Pewnego razu... w Hollywood to najnowszy film Quentina Tarantino, którego akcja rozgrywa się w Hollywood późnych lat 60. Choć główny wątek jest fikcyjny, tłem dla historii stają się prawdziwe wydarzenia i postacie, w tym Charles Manson i jego Rodzina. To właśnie ci bohaterowi stali się głównym problemem Bootsa Rileya, reżysera filmu Przepraszam, że przeszkadzam. Riley zabrał głos na swoim Twitterze, by otwarcie skrytykować pomysł Tarantino na takie, a nie inne przedstawienie tych postaci. Jak mówi, w rzeczywistości bandę Masona stanowili radykalni prawicowcy, którzy chcieli wywołać wojnę rasową i wyeliminować czarnych ludzi. Jego zdaniem, w filmie Tarantino poznajemy ich jako zbuntowanych i niegroźnych hipisów o liberalnych poglądach, którzy po prostu nienawidzą mediów (właśnie ten wątek zostaje dodatkowo podkreślony w końcówce filmu, z czym Riley w ogóle się nie zgadza). Zobaczcie jego wpis:
źródło: Twitter
Na razie wypowiedź jest jeszcze świeża i Tarantino ani aktorzy z obsady nie zdążyli się do niej odnieść. Pod wpisem Rileya pojawia się jednak coraz więcej głosów, które napędzają dyskusję. Przypomnijmy, że to już kolejna kontrowersja wokół Pewnego razu... w Hollywood - wcześniej Tarantino był krytykowany za przedstawienie Bruce'a Lee jako "aroganckiego dupka" (tutaj) Pewnego razu... w Hollywood - film można oglądać na ekranach polskich kin. Będziemy informować o rozwoju nowej kontrowersji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj