Jedna z osób, które znam, wprowadziła kategorię postaci, "które za nic nie pasują do danej produkcji i są dołożone zupełnie nie na temat". W tym zestawieniu wymienia chociażby Kobietę Pracującą w "Czterdziestolatku" oraz właśnie Klaudię. Po części podzielam to zdanie - Klaudia wydawała się i nadal momentami wydaje się być postacią trochę na siłę wciśniętą w świat Rancza. Jej ekscentryczny sposób bycia czasami wydaje się aż za bardzo przerysowany w stosunku do całej fabuły, a także trochę niepewny - jakby twórcy za bardzo nie wiedzieli, w jaką stronę ma się ona rozwijać (choć w ostatnich sezonach można śmiało mówić, że nabrała coraz większej "klarowności"). Jednak ciągle ta klasyfikacja (ale zaznaczam, w pełni subiektywna) "ciąży" na niej. Co nie zmienia faktu, że to właśnie ona zafundowała jedną z najbardziej szalonych akcji, jaką do tej pory widzieliśmy w historii serialu. Ale o tym za moment.
[image-browser playlist="593169" suggest=""]
©2013 TVP1 / fot. K. Wellman
W odcinku przeważała kontynuacja poprzednich wątków. Choroba księdza zbliża się ku końcowi. Logicznie za tym idąc, Michałowa też powinna się "uspokoić" (przynajmniej tak księżą zakładają). Niestety, ale stety dla widza, tak się nie dzieje, co owocuje świetną sceną parówkowo-kuchenną. Może w porównaniu do poprzednich dwóch przedstawień wątek wydaje się już mniej ważny, jednak dalej bawi. Tymczasem w dworku Monika wciąż szaleje, wykazując coraz większą fascynację Kusym… I nie tylko! W końcu pojawia się postać Tomasza Witebskiego, okolicznego nauczyciela oraz pisarza. Okazuje się, że Monika też o nim słyszała i wpada w zachwyt nad jego twórczością (ale czy aby tylko nad tym?). I może potoczyłoby się to tak łatwo, jak w przypadku Kusego, lecz na horyzoncie, bardzo dobrze widoczna, pojawiła się Francesca. Sposób, w jaki "wyperswadowała" Monice kwestię zbliżania się do Tomasza, można uznać za jeden z najlepszych momentów całego odcinka. To była typowa, włoska robota, z naprawdę wielką gracją oraz genialnym poczuciem humoru.
Inną sprawą jest to, co wyprawia komisja programowa. Solejuk, Myćko i Wargacz trochę nie dają rady, więc za pomysłem Czerepacha konsultują program z wspominaną Klaudią (która już zdążyła zmienić chłopaka, co wywołało nawet dobrze rozpisane sceny miłosno-kłótliwe). Wracając do programu, Klaudia postanowiła unowocześnić panów w pewien sposób - nazwijmy go holenderski. Trzeba tu przyznać, że to w sumie prosty i często wykorzystywany żart, ale należy z nim uważać i używać w odpowiedni sposób, by nie wyszło przesadnie, a nawet niesmacznie. Ekipie Rancza to się udało - włącznie z ostatnim wielkim akordem. Można rzec, akordem po byku (choć ten komputer i tak było widać, ale poziom humoru i absurdu wszystko wynagradza).
[image-browser playlist="593170" suggest=""]©2013 TVP1 / fot. K. Wellman
Tak trochę z boku wszystkiego przebiega wątek ławeczki oraz ograniczeń Pietrka. Wydaje się to, jak na razie, być tak trochę dołożone na siłę. Co prawda były kolejne mądrość ludu konsumującego, jednak czegoś zaczyna w tym brakować. Z drugiej strony to wilkowyjska ławeczka, więc nawet "słabe dni" z ich udziałem mogą być przykładem, jak pisać naprawdę dobre sceny.
Po trzecim odcinku Ranczo nie zwalnia, a wręcz przeciwnie, przyśpiesza. Dobra zabawa na poziomie wypełnia odcinek praktycznie w każdej minucie. Poza drobnostkami nie ma się czego czepiać, tylko czekać na kolejne odsłony. Oby tak dalej!
Ocena: 8+/10