Zachwyty i rozczarowania 2024 - Piotr Piskozub
Piotr Piskozub w 2024 roku wędrował od Diuny do Luny, szukając zachwytów wśród najlepszych i rozczarowując się najgorszymi filmami i serialami ostatnich 12 miesięcy.
2024 był dla mnie niezwykłym rokiem – to właśnie w ciągu minionych 12 miesięcy rozegrały się jedne z najważniejszych, jeśli nie najważniejsze wydarzenia mojego życia. Najpierw podczas zachodu Słońca na krynickiej plaży, później na jednym z szarych, wrocławskich blokowisk. Obu Uczestniczkom tych wiekopomnych dla mnie chwil z całego serca dziękuję za wspólną drogę do miejsca, w którym znajdujemy się dzisiaj. To była wspaniała podróż właśnie dzięki Wam; nie mogę się doczekać kolejnych rozbłysków w głowie.
Paradoksalnie oba wspomniane wcześniej wydarzenia wpłynęły też na sposób, w jaki postrzegam popkulturę. Nie, to nie tak, że jest jej w moim życiu obecnie mniej (patrząc na liczby nawet więcej niż przed rokiem), ale nieustannie łapię się na tym, że zaczynam zwracać uwagę na inne niż wcześniej akcenty. Zamiast uniesień serca i duszy coraz częściej szukam w niej tego, co mi bliskie, jakichś alegorycznych zapisów, które mógłbym odnieść do swojej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. I to dlatego na zdjęciu głównym widzicie Lunę, zwaną niekiedy również "Diuną", (nie)oczekiwaną towarzyszkę w moich popkulturowych spotkaniach trzeciego stopnia. Zakrzywiła moją czasoprzestrzeń i zachwyciła, podobnie jak kilka tegorocznych dzieci kultury popularnej. Cóż, rozczarowania też są.
Najlepsze filmy obejrzane w 2024 roku
Zachwyty
Sławosz Uznański i Karol Wójcicki
Niektórzy Czytelnicy naEKRANIE.pl najprawdopodobniej zdają sobie sprawę z tego, jak ważna w moim życiu jest pasja astronomiczna. Z wielu powodów dzieliłem się nią z Wami w 2024 roku rzadziej niż w poprzednich latach, jednak minione 12 miesięcy było prawdziwym czasem żniw dla osób spoglądających w polskie niebo. W nocy z 10 na 11 maja nasz kraj nie mógł zasnąć, a rzesze jego mieszkańców, od Bałtyku po Tatry, obserwowały zorzę polarną – mi samemu udało się ją uchwycić na zdjęciach z centrum Wrocławia.
Ten rok dla rodzimych miłośników astronomii był również niezwykły dzięki dwóm gwiezdnym szermierzom: szykującemu się do misji na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej astronaucie Sławoszowi Uznańskiemu i prowadzącemu fenomenalny facebookowy profil Z głową w gwiazdach Karolowi Wójcickiemu. Pierwszemu z nich (za sprawą drugiego, a jakże!) miałem okazję zadać kilka pytań o ewentualne marsjańskie wyprawy i Gwiezdne Wojny (które pan Sławosz musi nadrobić), z kolei pan Karol, prywatnie zapalony fan Pokemonów i Marvela, raz po raz przenosił mnie w stronę zórz, zaćmienia Słońca, przelatującej nam nad głowami komety i innych zjawisk astronomicznych. Wielce pięknie dziękuję za wszystkie emocje, których obaj dostarczyliście mi w tym roku. Być może najpiękniejsze jest to, że 2025 na tym polu może być nawet bardziej owocny.
Diuna: Część druga
Nie mam już żadnych wątpliwości, że Diuna spod ręki Denisa Villeneuve'a stała się dla mnie najważniejszą popkulturową franczyzą, detronizując filmowo-serialowe przygody serwowane przez Marvela. Dzięki Części drugiej poczułem piaski Arrakis i ujeżdżałem czerwia. Poczułem na skórze całe spektrum społeczno-politycznych machinacji i różnorakich oblicz fanatyzmu. Udałem się w cudowną, mistyczną podróż po mojej pięknej Diunie. Nie ma dnia, bym nie myślał o Mesjaszu – tak, ja też stałem się chyba fanatykiem.
Anora
Nie wiem, czy we współczesnym kinie ktokolwiek inny potrafi tak uchwycić ludzką duszę jak Sean Baker. W Anorze przechodzi jednak na tym polu sam siebie – i to biorąc za punkt wyjścia przystosowaną do aktualnej rzeczywistości opowieść o Kopciuszku. W ostatniej, kapitalnej sekwencji czułem jednocześnie dyskomfort i miałem łzy w oczach, zdając sobie sprawę, że w moim życiu także trwał okres, w którym żadne miejsce nie wydawało się moje.
Emilia Pérez
Jeden z tych filmów, które określam mianem "mózgotrzepów". Uwielbiam ostatnie dokonania 72-letniego Jacquesa Audiarda, który z każdym kolejnym rokiem zdaje się jeszcze lepiej czuć, co naprawdę gra w duszy młodszych pokoleń. Emilia Pérez to również wyjątkowe studium kobiecości we wszystkich jej odsłonach, po części prowokacyjne, po części subtelne, koniec końców oferujące jednak energetyczną wędrówkę w stronę pogodzenia się z własnym losem tudzież wyzwolenia.
Strefa interesów
Nie sądzę, bym kiedykolwiek wcześniej wpadł w stan, który pojawił się we mnie po seansie tego filmu. Strefa interesów wstrząsnęła mną w sposób tak dobitny, że do dziś, myśląc o niej, czuję lęk, najprawdopodobniej wynikający ze sposobu, w jaki ta produkcja pokazuje odbijające się piekło w spreparowanym raju. Takich anatomii zła dzisiejsza X Muza potrzebuje jak nigdy wcześniej.
Substancja
O "mózgotrzepach" pisałem ledwie chwilę wcześniej – Substancja to kolejny z nich. Przez intensywność końcowych sekwencji mój umysł został wywrócony do góry nogami, a poszczególne partie ciała zachowywały się tak, jakby chciały się od siebie oddzielić. W dodatku zachwyt wzbudziła triumfalnie powracająca do świata kina Demi Moore, mój obiekt westchnień z lat młodości.
The Brutalist
Im dłużej myślę o tym filmie, tym częściej dochodzę do wniosku, że jest on po prostu arcydziełem, nawet jeśli nie byłem tego pewny tuż po seansie na tegorocznym American Film Festival. Monumentalność całej historii przytłacza do tego stopnia, że trudno się pozbierać, a przecież po ponad 3 godzinach czekał na mnie jeszcze niesamowity epilog, skonstruowany w taki sposób, jakbym dostawał pięścią w twarz. Nokaut, za który wypada podziękować.
Najgorsze filmy 2024 roku
Władcy Przestworzy
Nie chodzi tu tylko o wielki sentyment, który mam do Kompanii braci i Pacyfiku. Absolutnie każdą scenę misji "Krwawej setki" oglądałem ze ściśniętym gardłem, myśląc o heroicznych czynach ludzi, którzy nieśli świat na swoich barkach i dodawali mu skrzydeł. Ale i o członkach swojej rodziny, którzy w trakcie II wojny światowej – zupełnie bliżej ziemi – walczyli o to samo dobro. Pełna zgoda, najwięksi bohaterowie mogą być najbliżej nas.
Pingwin
Były w tym serialu sceny i całe odcinki, po których mój umysł wysyłał mi jakiś przedziwny sygnał: "Jesteś brudny". Patrząc z tej perspektywy, do dziś nie mogę zmyć z siebie tego plugastwa i zacieków łajdactwa, które wylali na mnie twórcy Pingwina. Są jeszcze genialni Colin Farrell i Cristin Milioti; kto z Was obstawiał, że druga z nich będzie potrafiła dać na ekranie tak wielki koncert?
Denzel Washington w Gladiatorze II
To nie tak, że uważam występ Denzela Washingtona w Gladiatorze 2 za jego pomnikową rolę, wpisując ją z miejsca na listę najlepszych aktorskich dokonań w historii kina. Chodzi o sposób, w jaki Washington przetoczył się przez ekran z prędkością huraganu i kradł właściwie wszystkie sceny, w których pojawiał się Makrynus. Nie przypominam sobie, bym widział drugi film, w którym jeden aktor tak zdominowałby innych członków obsady.
Najlepsze nowe seriale 2024 roku
Rozczarowania
Sony's Spider-Man Universe (SSU)
Madame Web, Venom 3: Ostatni taniec i Kraven Łowca. SSU podzieliło się w tym roku z widzami aż 3 filmami – na moje oko to o jakieś 2 i 3/4 za dużo. Coraz częściej dochodzi do mnie, że nie potrafię racjonalnie oceniać poszczególnych odsłon całego projektu. Uczucie zażenowania pojawia się tuż po rozpoczęciu seansu, wykrzywia mi później umysł w przeróżne strony, najczęściej prowadzące do zakrywania dłońmi twarzy bądź maniakalnego śmiechu.
Megalopolis
Nie tyle "Megalopolis", co raczej "Megalomanis" Francisa Forda Coppoli. Czekałem na ten film od lat, mocno wierząc w to, że stary mistrz kina raz jeszcze wytłumaczy światu, co naprawdę można nazywać sztuką. Sęk w tym, że reżyser podzielił się z nami jakimiś bazgrołami, majakami, które w mojej ocenie nie kamuflują niczego innego niż strach przed śmiercią. Czego jednak spodziewać się po opowieści, której ton nadają choćby kuszo-erekcja i diagnoza "osobowości analnej"?