Spider-Man Uniwersum - (prawdopodobnie) najlepszy film superhero w historii
Już 2 czerwca do kin trafi kontynuacja Spider-Man Uniwersum zatytułowana Spider-Man: poprzez multiwersum. To dobra okazja, by przypomnieć jeden z najlepszych filmów superhero w historii.
Początkowo pomyślałem – co tu właściwie przypominać? W końcu produkcja Spider-Man Uniwersum wyszła niedawno i jest to tak genialna animacja, że wszyscy oglądający powinni mieć wyraźny jej obraz w głowie. Zaskoczyło mnie, gdy odkryłem, że minęło już pięć lat od premiery! Przez ten czas oglądałem ją tak wiele razy, że nie byłem świadomy upływających lat.
Inna sprawa, że Spider-Man Uniwersum nie zestarzeje się nigdy, bo animacja, nad którą pracowało rekordowo aż 180 animatorów, to – nie bójmy się tego stwierdzić – doskonałe oddanie komiksowej stylistyki. Filmy aktorskie z superbohaterami adaptują wydarzenia z komiksów, ale tylko czasem pozwalają sobie na skręt w stronę konwencji znanej z komiksowego medium. Tak było w Scott Pilgrim kontra Świat, Sin City - Miasto grzechu, trochę w Doktor Strange w multiwersum obłędu czy w jednym odcinku serialu Ms. Marvel. Spider-Man Uniwersum zachwyca, bo wygląda tak, jakby puszczono w ruch graficzną opowieść, która jednak nie trzyma się tylko jednego wizualnego klucza. Wiele elementów zmienia się – dochodzą nowi bohaterowie z charakterystycznymi dla siebie stylami. A wszystko to genialnie potrafi przekazać istotę alternatywnych światów.
Spider-Man Uniwersum otrzymało Oscara, ale nie tylko dlatego fani okrzyknęli ten film najlepszym w wielu kategoriach – np. najlepszy film o Spider-Manie, najlepsza animacja, najlepszy film superbohaterski itd. Nie było złudzeń, że to napakowana akcją, kosmicznie kreatywna produkcja, która podchodzi z szacunkiem nie tylko do widza, ale też do komiksowych materiałów źródłowych. Film Boba Persichettiego i Petera Ramseya jest dokładną wiwisekcją tego, kim i czym jest Spider-Man. Najbardziej kultowa postać z komiksowego uniwersum Marvela doczekała się genialnej laurki, a wszystko to opowiedziane zostało z perspektywy... Milesa Moralesa. Wiemy, że to stosunkowo młoda postać w komiksowej historii, która wzbudziła ból tylnej części ciała u wielu osób oburzonych tym, że Marvel "zrobił czarnoskórego Spider-Mana". Kto jednak czytał komiksy o tej postaci, ten wie, że współcześnie jest to możliwie najlepsza postać trafiająca do nowych pokoleń czytelników. A dowodem tego jest to, że nowa wersja Spider-Mana, grana przez Toma Hollanda, wiele czerpała z tropów przypisanych do Milesa Moralesa.
Twórcy Spider-Man Uniwersum perfekcyjnie oddali istotę Spider-Mana i potrafili połączyć to w taki sposób, aby obrazki mogły wzbudzić ekscytację nie tylko u fanów komiksów w każdym wieku, ale też u nowych widzów, którzy niekoniecznie zaznajomieni są z tym bogatym uniwersum. Mało tego – każda starsza osoba, wychowująca się na klasycznych animacjach z Pajączkiem, mogła ponownie poczuć się jak dziecko i po wyjściu z kina w ogóle się tego nie wstydzić. To ani przez moment nie jest film, który ucieka w zbędne sceny podobne do tych z innych animacji. Nie ma potrzeby zwalniania tempa, nie ma silenia się na chwile wytchnienia dla młodej publiki czy scen zrobionych wyłącznie po to, by wywołać śmiech. W Spider-Man Uniwersum każda scena jest po coś, a humor wpleciono w sytuacje, które jednocześnie rozwijają bohaterów. Nie mam pojęcia, jak można było dokonać takiej sztuki – i to w filmie, który konceptualnie też jest bardzo ambitny. Nikt nie powie, że jest tu prosta fabuła, którą obudowano atrakcjami.
Tym samym czujemy – także za sprawą dopracowanej animacji – że na każdym poziomie dokonano wyjątkowego połączenia komercji i artyzmu. Pokazano popularne postaci Spider-Manów, ale też zadbano o ogromne wzruszenie, emocje i czystą zabawę tam, gdzie to potrzebne. Wielowarstwowa narracja może przyprawiać o ból głowy dużo starszych widzów, ale nawet oni swoją początkową niechęć szybko zostawiają za sobą. Siłą rzeczy nie będą utożsamiać się z nastolatkiem, ale w produkcji pojawia się przecież postać ojca, który stara się złapać nić porozumienia ze swoim synem, czy Peter B. Parker, który jest po trzydziestce, ale ma poczucie braku większych osiągnięć, a do tego jest roztrzaskany sercowo i smutki zajada pizzą. Sytuacja rodzinna jest też napięta za sprawą wujka Milesa, który jako Prowler chce robić dobre rzeczy, choć czyni niestety złe. A nawet jeśli to będzie za mało, to zawsze można znaleźć nić porozumienia z mrocznym Spider-Manem Noir lub kreskówkowym Spider-Hamem.
Chyba nie ma sensu pisać o filmie, że jest "najlepszy na świecie", bo to kwestia indywidualna i zależy od naszej wrażliwości. Jeśli jednak spojrzymy na jakość wykonania i wiele innych aspektów filmowego rzemiosła produkcji Spider-Man Uniwersum, to odnajdziemy w niej wybitną dokładność realizacyjną. Nawet to, że pojawia się wielu innych Spider-Manów z różnych uniwersów, nie odbiera Milesowi Moralesowi czasu antenowego. Oko kamery zostało rozłożone pomiędzy wszystkich bohaterów, a ich mniejsze lub większe rozterki znajdują satysfakcjonujące rozwiązanie. Wspomniany Peter Porker nie jest tylko po to, żeby młodociana publika śmiała się z zabawnej świnki w stroju Spider-Mana. To postać, która ma do wykonania swoje zadanie i przy okazji pokazuje, jak szalone może być multiwersum.
Kreatywna odwaga z pewnością wyróżnia ten film na tle innych. To coś, czego brakuje nowym produkcjom Marvel Studios – zero kompromisów i pełna wiara w umiejętności ludzi odpowiedzialnych za tworzenie! Przy kolejnym seansie zauważyłem, że animacja łapie małą zadyszkę w trzecim akcie (nie do końca udaje się unieść ciężar ambicji), ale przyznaję, że to już zwykłe czepialstwo. Mam nadzieję, że 2 czerwca bez żadnych wątpliwości będę mógł wstawić dyszkę dla Spider-Man: Poprzez multiwersum. Jestem pewien, że twórcze potwory będą w stanie dokonać niemożliwego i przebić jedynkę.