Można odnieść wrażenie, że nowy odcinek serialu How to Get Away with Murder jest najsłabszym z dotychczasowych. Wydaje się ciągnąć trochę za długo, bywa nieco przegadany, a ogólna atmosfera serialu jest bez ikry. Niby epizod dobrze wpasowuje się do reszty i stanowi logiczną całość, ale nie jest niczym specjalnym. Ot, taki taki zapychacz pomiędzy jednym większym wydarzeniem a drugim. A szkoda, bo fabuła sama w sobie posuwa się znacząco do przodu. Pod względem proceduralnym, serial powraca do sprawy ojca Nate’a. Annalise decyduje się postawić na niepoczytalność umysłową i na tym opiera swoją linię obrony. Jest tu sporo manipulacji z jej strony, można też kwestionować względy moralne. I mimo że znamy Nate’a od pierwszego sezonu, a historia jego ojca ciągnie się już dobrych kilka odcinków, to jednak coraz trudniej jest utrzymać zainteresowanie całą tą sprawą. Niekończące się przesłuchania w jednym z pokojów i dyskusje Annalise i Nate na ten temat powoli zaczynają nudzić. Nie pomaga nawet fakt, że w teorii, cały ten wątek powinien opierać się silnych, rodzinnych emocjach. I coś tam z nich nawet widać, ale nie są one jednak wystarczające, by utrzymać uwagę widzów na wysokim poziomie. Z kolei zupełnym niewypałem był wątek w Caplan&Gold, w którym Annalise nie zgodziła się podjąć sprawy dla jednej z klientek firmy. Annalise w ogóle nie jest chętna, by pracować dla bogatych klientów i pomagać im kryć ich występki. To jest jasne od samego początku. Tym razem powodem jej odmowy były względy rasistowskie. I mimo że słowo rasizm nie pada tu oficjalnie, to doskonale wiadomo, o co chodzi. I to jest kolejny raz, kiedy serial daje prztyczka w nos wszelkim stereotypom, zwłaszcza wobec czarnoskórych kobiet. Obala je w bardzo bezpośredni sposób, nie bawiąc się w żadne niuanse i podteksty. Na całej tej sytuacji skorzystała Tegan, a jej misterny plan ma przywrócić wysoką pozycję w firmie. Wątek w Caplan&Gold jest jednak ważny z punktu widzenia Michaeli i Tegan, które trwają w swoistego rodzaju kocham/nienawidzę relacji. Oczywiście, raczej można odżegnać się tutaj od romantycznych podtekstów i ich relacja jest raczej czysto zawodowa, to zabawa w przyciąganie i odpychania trwa w najlepsze. Michaela staje na głowie i tańczy na rzęsach byle tylko odkupić swoje utracone zaufanie u Tegan, a jej przełożona ma wszelkie prawo by nie tolerować jej obecności nawet w zasięgu wzroku. Przyznam, że jest to przyjemne połączenie i dobrze się je ogląda na ekranie. Dodaje nieco więcej charyzmy dla całego serialu, a aktorka Amirah Vann grająca Tegan, doskonale odnajduje się w silnej i niebanalnej roli. Postaciom Tegan i Michaeli towarzyszy silne napięcie, doskonale widoczne na ekranie. Jeśli obecny sezon powinien być szczególnie z czegoś dumny, to właśnie z tego wątku. Najważniejszym wątkiem serialu jest jednak historia Bonnie i jej dziecka, które zostało porwane przez jej siostrę. I niestety w tym odcinku wychodzi on zdecydowanie zbyt płytko. Cały szkopuł tej sytuacji został sprowadzony do tego, czy powiedzieć Bonnie o tym, że jej dziecko żyje, czy lepiej ukryć niewygodną prawdę. Ponownie i w tym przypadku, można odnieść wrażenie, że twórcy stawiali na silne emocje. Bonnie, które jest w najszczęśliwszym momencie swojego życia, ma ponownie zostać emocjonalnie złamana przez wieści na temat jej dziecka. Dylemat Annalise i Nate’a by o tym jej powiedzieć zajął praktycznie cały odcinek, a jego rozwiązanie okazało się być nie takie ekscytujące jak można sobie życzyć. Wątek ratują sceny, w których Annalise okazuje wsparcie dla Bonnie. Jest to najprzyjemniejszy moment całego epizodu, mimo że zbudowany na łazach. Nadaje głębi i bardzo intymnego tonu bohaterkom. Do cotygodniowej wyliczanki, “kto umiera tym razem”, należy dodać Nate’a jako potencjalną ofiarę. Teraz losy jego i Olivera są nieznane, a ognia do pieca dodaje rozpacz Annalise po wiadomościach od Franka. Ostatnia scena, w której Annalise leży zapłakana na dywanie, pełna rozpaczy i goryczy zaczyna niebezpiecznie przypominać te z poprzedniego sezonu. Chyba zaczyna być tradycją, że finał sezonu musi być podszyty załamaniem się Annalise. Serial nieraz szedł tą drogą i nie zawsze było to najlepszym rozwiązaniem. Miejmy nadzieję, że tym razem będzie to jedynie krótki akt rozpaczy, a Annalise nie zatraci kontroli nad własnym życiem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj