Zachwyty i rozczarowania 2024 roku - Dawid Muszyński
Rok 2024 zbliża się ku końcowi. To też taki czas krótkich podsumowań tego co nas w nim zachwyciło, a co rozczarowało. Tak spojrzałem na te minie 365 dni i spisałem co mi z nich pod względem popkulturalny w głowie zostało.
Nie będę czarować. Rok 2024 obfitował dla mnie zarówno w momenty przepiękne, jak i takie o których chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Nie wchodząc w szczegóły, było trudno. Podobnie było też z popkulturą. Serwowała ona nam w tym roku rzeczy cudowne, jak i też takie które srogo nas rozczarowywały. Lub przynajmniej mnie. Sinusoida emocjonalna była ogromna.
Zaczęło się całkiem nieźle. Pierwszy raz w życiu polecałem do Japonii by wziąć udział w Final Fantasy XIV Fan Festival. Nie spodziewałem się, że fani tego tytułu aż tak za nim szaleją, że na mieście prężnie działają nawet restauracje w klimacie Final Fantasy z potrawami inspirowanymi grą. A dostać się do nich wcale nie jest łatwo. Rezerwacje trzeba robić z kilku dniowym wyprzedzeniem. Normalnie obłęd. Zresztą pod względem takich podróży to ten mijający rok był naprawdę ciekawy. Odwiedziłem kilka planów filmowych, o których na razie nie mogę mówić. Zwiedziłem kilka naprawdę fascynujących wystaw jak choćby Harry Potter Sturio Tour w Londynie czy Game of Thrones Studio Tour w Belfaście. Do tego dochodzi tradycyjny wypad na New York Comic Con na którym spotkałem się z Tomem Hardym czy Davidem Schwimmerem. Po drodze był też napakowany nowościami growymi GamesCom w Kolonii. Generalnie pod względem wydarzeń widać zmianę na lepsze. Branża jakby zapomniała już o pandemii i zaczęła wracać na normalne tory.
Zachwyty
Diuna: Cześć 2
Denis Villeneuve powrócił z drugą częścią epickiej opowieści Franka Herberta i udowodnił, że jest twórcą wielkim. Diuna: Część druga jest dla mnie filmem perfekcyjnym. Oczywiście niektórzy będą narzekać, że zbytnio skupia się na akcji i nie poświęca tyle czasu na rozwój świata. Jednak obie części tworzą spójny, przemyślany i skończony projekt. Villeneuve wykonał tytaniczną robotę - dał nam dzieło na miarę Władcy Pierścieni czy pierwszej trylogii Star Wars. Jest to bowiem film, który na stałe zapisze się w panteonie klasyków.
Anora
Chyba żaden film w tym roku nie spowodował u mnie takich emocji jak najnowsza produkcja Seana Bakera. Ta uwspółcześniona wersja Pretty Woman ma w sobie wszystko czego człowiek może szukać w kinie. Jest to wspaniały miszmasz dramatu, komedii i trochę thrillera. Nie ma tu zbędnych dialogów czy bohaterów marnujących nasz czas. Nawet pojawiający się na kilka minut właściciel cukierni jest mistrzowsko prowadzony. Jeśli miałbym komuś polecić tylko jeden film z 2024 który warto obejrzeć, to ta odyseja napisana przez Bekera byłaby tym tytułem.
Dziki Robot
Animacja perfekcyjna pod względem scenariuszowym, aktorskim, muzycznym i wizualnym. Może i w pierwszych minutach budzi skojarzenia z takimi klasykami jak Bambi czy WALL-E, ale bardzo szybko zyskuje własną tożsamość i pokazuje oryginalną historię. Jest to też jedna z tych produkcji, które będzie chciało się wielokrotnie oglądać. Gdy zobaczycie ją w telewizji, nie zmienicie kanału. Zostaniecie. Pozwoli Wam ona też dobrze się poczuć. Zawsze
Fallout
Produkcja Jonathana Nolana ma lżejszy i bardziej campowy styl niż chociażby ekranizacja The Last of Us, ale to bardzo dobrze. Ten świat nie może być traktowany cały czas na serio. Dodanie do niego odrobiny koloru, humoru i pewnej naiwności wyszło na plus. Amazon Prime nie szczędził budżetu i dał twórcom pełną kontrolę. Dzięki temu dostajemy wspaniałą produkcję, która zadowoli fanów serii i zaciekawi osoby, które nie znają tego świata. Żyjemy obecnie we wspaniałych czasach dla graczy.
Monkey Man
Istny popis umiejętności kaskaderskich Patela, który musiał dojść do perfekcji w sztukach walki, by przedstawić widzom wiarygodnie walkę swojego bohatera. Widać też, że w ostatnich latach bardzo się ten rynek filmowy zmienił i teraz większość aktorów chce samemu wykonywać choreografię walk, dając reżyserom więcej możliwości nagrania całych sekwencji bez potrzeby licznych cięć. Świetnie wypada tutaj też połączenie języka hindi z angielskim.
Rozczarowania
Argylle -Tajny Szpieg
Pierwszy fragment tego filmu widziałem na New York Comic Con rok temu i muszę powiedzieć, że mi się podobał. Scena walki w pociągu wyglądała imponująco. Do tego sam reżyser podczas panelu świetnie opowiadał o swojej nowej produkcji. Facet ma gadane. Napompował ten balonik perfekcyjnie. Jednak, gdy film wszedł do kin szybko zorientowałem się, że Matthew Vaughn kompletnie przestrzelił. Ja rozumiem, że konwencja Argylle. Tajny szpieg miała być podobnie jak w Kingsman prowadzona cały czas z przymrużeniem oka, ale reżyser przesadził. Postaci, jakie pojawiają się na ekranie łącznie z Elly i Aidenem szybko mi zobojętniały.
Sami Swoi. Początek
W tym roku polscy twórcy starali się podczepić pod kilka kultowych marek i to z mizernym skutkiem. Jednym nich był debiutujący w roli reżysera Artur Żmijewski, dla którego był to pierwszy film fabularny. I może gdyby nie miała być to opowieść o młodych latach Kargula i Pawlaka tylko jakiś innych chłopach to udałoby się tę produkcję jakoś przełknąć. Nie da się bowiem przeskoczyć kreacji Wacława Kowalskiego i Władysława Hańczy. Obaj panowie stworzyli postaci kultowe, których nie da się skopiować. Seans Sami Swoi. Początek do najłatwiejszych nie należał.
Rebel Moon
Lubię Zacka Snydera jako geeka. Mogę gadać z nim godzinami o popkulturze. Facet ma ogromną wiedzę i pasję do tego co robi. Problem polega na tym, że otoczył się ludźmi który mu tylko i wyłącznie przytakują. W jego otoczeniu nie ma już żadnej osoby, która powiedziała by mu w twarz, że jakieś rozwiązanie fabularne czy wizualne jest słabe i trzeba je wyrzucić. W rezultacie dostajemy długie sekwencje młócenia zboża i akcji, która do niczego nie prowadzi. Nie pomogła nawet zaprezentowana pod koniec roku krwawa wersja dla dorosłych. Nadal Rebel Moon to nudny film, który tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że Zack niestety nie potrafi pisać scenariuszy.
Fuks 2
Dobra. Przy tym tytule tak naprawdę nie miałem wielkich oczekiwań. Przewidywałem nawet, że twórcy nie zbliżą się nawet do oryginału. Jednak nie spodziewałem się, że to będzie aż taka porażka. Ten film jest kompletnie niepotrzebny i sztucznie podczepia się pod kultową markę. Jeśli miałbym porównać do czegoś nowy film w reżyserii Dutkiewicza, to bym go zestawił z freskiem Ecce Homo odrestaurowanym przez amatorkę z hiszpańskiego miasteczka Borja. Klapa totalna.