Drżenie światów. Głęboko w Kredzie coś się poruszyło. Sowy i lisy to wyczuwają. Tiffany także, przez swoje buty. To dawny nieprzyjaciel gromadzi siły. To czas zakończeń i początków, starych przyjaciół i nowych, rozmycia granic i przesunięcia mocy. Teraz to Tiffany stoi pomiędzy światłem i ciemnością, dobrem i złem. Horda elfów szykuje się do inwazji i Tiffany musi wezwać wszystkie czarownice, by stanęły przy niej. By broniły świata. Jej świata. Będzie rozliczenie...
Premiera (Świat)
13 sierpnia 2015Premiera (Polska)
17 maja 2016Polskie tłumaczenie
Piotr W. CholewaLiczba stron
0Autor:
Terry PratchettKraj produkcji:
PolskaGatunek:
FantasyWydawca:
Polska: Prószyński i S-ka
Najnowsza recenzja redakcji
Nie da się ukryć, że trudno jest recenzować ostatnią książkę tak znanego pisarza, zwłaszcza że spełnia ona dwojaką rolę – choć, jak na ironię, obydwie mają w sobie pożegnanie. Po pierwsze, jest to opowieść wieńcząca cykl o wiedźmach, tak jak Para buch zamykała historię Ankh-Morpork oraz jego mieszkańców. W Pasterskiej koronie mamy więc wszystkie ważniejsze bohaterki, które występowały w opowieściach o Lancre oraz historiach związanych z Tiffany – i nie da się ukryć, że jest to niejako zamknięcie ich historii, doprowadzenie pewnych, od dawna otwartych wątków do końca. Po drugie, Pasterska korona dla każdego czytelnika, który zechce wczytać się między wiersze, zawiera również swoiste pożegnanie autora z fanami. Jest więc przypomnienie o celu, o nieuchronności śmierci, ale i o braku strachu przed nią, o tym, że każdy może się zmienić i zasługuje na drugą szansę (zwłaszcza kwestia owej szansy pojawia się w ostatnich dziełach Pratchetta często). Jest też o starości i delikatnym przypomnieniu młodym, butnym pokoleniom, że doświadczenie to cecha, którą nabywa się z czasem i której nie można lekceważyć.
W kwestii fabuły - Tiffany Obolała jako wiedźma, która ma szansę wyrosnąć na nie-przywódczynię wiedźm (bo przecież czarownice nie mają przywódczyń), po raz kolejny musi zmierzyć się elfami, które wdzierają się do jej świata. Trzeba zorganizować obronę, przekonać do siebie inne przedstawicielki tej szanowanej profesji (które, jak wiadomo, okazują wielką niechęć do jakiejkolwiek formy współpracy), a na dodatek poradzić sobie z chłopcem, który nie dość, że ma tresowanego kozła, to jeszcze uparł się zostać czarownicem. Dość problematyczne zadanie, zwłaszcza że elfy jedynie komplikują sprawę – choćby elfi król i jego… stukacz.
The Shepherd's Crown powinna być dłuższa, czego dowiadujemy się z posłowia. Powinna być dłuższa, bowiem w kilku miejscach historia nie zazębia się jak powinna, brakuje jakiegoś małego szczegółu – ale wynika to z niechęci wydawcy i rodziny zmarłego do ingerowania oraz interpretowania jego pracy. Choć te małe braki są widoczne, to jednak nie zaburzają całego obrazu książki, zwłaszcza kiedy dowiadujemy się, z czego wynikają. Pasterska korona nie jest najlepszym dziełem Terry'ego Pratchetta, ale z pewnością pozostanie książką, która na długo zapadnie czytelnikowi w pamięć i zmusi do refleksji. A nieświadomy tych refleksji i faktu, że Twórca zniknął, wielki A’Tuin będzie dalej płynął przez pustkę kosmosu, dźwigając na skorupie cztery słonie podtrzymujące okrągły, płaski Świat Dysku, bo raz zaczęta opowieść ma to do siebie, że nie zważając na nic, ciągnie się dalej.