Najnowszy odcinek The Bold Type stoi pod znakiem romansów. Co prawda można znaleźć kilka pomniejszych wątków, niemniej jednak główną myślą przewodnią jest miłość. Największe pole do popisu w temacie miłości mają Kat i Jane. Kat zaczyna powoli odkrywać, że oglądanie świata przez różowe okulary zakochania wcale nie uchroni jej przed brutalną rzeczywistością. Jej związek z Adeną przeżywa pierwsze próby, z których na szczęście obie panie wychodzą obronną ręką. Widać jednak pewną niedojrzałość Kat, zwłaszcza w kontekście jej pierwszego lesbijskiego związku. W przypadku Adeny z kolei daje się odczuć nadopiekuńczość i matkowanie. Ten związek jednak posiada coś, czego brakuje większości serialowych par. Bohaterki stawiają na konwersację i to bardzo efektywną. W scenach, w których dominuje faktyczna rozmowa, ich charaktery równoważą się, a całość wychodzi naprawdę dobrze i sprawia czystą przyjemność ze śledzenia wydarzeń. Co więcej Kat i Adena wyznają sobie miłość pierwszy raz na ekranie, a ich związek wysuwa się zdecydowanie na pierwszy plan serialu. Póki co nie można mu wiele zarzucić. Na tym etapie serial doskonale radzi sobie z balansowaniem pomiędzy konfliktami a lojalnością bohaterek. Oby jak najdłużej. Najwięcej zamieszania w całym odcinku doświadcza jednak Jane. Oprócz widocznych problemów z pracą, jej życie miłosne przybiera nieoczekiwany kierunek. Jane powoli zaczyna się angażować w relację z Benem, który wydaje się być mężczyzną doskonałym. Ben to młody lekarz o gołębim sercu, który nie tylko posiada niebanalne poczucie humoru, ale również solidny system moralny, zbudowany na wierze katolickiej. I to właśnie ten ostatni element stanowi największy orzech do zgryzienia dla Jane. Jej postać od samego początku wydaje się być zdystansowana z powodu religii Bena. Ostatecznie wyjawia przyczyny swojego zachowania. W dalszym ciągu tkwią w niej nierozwiązane sprawy dotyczące śmierci matki, która była bardzo wierzącą osobą. Dopiero w ostatnich minutach odcinka dostajemy potrzebne informacje, by w pełni połączyć te fakty i tym samym łagodniejszym okiem spoglądamy na wcześniejszą wersję Jane. Z punktu widzenia polskiego widza, sama wiara nie stanowi aż tak silnego powodu, by budować na nim konflikt dla postaci. Widać jednak, że amerykańskie produkcje traktują wiarę jako element, który może być decydujący w związku. Jest to ciekawy zabieg, zwłaszcza w tak frywolnym seksualnie serialu, jakim są Dziewczyny nad wyraz. Wątek Jane jest podkręcony na maksa również na innym gruncie. Na horyzoncie pojawia się Pinstripe, który chcąc nie chcąc, staje się członkiem trójkąta miłosnego. Serial doskonale poradziłby sobie bez tego zabiegu, ale skoro już jest, to pozostaje mieć nadzieję, że będzie z tego coś wartościowego dla fabuły. Jak na razie Pinstripe jawi się jako szansa dla Jane na zdobycie pracy. To właśnie dzięki niemu Jane zaczyna chodzić na imprezy i szukać tematów pod artykuły. Okazuje się jednak, że dział plotkarski nie jest tym, czego Jane oczekuje od życia. I, warto zaznaczyć, po raz kolejny rezygnuje ze sposobności, która może przynieść jej po prostu pieniądze. Postać Jane jest kreowana na dziennikarza z misją i kręgosłupem moralnym, który wierzy w dziennikarstwo i jego rzetelność. Z drugiej jednak strony Jane faktycznie jest jeszcze niedojrzała, co widać na każdym kroku. Próbuje się to jeszcze bardziej podkreślić poprzez jej wygląd zewnętrzny. Brak pracy zaznaczony jest tutaj sportowymi spranymi spodniami i szklanką wody zamawianą w kawiarni. Jest to tak bardzo stereotypowe, że aż chrzęści pod zębami. Trochę szkoda, że scenarzyści poszli na taką łatwiznę. Ciężko jest też ocenić co przeważa bardziej w charakterze Jane - jej marzenie o sprawiedliwym dziennikarstwie czy młodzieńcza naiwność i niedojrzałość. Ocenę pozostawiam każdemu z osobna. Odcinek iskrzy się od miłości, ale w w przypadku Sutton chodzi jednak o miłość do pracy. Bohaterka zaczyna poświęcać coraz więcej, byle tylko dostać się na szczyt kariery. Ciężko jest się dziwić jej postaci - zazwyczaj to ona ma pod górkę i mimo że pracuje za dwoje, w dalszym ciągu zajmuje pozycję asystentki. Postać Sutton zaczyna kierować się złymi motywami - chęć bezkompromisowego wdarcia się na kolejny zawodowy szczebel, przysparza jej jedynie coraz więcej problemów. Jej parcie na karierę jest jeszcze bardziej widoczne w kontekście dwóch osób. Pierwszą z nich jest Kat, która przecież dość szybko osiągnęła sukces zawodowy. Drugą natomiast jest świeżo poznana influencerka internetowa, która rzekomo “otwiera” drzwi do szerokiego kręgu znajomości dla Sutton. Blichtr otaczający gwiazdę internetu sprawia, że Sutton angażuje się zbyt mocno w tę relację i podejmuje decyzje, które z pewnością zakończą się utratą. Pytanie tylko czego: pracy, a może jej reputacji? Póki co, Sutton za pomocą pieniędzy magazynu Scarlet próbuje wkupić się w łaski sławnych ludzi, łudząc się że to właściwa metoda na osiągnięcie sukcesu. Te sceny wzbudzają jednak uczucie zażenowania, które jest obce w przypadku tego serialu. Dodatkowo, w odcinku dało się odczuć brak Jacqueline, a co za tym idzie - brakuje postaci matki, która poradziłaby Sutton co w takiej sytuacji zrobić. Wobec takiego stanu rzeczy, Sutton popełnia fatalne błędy. Odcinek OMG jest dokładnie tym, czym się tytułuje. Aż chce się westchnąć do Boga i to nie tylko w jednej sytuacji, a w kilku. Przede wszystkim wyraźny jest brak Jacqueline, której postać została całkowicie pominięta. Odcinek bez Jacqueline jest spłycony i dość ubogi. Idąc tokiem rozumowania serialu, brak tej postaci jest niczym brak odpowiedniej biżuterii do sukienki. Sukienka może być najpiękniejsza na świecie, ale bez odpowiednich dodatków wygląda niepełne i nie zachwyci do końca. Kolejne westchnięcie pojawia się w kontekście Pinstripe. Od samego początku serialu miał on wyraźny wpływ na Jane i pod tym względem nic się nie zmieniło. O ile w pierwszym sezonie jego postać dało się lubić, o tyle teraz jest już z tym gorzej. Da się zauważyć jego manierę i lekkie podejście do życia. Jest to kontrast tym większy, że stawia się go obok Bena - mężczyzny idealnego. Ciężko ocenić, czy Pinstripe zostanie na dłużej w serialu, ale jeśli, tak to można tylko spodziewać się ile zamieszania wprowadzi do życia Jane. Na bardzo pozytywne OMG zasługują… dialogi, które jak zwykle stoją na najwyższym poziomie. Zwłaszcza te pomiędzy głównymi bohaterkami. Są lekkie, w punkt, a przede wszystkim zabawne w naturalny, niewymuszony sposób. Widać, że aktorki doskonale czują się w swoich rolach, a grane przez nie postacie w drugim sezonie zyskały jeszcze więcej kolorytu i życia. Nie jest to może najmocniejszy odcinek sezonu, ale nie stanowi zbytniego odskoku od ustalonego już poziomu. Pomysł, by skupić się na relacjach miłosnych nie jest szkodliwy, na pewno wnosi sporo do lepszego zrozumienia postaci. Serial przyzwyczaił nas jednak, że potrafi poradzić sobie jednocześnie nie tylko z życiem osobistym bohaterek, ale również niebanalnym z tematem odcinka. Tego ostatniego tutaj jednak wyraźnie zabrakło.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj