Chise Hatori ma 15 lat i na pierwszy rzut oka niczym specjalnym się nie wyróżnia – no może poza kolorem włosów, w końcu rudowłose Japonki to zdecydowanie rzadkość. Dziewczyna jest sierotą, a żaden z jej krewnych nie kwapi się, aby ją adoptować. Przyczyną jest dziwne zachowanie Chise – często zdaje się widzieć coś, czego tak naprawdę nie ma. Dodatkowo nieraz napawa ją to przerażeniem, co powoduje, iż Chise nietrudno określić mianem wariatki. Dziewczyna jest slay vegą – niby zwyczajnym człowiekiem, ale obdarzonym ogromną mocą magiczną i zdolnością do zwabiania ku sobie najdziwniejszych stworzeń, takich jak wróżki czy upiory, niewidocznych dla większości ludzi. Z racji swojego niechcianego talentu dziewczyna trafia w końcu na aukcję – tak, niczym towar zostaje zakupiona przez tajemniczego czarnoksiężnika, Eliasa Ainswortha. Ów mężczyzna z całą pewnością nie ma przyjemnej aparycji, ponieważ zamiast głowy, posiada rogatą czaszkę… Chcąc nie chcąc, Chise zamieszkuje w swoim nowym, angielskim domu wraz z Eliasem, a także z Selkie, gospodynią domową, która według szkockiej mitologii jest istotą podobną do foki, ale potrafiącą przyjmować ludzką postać. W dalszej części historii do domowników dołącza także pewien niezwykły czarny pies, choć nie zdradzę szczegółów – zdecydowanie warto sięgnąć po tę mangę samemu, aby poznać wszystkich jej bohaterów. Mangacy upodobali sobie angielską ziemię – miłość do XIX-wiecznych sukien, mglistych ulic Londynu czy (zwłaszcza!) pokojówek uwidacznia się w wielu japońskich komiksach. Tym razem jednak nie znajdziemy w Mahou Tsukai no Yome #01 klimatu rodem z powieści o Sherlocku Holmesie. Autorka, Kore Yamazaki, zaprasza czytelnika na angielską wieś, do jej lasów, łąk, wzgórz, a nawet przestworzy. Fabuła osadzona jest też we współczesności, choć zdecydowanie się tego nie odczuwa, a to z racji sielskiej atmosfery i małej ilości wytworów cywilizacji. Historia o magach nie potrzebuje telefonów komórkowych czy komputerów w tle. Zresztą całe magiczne zaplecze historii jest bardzo rozbudowane – czarnoksiężnicy nie są jedynymi osobami parającymi się czarami. Są także sztukmistrzowie, patrzący na swoje umiejętności z bardziej naukowego punktu widzenia, z kolei czarnoksiężnicy czerpią swą moc z przyrody i wszelkich magicznych bytów. Pożyczają ją, a następnie tworzą za jej pomocą najróżniejsze rzeczy.
fot. Studio JG
Mahou Tsukai no Yome #01 to zdecydowanie tytuł dla fanów miłośników brytyjskiej kultury, a także jej mitologii. Autorka odrobiła pracę domową, ponieważ liczba stworzeń rodem z podań i legend jest ogromna, a o sporej części zapewne większość czytelników nigdy nie słyszała. Selkie, pół-foka, pół-kobieta to tylko jedna z takich postaci; zresztą bardziej znana. Mamy tu rozliczne leśne wróżki, elfy, smoki, wampiry, centaury ale także takie stworzenia, jak grimy czy bawełnice, najbardziej urocze istoty na świecie, będące czymś w rodzaju latających owieczek (tom 4). Wszystkie te dziwa są zresztą przedstawione bardzo oryginalnie – elfy, choć nie można im odmówić urody, nie przypominają przepięknych istot z powieści Tolkiena. W tej mandze cudowne jest to, iż czuje się, że każde stworzenie, choćby najbrzydsze czy najpiękniejsze, może być w rzeczywistości groźniejsze, niż się wydaje. Największą zagadką jest oczywiście sam Elias Ainsworth. Dlaczego za ogromne pieniądze kupił Chise? Dla zwykłej zachcianki, a może z nudów? Co prawda uczy ją czarnoksięskiej sztuki, ale czy za jego działaniami kryje się coś więcej? Takie same pytania od początku zadaje sobie Chise, a nie można się jej dziwić – dzieciństwo miała bardzo nieszczęśliwe i zakorzeniło się w niej przekonanie, że jeżeli ktoś chce przyjąć ją pod swój dach, musi mieć w tym jakiś cel. Tym bardziej, że ten ktoś ma barani łeb i mimo, wydawałoby się, dobrotliwego charakteru, jeżeli chce, potrafi być bardzo niebezpieczny. Kto chce dowiedzieć się więcej o samym Eliasie, zdecydowanie musi sięgnąć po wszystkie dotąd wydane tomiki – a zapewniam, że warto. Manga kryje przed czytelnikiem jeszcze wiele sekretów, ale sporo z nich znalazło swoje rozwiązanie. Oblubienica czarnoksiężnika najbardziej ujmuje klimatem – historia jest przesiąknięta pewną melancholią i zwyczajnie wciąga czytelnika w swój świat. To idealny tytuł na wieczorne czytanie z kubkiem herbaty, kiedy za oknem leje i wieje. Dzieje się tak nie tylko za sprawą niezwykłych bohaterów (a także ich wrogów, bo i tacy się znajdą), ale także dzięki oprawie graficznej. Kreska Kore Yamazaki jest bardzo trudna do sklasyfikowania. Ciężko uznać ją za naprawdę wspaniałą, co udowadniają zwłaszcza projekty postaci. Chise nigdy nie miała być pięknością, ale nie da się ukryć, że narysowana jest, podobnie jak inni ludzcy bohaterowie, dość specyficznie. Za to projekty wszelkiej maści nadnaturalnych istot są wspaniałe. Smoki nie wyglądają jak typowe wyobrażenie miłośnika fantasy, ale zarazem są dość charakterystyczne. Z kolei przesłodkie wróżki mają w sobie coś niepokojącego. Jednak to sam Elias w pewnych scenach sprawia, że skóra cierpnie… Świetnie wypadają też tła – autorka bardzo dobrze radzi sobie z tworzeniem różnego rodzaju scen plenerowych, a pewien kadr z tomiku czwartego (str. 78-79) sprawił, że wpatrywałam się w niego z zachwytem.
fot. Studio JG
Warto wspomnieć, że manga doczekała się adaptacji w postaci trzyodcinkowego serialu, z czego obejrzeć można na razie tylko pierwszy epizod. Premiera drugiego odbędzie się 10 marca 2017, zaś trzeciego 13 sierpnia 2017. Anime w stosunku do tomików wydanych w Polsce wybiega niestety odrobinę naprzód, ale spokojnie można je obejrzeć, nie znając nawet mangi, choć z pewnością taki seans będzie się wiązał odrobinkę z brakiem rozeznania w świecie przedstawionym. Pierwszy odcinek jest jednak przepiękny graficzny i wyciąga z mangi to, co w niej najlepsze. Może przed sięgnięciem po tomiki warto sprawdzić czy historia Chise urzeknie widza tak samo, jak manga czytelnika. Polskie wydanie Mahou Tsukai no Yome #01 nie odbiega od bardzo dobrych jakościowo wydań Studia JG. Tomiki są w obwolutach, a pod każdą kryje się mała niespodzianka – naprawdę warto pod nie zajrzeć. Cieszy też obecność pojedynczych kolorowych stron na kredowym papierze, rozpoczynających każdy tomik. Sięgających po tę serię muszę jednak uprzedzić – pierwszy tom pojawił się na rynku 26 marca 2015 roku. Jak łatwo się zorientować, Studio JG miało problem z wydawaniem tego tytułu regularnie. Na szczęście od trzeciego tomiku seria będzie pojawiać się już na sklepowych półkach terminowo, z tym, że wyjątkowo nie w dwu, a w trzymiesięcznym trybie wydawniczym. Oblubienica czarnoksiężnika jest tytułem, który urzekaja klimatem – w końcu to manga o czarnoksiężnikach, magii i wróżkach. To tytuł dla osób szukających czegoś wyjątkowego, czyli serii bez ogromnej ilości walk czy gagów, ale za to wciągającej swoją niezwykłą historią i oryginalnymi rysunkami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj