Trzeba powiedzieć wprost, że akurat ten komiks ratowali rysownicy, czyli Ethan Van Sciver i Rafa Sandoval. Obrazy obcych planet i najróżniejszych kosmitów momentami zachwycały, tym bardziej, że nie unikali oni także eksperymentów z formą. W efekcie otrzymaliśmy wizualnie świeży, zaskakujący i efektowny komiks. Zważywszy na fakt, że niemalże co druga scena jest tu sceną akcji, nie sposób narzekać na nudę. Świetnie też wyszły „pozy” – kadry statyczne, w których nasi bohaterowie czy złoczyńcy szykowali się do ataku lub prezentowali moc – idealne grafiki do noszenia na koszulkach albo wieszania na ścianach w formie plakatów. Problem w tym, że Hal Jordan And The Green Lantern Corps vol. 1: Sinestro's Law składało się głównie ze stron właśnie z takimi „pozami”. Albo inaczej: dzieje się sporo, bohaterowie koniec końców coś tam robią, jednak w lwiej części przypadków owe kadry to wszystko, co dostajemy. To jakaś irytująca maniera – po prostu zostaje pokazane przygotowanie do walki, moment na chwilę przed starciem, ale samą potyczkę albo się pomija, prezentując już tylko jej pokłosie, albo załatwia kilkoma kadrami tak chaotycznymi, że nie sposób zrozumieć, co się właściwie dzieje. A już szczyt bezsensowności osiągnięto w przypadku Korpusu Zielonych Latarni – w drugiej części komiksu zalicza takich póz bez liku. Pojawiają się niemalże w każdej scenie, ale do niczego to nie prowadzi!
Źródło: Egmont
W tym komiksie można dostrzec jakiś problem z fabułą. Wygląda to tak, jakby scenarzysta dostał do zapełnienia zbyt dużo stron, przez co rozwlekał każdą scenę i często pisał rysownikom: „O, a tu dajcie jakąś efekciarską pozę czy coś albo niech Hal znowu coś krzyknie, najlepiej powtarzając, że ten pierścień wykuł sam, że się nie boi, że Sinestro go uczył, że jego tata był pilotem  i zginął, a pierścień Halowi dał Abin Sur – tak, powtórzcie coś z tego.” Odpowiadający za scenariusz Robert Venditti założył, że czytelnik wszystko wie, orientuje się w przeszłości Hala i Korpusu, dlatego wrzuca nas w tę opowieść bez żadnej rozgrzewki. W efekcie otrzymujemy nie tyle tom pierwszy, co tom kolejny, a po prostu otwierający nowy rozdział. Jasne, raczej bez problemu można zorientować się o co chodzi w fabule, jednak po pierwsze raczej trzeba mieć jakąkolwiek podstawową wiedze o Zielonych Latarniach, a po drugie podczas lektury czuje się, jakby to nie był początek, a koniec.
Wszystko to nie zmienia przy tym faktu, że Prawo Sinestro to komiks zapewniający rozrywkę i – choć robi to nieudolnie – opowiadający ciekawą historię. Przede wszystkim zaś Hal Jordan oraz Zielone Latarnie to naprawdę oryginalne postaci, a kosmiczne scenerie – rysowane przez Van Scrivera i Sandovala – uwodzą i robią apetyt na więcej. Może w kolejnym tomie będzie lepiej?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj