Dlaczego seriale postapo są coraz popularniejsze? Żyjemy w czasach końca świata
W ciągu ostatnich trzech lat do mainstreamu weszło z butami kilka naprawdę wspaniale przyjętych seriali opowiadających o świecie po globalnej zagładzie. Czy mamy do czynienia ze złotym okresem gatunku postapo w telewizji?
W świecie gier video i książek postapokalipsa była obecna od bardzo dawna. W kinie pojawiali się pojedynczy przedstawiciele tego gatunku, jak choćby Jestem legendą czy Mad Max. Jednak w telewizji prawdziwa moda na świat zrujnowany przez kataklizmy i wojnę atomową przyszła dopiero teraz.
Od początku 2023 roku powstały cztery naprawdę głośne seriale skupione wokół zagłady świata i tego co po niej. Dwa z nich to ekranizację gier. Fallout oraz The Last of Us podbiły serca widzów i stały się jednymi z najgłośniejszych produkcji w historii odpowiednio Prime Video (Amazona) oraz platformy Max (HBO). Z kolei Silos to przeniesienie na mały ekran historii napisanej przez Hugh Howeya. Za ten projekt odpowiedzialny jest Apple TV+, który moim zdaniem dostarcza najbardziej jakościowy towar na rynku streamingowym. Ostatnią dość nieoczekiwaną produkcją z gatunku postapo jest Paradise, w Ameryce dostępny na Hulu, a u nas możliwy do obejrzenia w Disney+.
Jak widać, każda platforma chce mieć swoją własną wersję świata po apokalipsie i nikt nie zamierza zostać w tyle z zaspokojeniem potrzeb widza. A jaka to właściwie potrzeba?
Apokalipsa jest blisko
Zmiany klimatyczne, coraz bardziej realne widmo wojny, kataklizmy, ataki terrorystyczne. To wszystko dzieje się na naszych oczach i telewizja na to reaguje. Dostarcza produkt dostosowany do tego, co jest obecnie na tapecie w debacie publicznej. Ludzie dyskutują o końcu świata, boją się, ale też snują przypuszczenia, jak by to wyglądało, czy byliby w stanie przeżyć i jak mieliby po czymś takim funkcjonować. Wodze wyobraźni zostają puszczone. To, co kiedyś było tylko odległą perspektywą, dziś coraz częściej materializuje się w taki czy inny sposób.
Oczywiście, każda produkcja ma własny sposób na opowiedzenie historii zagłady ludzkości. The Last of Us wybija się ponad gatunek tak zwanej apokalipsy zombie. To był nurt w kinie i telewizji, który towarzyszył nam od dekad. Był Resident Evil. Było World War Z. Był nagrodzony Emmy The Walking Dead. To były jednak tylko pojedyncze strzały kinowe i telewizyjne, za którymi nie poszła cała moda na postapo.
Dlaczego teraz jest inaczej? Dlaczego The Last of Us jest inne? Dlaczego ten serial odniósł aż tak wielki sukces? Pierwszym powodem jest młodsza widownia, która zaznajomiła się z tym światem, grając w grę na playstation. Jednak drugi powód jest chyba o wiele ważniejszy. Pandemia COVID-19, widmo wirusa, który może sparaliżować świat, stała się naszą rzeczywistością. Ludzie, którzy do tej pory nie chcieli mieć z gatunkiem postapo nic wspólnego, nagle zainteresowali się tym tematem. Sukces tego serialu był oszałamiający i uruchomił domino.

Natężenie tego typu produkcji sprawia, że okres od początku 2023 roku do teraz możemy nazwać serialową postapokalipsą. To są według niemal wszystkich rankingów najczęściej oglądane seriale. Zaraz za The Last of Us pojawił się Silos, zagadkowy postapokaliptyczny kryminał, który powala realizacją. Scenografia tego filmu jest tak niepokojąco surowa i mroczna, że nawet widzów o mocniejszych nerwach przyprawia o klaustrofobię. Beton wyziera z ekranu, a sytuacja ludzkości głęboko porusza. Platformy streamingowe podążyły za modą, która zaczęła przynosić im duże pieniądze.
Rok 2024 stał głównie pod znakiem Fallouta. Serialu, który wyniósł postapokalipsę na zupełnie inny, pokręcony do granic możliwości poziom. Połączenie abstrakcji z brutalnością, pomieszanie czasów – przyszłość, ale to lata pięćdziesiąte – idealne społeczeństwo, cała masa zróżnicowanych zasad, niebezpieczeństwo na powierzchni. Jednak przede wszystkim on... Walter Goggins w niebywałej i nieprawdopodobnej roli kowboja-ghula. Fallout oczarowuje świeżością pomysłu, ale przecież pierwsza gra video z tego uniwersum została wydana w roku 1997. 27 lat czekania i wreszcie nadeszły czasy odpowiednie do tego, by pokazać ten świat na ekranie. Tym, co wyróżnia ten serial, jest humor, lekkie podejście do tematu mimo wszechobecnej śmierci i zniszczenia. To produkcja bezkompromisowa, ale w tym szaleństwie, jak się okazało, była metoda. Takiej odjechanej apokalipsy chcieli widzowie. Być może dlatego, że jest to świat tak nieprawdopodobny, że łatwo jest się widzowi od niego odciąć, że nie czuje żadnego połączenia z taką ziemią i nie widzi w niej realnego zagrożenia. Teoretycznie wydarzenia z The Last of Us w taki czy inny sposób mogą się zmaterializować, ale świat Fallouta? Zbyt dużo tu rzeczy przerysowanych, to jakby zmieszanie gatunków, wplecenie do opowieści elementu nadnaturalnego. To jest kolejną wielką siłą tego serialu, zaprezentowanie elementów naszego świata, ale bez włączania alarmu, że to może być nasza przyszłość.
Przy okazji wychwalania tego serialu nie mogę też nie wspomnieć o kapitalnej muzyce użytej w tej produkcji i o odświeżeniu kilku nieco zakurzonych klasyków. Wciąż brzmi mi w głowie utwór Dinah Washington: What a Diffrence a Day Makes połączone z ukazaniem pozornej sielanki wewnątrz bunkra. Takie odważne zabiegi sprawiły, że Fallouta pokochali widzowie, a decydenci uznali, że postapo wcale nie jest aż tak grząskim gruntem i nie musi być jednowymiarowym gatunkiem. Jest miejsce na eksperymenty i interpretacje.

Mamy apokalipsę w domu
Ostatnim przykładem tego, w jakim kierunku zmierza serialowa koniunktura, jest świeżutki serial Paradise. Przed rozpoczęciem seansu absolutnie nikt nie mógł się spodziewać, że produkcja ze Sterlingiem K. Brownem (aktorem nominowanym do Oscara, co twórcy lubią podkreślać) będzie wpisywała się w gatunek postapo. To miała być produkcja, jakich wiele. Prezydent zostaje zamordowany, a jego najbliższy ochroniarz zostaje o to oskarżony. Twórcy aż do końca pierwszego odcinka oszukują widza, wmawiając mu, że to zwykły kryminał, chociaż dają pewne wskazówki.
Mamy więc zbudowane pod górą, ostatnie ludzkie miasto na ziemi. Przez długi czas wydawało mi się, że dostaniemy tutaj powtórkę z Osady Shyamalana. Nic bardziej mylnego. I choć tempo tego serialu nie powala, po drodze fabuła dość często wywraca się o własne nogi, to jednak odcinek siódmy rozkłada na łopatki. Jest to jeden z najlepszych pojedynczych epizodów, jakie widziałem w telewizji w ostatnich kilku latach. Od początku do końca wszystko się w nim zgadza. Niemal przez cały czas jego trwania nie można nawet na chwilę złapać oddechu. Przy oglądaniu tego epizodu naprawdę można się prawie udusić. To mini film katastroficzny i klasyczny wstęp do historii postapokalipsy. I choć w finale serial znów traci tempo, to jest to zapowiedź świetnej historii.
Paradise to przykład genialnego marketingu i najlepszy serial o [SPOILER]
Siłą tego serialu i czymś, co zapewne przyciągnęło sporą rzeszę nowych widzów, którzy z postapo niewiele mieli do tej pory wspólnego, jest niekonwencjonalne podejście do tematu zagłady, świat w Paradise nie epatuje brutalnością, nie raczy widza obrazkami świata zniszczonego, daje pewną nadzieję, że po globalnej katastrofie jest szansa na życie w świecie, który mógłby być lustrzanym odbiciem normalności, a nie jej surową ułudą, jak ma to miejsce w przypadku Fallouta czy Silosu.
Znów, tak jak w przypadku wymienionych wyżej produkcji, przyjęcie tego serialu przez widownię jest lepiej niż dobre. Wszystkie te seriale łączy także to, że serwisy streamingowe zamawiają kolejne sezony. Silos już zadebiutował z drugą serią, jest ona co prawda sporo słabsza od poprzedniczki, oraz tym razem o wiele gorsza od materiału źródłowego, jednak to wciąż solidna produkcja i nie mogę doczekać się dalszego obcowania z tym uniwersum. The Last of Us zadebiutuje z drugim sezonem w kwietniu tego roku. Fallout mimo problemów na planie chyba także wyrobi się z premierą do końca tego roku.
Gatunek postapo w telewizji przeżywa swój najlepszy okres. Skończyły się czasy, kiedy zniszczonym przez kataklizm globem interesowała się garstka osób – dziś to ogólnoświatowy fenomen.
Co po Apokalipsie?
Czy istnieje możliwość, że w krótkim czasie temat zostanie przegrzany? Czy postapokalipsa szybko się widzom znudzi? Mam wrażenie, że jeszcze przez co najmniej kilka lat będziemy świadkami swoistego wyścigu, kto zaprezentuje bardziej odjechany, tajemniczy czy skomplikowany świat zniszczony przez kataklizm lub wojnę. Opcji jest naprawdę wiele, żonglowanie możliwościami wydaje się nie mieć końca. Na ekranizację wciąż czekają przecież giganci gatunku: S.T.A.L.K.E.R. czy seria Metro.
Sytuacja jest o tyle specyficzna, że kiedy w 2013 roku ekranizowano World War Z na podstawie książki Maxa Brooksa, nikt nie pociągnął tematu i nie poszedł za ciosem, wtedy jeszcze nie było tej mody. Dzisiaj, mam wrażenie, każda produkcja serialowa opowiadająca o życiu po apokalipsie, jeśli będzie zrealizowana w sposób chociaż przyzwoity, zostanie odebrana z dużym entuzjazmem. Bo kiedy w branży telewizyjnej nadchodzi na coś moda, kiedy nagle wszystkie tabelki w Excelu zaczynają świecić się na zielono, decydenci nie szczędzą grosza, żeby wycisnąć z tego jak najwięcej dla siebie. Najbliższe dwa, trzy lata przyniosą nam jeszcze co najmniej kilka głośnych produkcji z gatunku postapo.

