Suburra jest serialem mocno skoncentrowanym wokół gierek politycznych, korupcji i bezprawia. Swój wyraźny udział mają w tym zwaśnione rody, chcące objąć władzę nad Rzymem. W finałowym 3. sezonie starcie pomiędzy stronami konfliktu nabiera jeszcze bardziej zaciętego charakteru, bowiem twórcy zdecydowali się ponownie na zmniejszenie liczby odcinków do sześciu. To oznacza, że nie ma chwili na sentymenty.
Serial Netflixa od pierwszego odcinka prezentuje nam szereg ciekawych bohaterów mieszkających w jednym mieście, ale wychowanych w zupełnie innych kulturach. Taki obraz Rzymu jest niezwykle atrakcyjny i dodatkowo czyni z Wiecznego Miasta jednego z bohaterów. Ulice żyją i składająca się kostka brukowa w czołówce serialu nie jest wcale przypadkowa. Rzym w ujęciu Andrea Molaioliego jest przepiękny w kadrze, ale też zgniły od środka i pełen mściwych osób chcących go na własność. Kto w końcu wygrał ten bój?
Suburra wyróżnia się podejściem do prezentowania historii w kontekście seriali politycznych. Finałowy sezon jest potwierdzeniem, że to świetnie zaplanowana intryga i całość dostaje satysfakcjonujące zakończenie wpasowane w główną myśl serii. Nie ma tutaj bowiem wygranych, zaś walka o władzę zawsze idzie w parze ze stratą lub ofiarą, której cena jest niewyobrażalna. Znakomicie nakreślona polityka w ostatniej odsłonie nabiera ostatnich rumieńców, co sprawia, że nie ma tutaj miejsca na radość i łzy szczęścia. Intrygi nie są może już tak ciekawe jak w 1. sezonie, ale to wciąż świetny serial jeśli chodzi o nieco przystępniejszą formę wrzucania widza w tak brudny świat. Liczba odcinków sprawia, że całość nie jest już tak wyraźna, ale wciąż nikt nie zamierza nam pewnych tropów podpowiadać lub wyjaśniać wszystkiego za pomocą łopatologii. Suburra w swoich najlepszych momentach dalej potrafi chwycić za twarz i pokazać wszelkie strony ludzkiej chciwości.
Skoro jednak mamy do czynienia z sezonem finałowym, muszą w końcu zapaść ostateczne rozwiązania. Domknięcie wszystkich wątków jest sztuką trudną i nie do końca się udaje. Weźmy chociażby postać Samuraja, którego odejście wydaje się zbyt szybkie, przez to paradoksalnie mniej zaskakujące. Zmniejszenie liczby odcinków sprawia, że całość jest bardziej dynamiczna, ale bohaterowie nie dostają już tyle czasu, na ile zasługują. Widać to po Aurelianie, którego wątek kończy się satysfakcjonująco na przestrzeni 3. sezonów, ale gorzej wypada w samej finałowej serii. Najlepiej jest jednak w przypadku Spadina i Angeliki, których historia jest zniuansowana i niejednoznaczna.
Udało się na szczęście rozwinąć to, co wytworzyło się w poprzednim sezonie. Do głosu w Rzymie zaczęły dochodzić kobiety w postaci Angeliki i Nadii. Relacja obu bohaterek była bardzo szczera i stawała w kontraście do zwaśnionych rodów, które rządzone przez mężczyzn rzadko potrafiły dojść do porozumienia bez rozlewu krwi. Twórcom udało się to przejście pokazać bardzo naturalnie i tym samym udowodnić, że można. Natomiast gorzej wypada postać Sary Monaschi, na którą w końcu zabrakło pomysłu lub większej liczby odcinków.
Suburra to także świetna muzyka, tworząca klimat i dająca szansę poczucia się obecnym na ulicach Rzymu. Finałowy sezon jest z pewnością bardzo dynamiczny i wypada pod tym względem lepiej od poprzedniej odsłony, ale znowu jest lekki niedosyt. Nie ma tak rozbudowanych intryg i można mieć niekiedy wrażenie, że Rzym jest bardzo mały i zawsze uda się komuś wpaść na siebie w odpowiedniej chwili. Jest jednak nadal to wszystko, za co fani pokochali 1. sezon. Ciągłe zdrady, walka o władzę i dążenie do zemsty znajduje w końcu swój finał i jest on satysfakcjonujący.