Batman Imposter to komiks, w którym znajdziecie kilka tropów łudząco podobnych do motywów z filmu Matta Reevesa. To jednak dopiero początek zalet, które posiada ten tom.
Nie ma żadnych wątpliwości, że rodzimi fani Mrocznego Rycerza mają ostatnimi czasy wielkie powody do zadowolenia. Nie dość więc, że film
Batman w reżyserii
Matta Reevesa szturmuje polskie kina, ciesząc się naprawdę dobrym przyjęciem wśród odbiorców, to jeszcze firma Egmont postanowiła wydać na naszym rynku komiks
Batman Imposter. W takim posunięciu nie ma żadnego przypadku - tom ze scenariuszem
Mattsona Tomlina i rysunkami
Andrei Sorrentina na ogólnym poziomie fabularnym budzi wyraźne skojarzenia z ekranową produkcją, ukazując Zamaskowanego Krzyżowca w początkach jego mścicielskiej działalności. Nie liczcie jednak na żadną powtórkę z rozrywki czy odgrzewane kotlety w postaci jeszcze jednej lekcji z genezy tudzież "Roku Pierwszego" Batmana;
Imposter ukazał się pod szyldem skierowanego do dorosłych czytelników Black Label, a jego autorzy dostali prawdziwe pole do popisu jeśli chodzi o szkicowanie wizji wstępnych etapów heroicznej krucjaty Rycerza Gotham. Jestem niemal przekonany, że niektóre z rozwiązań fabularnych naprawdę Was zaskoczą - w dodatku mówimy tu o komiksie, który bez dwóch zdań przypadnie do gustu większości fanatyków tytułowego bohatera. I nie tylko im.
Punkt wyjścia w tej opowieści może wydawać się znajomy: Bruce Wayne strzeże ulic Gotham w stroju Batmana od zaledwie roku, lecz już na przestrzeni tych kilkunastu miesięcy solidnie dał się we znaki wielu decydentom oraz rządzącym i dzielącym w mieście przestępcom. Przy takiej liczbie wrogów nie dziwi specjalnie, że jeden z nich postanowił raz na zawsze pozbyć się samozwańczego mściciela. Reguły gry tym polu ulegają zmianie: w Gotham pojawia się bowiem... jeszcze jeden Batman, który rozprawia się ze swoimi przeciwnikami w niezwykle brutalny, niekiedy nawet bestialski sposób. Opinia publiczna, która chciała dostrzec w młodym Mrocznym Rycerzu nadzieję na lepsze jutro, zaczyna się od niego odwracać. Nie może być jednak inaczej, skoro wyglądająca dokładnie tak samo postać z zimną krwią morduje przestępców. Prawdziwy heros będzie musi zrobić sporo, by odzyskać dobre imię i tym samym raz jeszcze wkupić się w łaski mieszkańców Gotham. Droga ku temu jest wyboista i być może będzie wymagać nowego podejścia Bruce'a Wayne'a do (nie)ukrywania swojego alter ego.
Mam ogromną nadzieję, że nowy, filmowy
Batman zapoczątkuje renesans w kwestii postrzegania herosa jako Najlepszego Detektywa na Świecie -
Imposter jest doskonałym dowodem na to, że ta perspektywa wymaga nie tylko pielęgnacji, ale i jej nieustannego dostosowywania do zmieniającego się ducha czasu. Opowieść Tomlina i Sorrentina powinniśmy w pierwszej kolejności odczytywać jako rasowy kryminał, w którym śledztwo przybiera formę wielopoziomową; poza Mrocznym Rycerzem prowadzi je przecież także policjantka, która pragnie rozwikłać zagadkę tajemnic Wayne'a. Twórcy czerpią z wszystkich dobrodziejstw przyjętej konwencji pełnymi garściami, nie zapominając w dodatku o szkicowaniu portretów psychologicznych najważniejszych bohaterów.
Imposter stanie się więc dobrą okazją do podróży w stronę dzieciństwa Bruce'a - przedstawionego tu inaczej niż w klasycznej wersji mitologii postaci (zmianie ulega m.in. relacja protagonisty z Alfredem). Co więcej, wszystkie zabiegi, które mogą wydać się czytelnikom łudząco podobne do ikonicznych motywów z historii Batmana, zostają przez Tomlina przefiltrowane przez aż do bólu realistyczny i mroczny świat Gotham. Dzięki temu nawet tytułowy imposter wydaje się świeżym powiewem w rzeczywistości Zamaskowanego Krzyżowca; wisienką na torcie stanie się z kolei kapitalne umotywowanie krucjaty Mrocznego Rycerza, znacznie głębsze, niż ktokolwiek mógł zakładać.
Jestem wielkim miłośnikiem twórczości Andrei Sorrentina - spieszę więc donieść, że włoski artysta w tym tomie daje kolejny popis swoich umiejętności, pozwalający postrzegać go za jednego z najciekawszych współczesnych rysowników. Odnajdując najprawdopodobniej inspiracje w warstwach graficznych takich dzieł jak
Batman. Rok pierwszy autor dzieli się z odbiorcami pracami, które tylko na pierwszy rzut oka jawią się jako niechlujne czy niedopracowane. W rzeczywistości w tej estetyce tkwi metoda i przepis Sorrentina na wydobycie z Gotham i (momentami) jego mieszkańców przeraźliwego mroku. To brudny świat, naturalistyczny, jak to tylko możliwe, utkany z niemalże klaustrofobicznych kadrów i raz po raz pochłaniającej światło czerni. Rzecz w tym, że nawet w tak posępnym miejscu chce się przebywać jak najdłużej.
Batman Imposter to komiks, który pod względem fabularnym stanowi zamkniętą całość i sam w sobie jest dobrą szansą na przyjrzenie się mitologii herosa z innej, magnetycznej w wydźwięku perspektywy; twórcy tomu postawili na ekspozycję realistycznego Gotham, obudowując je intrygującymi motywami zaczerpniętymi żywcem z konwencji kryminału. Oczywiście nie ma tu mowy o rewolucji w komiksowym świecie Batmana, lecz
Imposter pozwala w odmienny niż zazwyczaj sposób zagłębić się w motywacje wciąż dorastającego do miana bohatera z krwi i kości Bruce'a Wayne'a. Od dawna nie miałem poczucia, że wędrówki po ponurym Gotham z rozpoczynającym swoją karierę Mrocznym Rycerzem mogą być aż tak wciągające. Patrząc z tej perspektywy,
Batman Imposter jest ogromną niespodzianką.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h