W tym odcinku poznajemy formułę całego show i już na wstępie muszę przyznać, że jest ona znakomicie przemyślana oraz co najważniejsze, zwyczajnie intrygująca. Każdy odcinek ma swój motyw przewodni, jakąś cechę, umiejętność, na której będą musieli się skupić uczestnicy. Motywowi towarzyszy zadanie domowe polegające na przygotowaniu i zaśpiewaniu wybranego przez twórców utworu. W zadaniu domowym liczy się przede wszystkim własna inwencja i jak najlepsze zaprezentowanie danej cechy. Wykonanie zadania obserwuje Robert Ulrich, specjalista od castingów i niejako gospodarz całego programu, a także gość specjalny - aktor lub aktorka znana z Glee. Gwiazda serialu FOX wybiera osobę, która się najlepiej spisała w zadaniu domowym i w nagrodę dostaje ona więcej czasu ekranowego w teledysku oraz możliwość indywidualnych ćwiczeń z gościem specjalnym. Następnie uczestnicy trenują choreografię z Zackiem Woodleem, nagrywają swój fragment utworu w profesjonalnym studiu nagraniowym pod okiem Nikki Anders i wreszcie biorą udział w kręceniu samego teledysk reżyserowanego przez Erika White'a. Wszyscy mentorzy to osoby bezpośrednio związane z tworzeniem Glee, w związku z czym to, co widzimy w The Glee Project w dużej mierze przypomina rzeczywisty proces kręcenia serialu stacji FOX.

Trzy osoby, które wypadają najsłabiej w ciągu całego tygodnia (liczy się nie tylko efekt końcowy, ale także zaangażowanie i praca uczestnika przez cały tydzień) lądują w tzw. bottom three, czyli najgorszej trójce. Każdy z tej trójki dostaje występ ostatniej szansy, podczas którego wykonuje przydzieloną mu piosenkę przed Zackiem, Robertem i... Ryanem Murphym, samym twórcą Glee! Murphy w roli wyroczni to znakomity wybór i świetny sposób na jasne pokazanie, jak bardzo The Glee Project jest powiązane z produkcją, z której się wywodzi. Na samym końcu trio naradza się i decyduje, kogo z uczestników w danym tygodniu żegnamy.

Może się to wszystko wydawać długie i skomplikowane, ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. System proponowany przez twórców programu wydaje się być klarowny i nie potrzeba się specjalnie wysilać, aby go zrozumieć. Zresztą, jest podobnie jak z Glee - to produkcja szalenie pozytywna, lekka i przyjemna.

Udana formuła jednak to tylko połowa sukcesu. Drugi warunkiem są naturalnie sami uczestnicy, którzy grają w produkcji pierwszoplanową rolę. A ci zostali dobrani całkiem nieźle. Trudno może oceniać, jakimi są osobami i jakie posiadają umiejętności po ledwie 40 minutach, ale wydają się bardzo sympatyczni. Każdy z nich to indywidualność, każdy jest inny, co innego ma do zaoferowania. Wszyscy to w świecie showbiznesu świeżaki, niektórzy mają jedynie już jakieś drobne doświadczenie, ale trudno to równać z prawdziwym zapleczem zawodowym.

Kandydaci do wygrania roli w Glee na pierwszy rzut oka: - Alex - jedyny w ekipie homoseksualista i niestety póki co nie widzę go w przyszłości, jest zbyt podobny do Kurta - Ellis - 18-latka w ciele 10-latki, mocna osobowość, takiej osoby w Glee nie ma na pewno - Damien - Irlandczyk z charakterystycznym dla swojego kraju akcentem, dosyć słabo radził sobie z wokalem i układem tanecznym, ale nadrobił to swoim urokiem - Emily - wydaje się być wyjątkowo sztuczna, swoje niewątpliwe walory fizyczne stara się wykorzystywać chyba do przesady - Cameron - człowiek z wręcz niesamowitą osobowością, genialnie śpiewa i jest bardzo charakterystyczny, niemal od razu stał się moim faworytem - Hannah - kreuje się na klasowego klauna, aczkolwiek w sumie niewiele z tego widzieliśmy póki co - Bryce - w teledysku wcielił się w łamacza serc i właściwie tylko można o nim powiedzieć, wcześniej udało mi się tylko wyróżniać negatywnie na treningach, nic dziwnego że tak szybko go pożegnaliśmy - Lindsay - bez wątpienia największe umiejętności wokalne - ba, chyba nawet w samym Glee prócz Lea Michele nie ma takiego głosu; poza tym wydaje się jednak nieco zbyt pewna siebie i zarozumiała, co może się źle skończyć - Matheus - zwycięzca zadania domowego, całkiem sympatyczny mały chłopak o wielkim sercu - Marissa - dobry wokal, na ujawnienie osobowości czekamy - Samuel - bardzo ciekawa osoba, nie ma nikogo takiego w Glee na razie, co może działać na jego korzyść - Mckynleigh - jej imię jest chyba stworzone, by pojawić się w serialu, gdzie uczniowie uczęszczają do McKinley High, aczkolwiek na razie nie wyróżniła się niczym szczególnym

"Firework" w wykonaniu ekipy The Glee Project wypadło całkiem nieźle, szczególnie dobrze w moim mniemaniu zaprezentowali się Cameron, Matheus, Marissa i Lindsey. Występy ostatniej szansy również udane, na uwagę zasługuje "interpretacja" Damiena utworu "Jessie's Girl" - wydaje się, że Irlandczyk był głównym kandydatem do odpadnięcia, a tymczasem dzięki tej piosence wywalczył sobie miejsce w kolejnym odcinku. Decyzję twórców o odrzuceniu Bryce'a popieram - zarówno Ellis, jak i Damien, wydają się być bardziej interesujący.

The Glee Project miał być dla mnie rozrywką w wolnej chwili, marnym dodatkiem, który wypełniłby przerwę między 2. i 3. sezonem Glee. Stało się jednak zupełnie inaczej - na nowy odcinek tego niecodziennego reality show czekam dużo bardziej, niż to było w przypadku drugiej serii serialu stacji FOX.

Ocena: 9/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj