Leatherface’a poznajemy jako małego chłopca. W ramach urodzinowego prezentu otrzymuje piłę mechaniczną i musi pociąć złodzieja świń. Nie przejawia zbytniego entuzjazmu, ale postępuje zgodnie z zasadami, jakimi rządzi się jego ród. Po jakimś czasie ze starszym bratem zabija nastoletnią córkę stróża prawa, który poprzysięga zemstę. Główny bohater trafia do szpitala psychiatrycznego, a z placówki ucieka wraz z pielęgniarką i trójką towarzyszy niedoli. Twórcy bardzo oszczędnie dzielą się z widzami informacjami dotyczącymi tytułowego mordercy. Niemal do samego końca mylą tropy co do jego tożsamości. Podejrzenia padają na małomównego Buda, szalonego Ike’a, czy pozornie nieszkodliwego Jacksona. Zanim otrzymamy jednoznaczną odpowiedź na pytanie kto zostanie zabójcą biegającym z piłą mechaniczną, musimy przebrnąć przez przydługie i niezbyt ciekawe perypetie uciekinierów ze szpitala psychiatrycznego. Siła The Texas Chain Saw Massacre tkwiła w odnoszeniu brutalnych zabójstw do sytuacji polityczno-społecznej Stanów Zjednoczonych w latach 70. Tobe Hooper stworzył kompleksowy i makabryczny portret Ameryki, wykorzystując patologiczną rodzinę jako metonimię całego kraju. Twórcy rebootów z XXI wieku w mniejszym bądź większym stopniu rezygnowali z dodatkowych kontekstów, zwracając się w stronę krwawej rozrywki, w której pierwsze skrzypce grały wymyślne morderstwa. W najnowszej części, będącej prequelem serii, dwójka reżyserów zrezygnowała nawet z takiego podejścia, proponując mało zjadliwą filmową papkę. Porzućcie wszelką nadzieję, jeśli liczycie na hektolitry krwi i posoki zalewające ekran. Reżyserów najbardziej interesują psychologiczne pobudki, dla których wycofany chłopiec przemienił się w psychopatycznego mordercę. Powodów tak drastycznej zmiany osobowości szukają w oddziaływaniu społeczeństwa na głównego bohatera. Kiedy władze zabierają go od, delikatnie mówiąc, toksycznej rodziny, trafia w ręce chorych psychicznie przestępców. Napotyka więc na swej drodze ludzi tłamszących wszystkie, tkwiące w nim resztki człowieczeństwa. Produkcja odzyskuje właściwe tempo w ostatnim akcie, kiedy reżyserzy ponownie nawiązują do klimatu pierwowzoru. Mamy wtedy do czynienia ze slasherowa jazdą bez trzymanki, która trwa niestety zbyt krótko. Zresztą wszystkiego jest tutaj za mało. Proponując stworzenie portretu psychologicznego Leatherface’a, twórcy zapomnieli o odpowiednim przedstawieniu innych postaci. Żadna nie jest tu w wystarczającym stopniu rozwinięta, a motywacje poszczególnych bohaterów są wręcz niezrozumiałe. Szczególnie blado wypada policjant Hal. Jego działania, nawet pomimo zaprezentowania osobistych powodów, nie zostały należycie uzasadnione. Tym samym aktorzy nie mają zbytniego pola do popisu. Zarówno Stephen Dorff jako Hal i Finn „nieśmiertelny Iron Fist” Jones kreujący jego partnera, przez cały film występują z jedną miną. Sam Strike, czyli Jackson sprawia wrażenie, jakby nie miał pojęcia co robi na planie i w kolejnych scenach błądzi tylko bez celu. Odstaje od nich jedynie Lili Taylor, wcielająca się w nestorkę rodu Sawyerów, będącą ucieleśnieniem szaleństwa i patologii. Produkcja nabiera drugiego oddechu, kiedy gości na ekranie razem z pozostałymi członkami filmowej rodziny. Alexandre Bustillo i Julien Maury próbowali odpowiedzieć na zadawane sobie przez fanów pytania dotyczące mordercy z piłą mechaniczną. Jego historia nie nabrała jednak dodatkowych rumieńców, a zamiast tego straciła cały swój urok i stała się wyblakła, a wręcz powtarzalna. W efekcie Leatherface nie stanowi uzupełnienia portretu tytułowego bohatera, ani nie zadowoli wielbicieli krwawej rozrywki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj