Najnowszy odcinek Fargo rozpoczął się obiecująco, ponieważ Oraetta Mayflower postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i otruć dyrektora. Zdobyła list z oskarżeniami o jej niecnych praktykach, ale dalej nie wie, kto poznał jej mroczną tajemnicę. Zamach na przełożonego nie zaskakiwał, ani nie wywoływał emocji. Jedynie Oraetta, która z wielką niechęcią i znudzeniem zmusiła się do wezwania pomocy, trochę rozbawiała. I to był jedyny trup w tym epizodzie, choć niektórych kusiło, aby padło ich więcej. Bohaterowie postawili na negocjacje, a nie rozlew krwi, choć Josto cwanie próbował podpuścić Loya, żeby ten zabił Gaetano, jako rekompensatę za rzekomą śmierć Satchela. Jednak sama scena umiarkowanie trzymała w napięciu. Jason Schwartzman i Chris Rock zagrali bardzo dobrze, ale jak na spotkanie twarzą w twarz między szefami mafii można było się spodziewać większych emocji. Wynika to z tego, że na razie obaj zachowują spokój i rozwagę w swoich działaniach. Jeszcze między nimi nie wrze aż tak, żeby mieli podejmować nieracjonalne decyzje, bo znają stawkę w tej grze. Jest ciekawie, ale to nie zmienia faktu, że tym samym twórcy spowalniają tempo wydarzeń i każą czekać na konkretniejszą akcję do kolejnego odcinka. Takie przedłużanie to testowanie cierpliwości widzów, ale jest to bardzo charakterystyczne dla serialu Fargo. W tym odcinku Loy miał wiele powodów do niezadowolenia. Śmierć Doctora dalej go prześladuje, więc wyżył się na swoim podwładnym. Później z powodu informacji o zabiciu syna mało co nie dopuścił się zbrodni na Zero. W tym epizodzie to właśnie ta scena, w której był bliski zamachu na chłopca, trzymała najbardziej w napięciu, że aż wstrzymywało się oddech. Do tego, gdy zobaczył billboard restauracji, gdzie został wykorzystany jego pomysł na kartę kredytową, też wzbudzał współczucie, że został tak potraktowany i oszukany. Ta złość i pewnego rodzaju bezsilność w bohaterze narasta. Emocje buzują w Loyu, a Chris Rock bardzo dobrze pokazuje to na ekranie. Aktor w końcu podźwignął ciężar głównej roli, jaki na nim spoczywa w serialu. Nie jest to gra wybitna, ale na tyle przekonująca, że coraz bardziej interesują jego kolejne poczynania.
fot. FX
Powoli wyłania się obraz tragicznej postaci, jaką jest Loy Cannon. Jest mafijnym bossem, ale chce postępować według zasad i z rozsądkiem. Nie chce zniżać się do poziomu Włochów, którzy jedyne rozwiązanie widzą w rozlewie krwi. Echem odbijają się słowa Ethelridy skierowane do Deafy’ego o cywilizowanym postępowaniu. I tak właśnie Loy chce podejść Josto wypuszczając na wolność Gaetano, który sprawi mu na pewno wiele kłopotów. Nie jest to tak emocjonujące, jak strzelaniny czy pobicia, ale jest na swój sposób ciekawe. Z kolei znowu nikt nie daje spokoju Odisowi, który jest uwikłany w tę wojnę między mafiami. Ciągle go wszyscy stresują, a jego przypadłość coraz bardziej się nasila. Dołączył do tego Deafy, który rozszyfrował swojego partnera z pracy. Postać Odisa niewiele wniosła do fabuły w tym odcinku. Podobnie Timothy Olyphant znowu nie odegrał większej roli w historii, ale zaistniał bardziej niż Ethelrida. Po prostu więcej uwagi poświęcano mafiom. Nowy odcinek Fargo był solidny, bo znalazło się kilka trzymających w napięciu momentów, z których niestety niewiele wynikało. Nawet upiór z trumny nie wzbudził emocji. Josto próbował przechytrzyć Loya, ale ten dobrze przeczytał zamiary szefa włoskiej mafii. Ich poczynania przypominają pojedynek szachowy, ale nie pasjonuje tak, jak starcie Harmon z Borgowem z Gambitu królowej. Epizod trochę rozczarował, ale zbudował grunt pod kolejne wydarzenia. Gaetano powróci, a Calamita jest na celowniku Cannona, co daje nadzieję na bardziej intrygujący rozwój wypadków, ale o tym przekonamy się w kolejnym odcinku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj