Rozumiem, że Brad Pitt miał być tutaj tym super kolesiem, który mógłby skopać tyłem samemu Bruce'owi Lee, ale nie trzeba było traktować go tak, jak robiło to białe Hollywood kiedy jeszcze żył. To bardzo niekomfortowe, siedzieć w kinie i słuchać ludzi, którzy śmieją się z mojego ojca.
Teraz do słów córki Lee odniósł się Mike Moh, który wciela się w Bruce'a na ekranie. Aktor uważa, że reakcja kobiety jest przesadzona, a Tarantino tak naprawdę uwielbia Bruce'a Lee. Jak mówi:
Po pierwsze: to jest film Tarantino. On nie robi rzeczy, których wszyscy od niego oczekują. Tu trzeba spodziewać nieoczekiwanego. A po drugie, ja od samego początku wiedziałem, że Tarantino uwielbia Bruce'a Lee - wręcz czci go. Wyjaśnię więc, że ta scena [scena pojedynku między Lee a Cliffem Boothem - przyp. red.] to w filmie było wyzwanie - bo jak lepiej pokazać, jak niebezpieczny jest Cliff, niż pozwalając mu dogonić Bruce'a?
Aktor sądzi również, że gdyby scena trwała dłużej, to Lee ostatecznie wygrałby pojedynek - mówi, że jest tego pewien. Jak dodaje:
Wiem, że ludzie mogą się o to pieklić, ale gdy wczuwałem się w postać Bruce'a i studiowałem ją, odkryłem, że jemu zależało przede wszystkim na tym, by być dla innych ludzkim. I myślę, że szanuję go nawet bardziej wiedząc o jego słabościach, wyzwaniach i przeszkodach, z jakimi zmagamy się my wszyscy. Osobiście nie znam żadnego aktora, który nie miałby poczucia, że wciąż chce być kimś więcej - i myślę, że jest to wyznacznik osoby, która chce wielkości i zawsze tę wielkość osiągnie.
Co sądzicie o punkcie widzenia aktora? Dajcie znać w komentarzach.
Pewnego razu... w Hollywood - film wejdzie na ekrany kin 16 sierpnia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj