George Foreman to amerykański pięściarz, który bardzo dynamicznie piął się po szczebelkach kariery – jeszcze jako zuchwały nastolatek zainteresował się boksem i w ciągu zaledwie roku osiągnął imponujące wyniki, które pozwoliły zakwalifikować go na Olimpiadę w Meksyku pod koniec lat 60. To właśnie tam, mając zaledwie 19 lat, zdobył swój pierwszy tytuł Mistrza Olimpijskiego w kategorii wagi ciężkiej. W późniejszych latach mierzył się na ringu z weteranami takimi jak Joe Frazier czy Muhammad Ali, by ostatecznie zupełnie zmienić swoją profesję i zostać… pastorem. Film biograficzny Wielki George Foreman w reżyserii George'a Tillmana Jr. przybliża nam sylwetkę sportowca i opowiada o jego nietuzinkowym życiorysie, sukcesach i kryzysach. Niestety robi to w bardzo szablonowy sposób. Doświadczenia Foremana faktycznie nadają się na opowiedzenie ich szerszemu gronu. Począwszy od trudnego dzieciństwa, w którym mierzył się z agresją, poprzez nastoletniość, gdy po raz pierwszy złapał bakcyla boksu, aż po epickie walki z największymi mistrzami w tej dyscyplinie – wszystko to tworzy wystarczający materiał na film lub książkę, jednak twórcy zupełnie nie potrafią z tego skorzystać. Zamiast zaproponować dynamiczną, nowoczesną czy jakkolwiek wyróżniającą się rozrywkę, reżyser uderza w najbardziej przestarzałe schematy gatunkowe kina biograficznego. Efektem jest film zwyczajnie nudny, łatwy do przewidzenia i sztampowy. Nie sprzyja temu także długi czas trwania – produkcja ciągnie się przez ponad dwie godziny zegarowe, a seans, zamiast trzymać w napięciu, wywołuje jedynie uczucie monotonii. Trudno oprzeć się wrażeniu, że twórcy chcieli odfajkować wszystkie najistotniejsze fakty z życiorysu bohatera – robią to jednak zupełnie nieumiejętnie, co owocuje nielogicznymi i nieumotywowanymi przeskokami w czasie. Castingowo w filmie nie wyróżnia się w zasadzie nikt. Owszem, wszyscy aktorzy poprawnie grają swoje role, ale tak naprawdę z uwagi na schematyczną budowę scenariusza nie mają większego pola do popisu przed kamerą. Khris Davis, który wciela się w tytułowego George’a Foremana, ma do zagrania najwięcej, tym bardziej że jego postać doświadcza przemiany z boksera w pastora, za czym oczywiście idą również zmiany wizualne. Co gorsza, w parze z nimi idą również zmiany tempa produkcji – wątek kościelny jeszcze bardziej spowalnia całą akcję i w pewnym momencie zaczyna dominować nad wątkiem sportowym. W efekcie otrzymujemy coś, co nie jest ani soczystą opowieścią o bokserze, ani duchową rozterką o chrześcijaństwie. Film ostatecznie staje się nijaki, zwyczajnie męczący w odbiorze. Nie ma tu żadnej wysokiej stawki, nie ma nic, czemu można byłoby kibicować – ani na płaszczyźnie sportowej, ani osobistej. Choć niektóre wątki pretendują do wywoływania emocji, w praktyce zupełnie tego nie czuć. Twórcy idą schemat za schematem, nie oferując tak naprawdę ani jednego twistu fabularnego, który mógłby zaskoczyć widza. Tym, co można zapisać filmowi na plus, są kostiumy, charakteryzacja i same sceny walki – widać, że twórcy mieli tu faktycznie jakiś pomysł. Kadry na ringu są dopracowane, odpowiednio spowolnione, by każdy cios boksera wybrzmiał z jeszcze większą mocą. Dobrze wypada gra światła i dbałość o detale – zbliżenia są dokładne, by widz mógł widzieć każdą kropelkę potu na twarzy sportowca. Poza tym jednak produkcja nie wyróżnia się w zasadzie niczym – kadry z życia codziennego są szare i statyczne, a tło muzyczne zupełnie nie zapada w pamięć. Wielki George Foreman to przeciętna produkcja, która szybko uleci z głowy – zarówno w gatunku biograficznym, jak i w kinie sportowym temat można poruszyć w bardziej oryginalny sposób, niż zaproponowano nam to tutaj. Seans nuży i nie angażuje emocji; każda płaszczyzna w jakimś stopniu cechuje się brakiem wyrazistości, przez co finalnie wypada to raczej kiepsko. Wizualnie miejscami wygląda to ładnie – to pewna laurka i ukłon w stronę prawdziwego bohatera – ale większych emocji na próżno tu szukać. Szkoda, tym bardziej że historia tytułowego bohatera faktycznie skrywała w sobie duży potencjał. Nic nie stracicie, jeśli pominiecie ten tytuł – to jeden z wielu średniaków do zapomnienia. Ode mnie mocno zaokrąglone 5/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj