Teoretycznie główną bohaterką filmu jest Ryu - młoda Japonka, która nocą pracuje na targu rybnym, ale tak naprawdę wiedzie podwójne życie. Ryu pracuje jako zawodowa zabójczyni na usługach bogatych Japończyków. Biznesmen pan Nagara nie może pogodzić się ze śmiercią córki, Midori, która popełniła samobójstwo, zostawiając wyraźną sugestię, że przyczyną była miłość. Naturalnie Nagara obwinia jej chłopaka, Hiszpana Davida. Morderczyni jest samotniczką, która zaprzyjaźniła się z mężczyzną nagrywającym dźwięki swojej metropolii. Ryu dostaje zlecenie na zabicie Davida.

[image-browser playlist="606857" suggest=""]©2011 Monolith Video

Najwięcej do zarzucenia Coixet mam w obrębie scenariusza. Jest on zbyt ogólnikowy i o dziwo płytki. Przez cały film o bohaterach dowiadujemy się niewiele, przez co są oni mało wyraziści i jednowymiarowi. Coixet nie sili się na pokazanie nam, kim naprawdę jest Ryu, a kilka szczegółów, że lubi truskawkowe Moshi i sprząta groby swoich ofiar to zbyt mało. Zastanawiam się, po co ona tak naprawdę jest morderczynią? Nigdy nie pokazują jej w akcji, a samo obsadzenie jej w tym zawodzie nie ma jakiegoś szczególnego znaczenia. Teoretycznie miało to nam dać do zrozumienia, że rezygnując z zabicia ofiary kobieta może się zmienić, porzucając swój mroczny tryb życia. Gdy poznaje Davida, swój aktualny cel, widać, że ją oczarował - wyraźnie wiemy, że pierwszy raz w życiu Japonki coś drgnęło, zaczęła czuć.

Sam jej romans z Davidem jest mało przekonujący. Reżyserka oparła go na śmiałych scenach erotycznych, które praktycznie nic nie wnoszą do fabuły. Jedna scena, w której przed przystąpieniem do rzeczy Ryu i David bez słów patrzą sobie w oczy dopiero delikatnie spełniła zamysł reżyserki. Wiemy, że w miłości, w relacjach międzyludzkich cisza czasem mówi więcej niż potok słów - w tych wymianach spojrzeń mogliśmy dostrzec emocje, zrozumienie i wspólną pasję. Nie była to jednak miłość, gdyż David wyraźnie podkreśla, że gdy uprawia z nią seks, myśli o zmarłej Midori. Poza tym, ten wątek, brak rozwoju postaci i fabularny postój rozczarowuje. Po Coixet spodziewałem się czegoś więcej niż jednej emocjonalnej sceny i bezsensownego ukazywanie erotycznych uniesień.

Sama historia jest bardzo mało wiarygodna. Postacie Japończyków wydają mi się nierealne i zbyt zamerykanizowane. Kompletnie głupia wydawała mi się scena z panem Nagarą podczas spotkania zarządu jego firmy, gdy nagle idzie do okna i wspomina córkę. Dobra, samo rozbicie emocjonalne jest usprawiedliwione i naturalne, ale kto u licha bierze załamanego szefa firmy na ważne biznesowe spotkanie, gdy nie potrafi się pozbierać po śmierci córki? Jest dla mnie oczywiste, że coś takiego odbyło by się bez jego osoby, więc sama scena miała niewiele wspólnego z rzeczywistością. Jedyną naprawdę intrygującą postacią jest narrator grany przez Mina Tanakę. Bohater nagrywający dźwięki i obserwujący losy Ryu z boku jest ciekawy i prawdziwy. Natomiast jego relacja z Ryu jest dziwaczna. Nie rozumiem, po co ona z nim przebywa, skoro nawet nie raczy z nim porozmawiać - nie widzimy prawie w ogóle jakiejkolwiek rozmowy pomiędzy nimi. Słyszymy jedynie z ust narratora, że coś takiego miało miejsce.

[image-browser playlist="606858" suggest=""]©2011 Monolith Video

Rinko Kikuchi świetnie gra tajemniczą Ryu. Bezapelacyjne udowadnia swój nietuzinkowy talent aktorski. Kompletnie nie przekonał mnie Sergi Lopez - wyglądał momentami jak podróba Javiera Bardema, która pozbawiona była jego talentu aktorskiego. Ta postać była nijaka. Końcówka filmu natomiast jest kompletnym nieporozumieniem. Mam uwierzyć, że zawodowa morderczyni w taki sposób obroniłaby swojego ukochanego? W najmniejszym stopniu mnie to nie przekonuje.

Wielkim plusem jest oprawa audiowizualna. Piękne zdjęcia ukazują nam zupełnie nową stronę Tokio, a wspaniała muzyka i sfera dźwiękowa budują specyficzny klimat, który przyciąga i ratuje ten film.

"Mapa dźwięków Tokio" nie jest złym dramatem. Jego ton jest dość przygnębiający, mroczny, a nawet depresyjny. Po Isabel Coixet można oczekiwać więcej emocji i przede wszystkim bardziej wiarygodnej i realnej historii. Momentami miałem wrażenie, że ta produkcja powstała po to, by pokazać piękno miasta, a zupełnie zapomniano o głębi przekazu.

Ocena: 5/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj