Po świetnej "Pokucie" oraz "Dumie i uprzedzeniu" Wright znów sięga po literaturę, tym razem rosyjską klasykę – "Annę Kareninę". Reżyser zdaje się być zafascynowany postaciami kobiet, które idą pod prąd norm społecznych. Jednak o ile Lizzy z powieści Jane Austen w swoim niegodnym damy wygadaniu jest postrzegana za inną, ale nieszkodliwą, o tyle zdrada małżeńska Kareniny zostaje uznana przez salonowe towarzystwo za największą zbrodnię. Kara w takim przypadku może być tylko jedna – anatema.
W roli głównej znowu widzimy ulubioną aktorkę Wrighta, Keirę Knightley, która udowadnia, że współcześnie da się zagrać Kareninę ciekawie, przekonująco, nie nudząc widza. Doskonale potrafi odegrać wszystkie rodzaje miłości: tę namiętną, tę z rozsądku oraz uczucie matki do ukochanego dziecka. Zaskakuje Jude Law, do tej pory obsadzany w rolach amantów, który tym razem wciela się w statecznego męża Kareniny. Wypada o wiele lepiej od Wrońskiego, granego przez Aarona Taylora-Johnsona, który tworzy rolę tylko poprawną. Świetnie dobrano także ekipę drugiego planu: Alicię Vikander (Katarzyna "Kitty" Aleksandrowna Szczerbacka) i Domhnalla Gleesona (Konstanty Dmitricz Lewin).
Reżyser przeniósł powieść Tołstoja na deski teatru, a teatr do filmu. W Annie Kareninie każdy gest krzyczy emfazą, a każdy krok jest tańcem. Teatralna konwencja jest bardzo ciekawym sposobem na podkreślenie atmosfery z literatury z XIX wieku, gdzie akcja ma miejsce głównie na salonach, w których każde słowo musiało być odpowiednio wyważone. Zdecydowano się również na teatralną scenografię, a film rozpoczyna się oficjalnym podniesieniem kurtyny. Aktorzy z wnętrz swoich dworów często przechodzą wprost na scenę i nie raz wyjdą za jej kulisy, które "odgrywają" dzielnice biedoty.
Reżyser nie boi się wykorzystywać chwytów lekko wytartych i udowadnia, że nakręcone w odpowiedni sposób mogą spokojnie znaleźć się w filmie. Ile razy mogliśmy podziwiać scenę, w której uczestnicy balu przestają istnieć dla zakochującej się w sobie pary, na którą (oczywiście!) kieruje się reflektor punktowy. Kto by pomyślał, że jeszcze da się nakręcić coś podobnego bez kiczu, banału i pretensjonalności.
W Annie Kareninie taniec można dostrzec w każdej scenie. Choreografia, którą aktorzy wykonują na ociekających złotem salach balowych, uwodzi i porusza. W filmie Wrighta taniec stał się alternatywnym sposobem na prowadzenie dialogu i wyrażenie emocji. Zadanie dla ekipy aktorskiej było dość trudne, ale każdy poradził sobie koncertowo – nie ma w tym ani grama niezgrabności, króluje zwiewność i delikatność. Efektu dopełniają nagrodzone Oscarem kostiumy Jacqueline Durran.
Niezwykle ważnym elementem filmu jest muzyka Dario Marianelliego, która sama sobie jest efektem specjalnym, scenografią i aktorem w jednym. Kompozytor uznawany jest dzisiaj za jednego z najlepszych twórców muzyki maksymalnie współgrającej z obrazem. Usłyszymy zatem nie tylko balowe walce, ale także wzruszające kołysanki i żywe utwory kabaretowe. Bardzo pomógł mu charakter scenariusza, który mocno podkreśla dźwięki środowiskowe – urzędnicy podbijają dokumenty w równym rytmie, wyraźnie słychać trzepot wachlarzy i westchnienia dam. Sam Marianelli bardzo często wkomponowuje je w swoją muzykę – usłyszymy m.in. równomierny stukot pociągu, kluczowego dla Anny Kareniny.
Dzieło Wrighta potrafi zachwycić absolutnie każdym jego aspektem. Udało się mu zachować ton godny klasyki literatury bez zbędnego napuszenia. Teatralna konwencja nie przekroczyła granicy i stała się bardzo mocnym atutem adaptacji dzieła Lwa Tołstoja.
Wydanie DVD |
Dodatki: książka z materiałami o filmie |
Język: angielski - DD 5.1, polski (lektor) - DD 5.1, rosyjski - DD 5.1, angielski (audio deskrypcja) |
Napisy: polskie, angielskie, arabskie, islandzkie, rosyjskie, estońskie, łotewskie, łotewskie |