerem razem (co prawda pierwsze dwa sezony powtórzyłam, acz z przyjemnością), tak informacja po połowie drugiego sezonu Ty, że to koniec wspólnej drogi, zabolała. No bo jak to tak, przecież nie wiesz, co będzie dalej! – zawołałam. Jednak niestety, mój partner do oglądania dokładnie mi powiedział,co będzie, a widząc moją minę, tylko utwierdził się w przekonaniu, że pierwszy sezon był spoko, ale drugi jest bez sensu. A jako że zgadł bez problemu cały zwrot akcji, również we mnie wzbudziło to wątpliwość. Także trzeci sezon zacznę już sama.
Jak pewnie domyślaliście się od początku – nie napiszę wam, jak najlepiej oglądać seriale. Bo każda opcja ma zarówno swoje wady, jak i zalety. Dlatego miło mieć seriale własne i w jakiś sposób wspólne. Dzięki temu może z Umbrella Academy jestem w plecy, ale Odwet już obejrzałam sobie sama, szybciutko. I może dobrze, bo zamęczyłam się ogromnie. Acz to już zupełnie inna historia.