 
Ten film to ukryty skarb Tarantino. Pokazuje najbardziej ludzką twarz reżysera
Mniej krwi, więcej dojrzałości – dość nieoczywiste oblicze Quentina Tarantino. Choć Jackie Brown został zrealizowany pomiędzy Pulp Fiction a Kill Billem, rzadko pojawia się w rozmowach o jego twórczości. Dla mnie jednak do dziś pozostaje ulubionym dziełem reżysera.
W maju 1994 roku na festiwalu w Cannes zadebiutowało Pulp Fiction. Ten elektryzujący kawałek kina podzielił publiczność – widząc Bruce’a Willisa wymachującego samurajskim mieczem, jedni piali z zachwytu, inni zaś zdegustowani opuszczali salę kinową. Film zdobył Złotą Palmę, co otworzyło przed nim drzwi do uzyskania kultowego statusu. Co więcej, wygrana Pulp Fiction z kinem artystycznym zainicjowała nową erę w kinie. Nastała epoka, w której zabawa formą, pastisz i szaleństwo zaczęły odgrywać kluczową rolę. Tarantino stworzył nową gałąź popkultury, złożoną z magnetyzującej przemocy, wulgarnych i błyskotliwych dialogów oraz przerysowanych bohaterów. Po Pulp Fiction świat szykował się na coś podobnego – fani niecierpliwie wyczekiwali kolejnego filmowego rollercoastera. Zamiast tego otrzymali coś innego – mniej sensacyjnego, za to bardziej ciepłego; skoncentrowanego bardziej na postaciach i relacjach między nimi niż ekscytującej rozwałce. Jackie Brown odsłania najbardziej ludzką twarz reżysera, nie odstając przy tym geniuszem od swojego poprzednika.
Jackie Brown jako kryminalna opowieść o dojrzałości
Tytułowa bohaterka filmu to stewardessa, która za sprawą swojej pracy angażuje się również w nielegalny przemyt pieniędzy dla handlarza bronią, Ordella Robbiego. Niestety, jej działalność nie pozostaje niezauważona – FBI wpada na trop kobiety i konfiskuje środki przeznaczone dla przestępcy. W ramach śledztwa służby specjalne wywierają na Jackie ogromną presję, grożąc jej więzieniem, jeśli nie zdecyduje się z nimi współpracować. Ordell z kolei zrobi wszystko, by odzyskać utracony kapitał, a jego nieomylny zmysł sprawia, że potrafi wyczuć najmniejszy fałsz. Jackie nie zamierza jednak poddać się bez walki – rozpoczyna niebezpieczną grę, której celem jest przechytrzenie zarówno FBI, jak i przestępcy. Gdzie zaprowadzi ją ta wysoce ryzykowna intryga? Kto zatriumfuje w wyścigu sprytu i podstępu?
Twórczości Tarantino zdecydowanie nie można zaszufladkować jako czysto popcornową, płytką rozrywkę. Tak jak Pulp Fiction zawiera refleksje na temat potęgi przypadku oraz losu, który kształtuje naszą drogę życiową, tak Jackie Brown porusza motywy starzenia się, akceptacji przeszłości i swojego miejsca w świecie. Przyjrzyjmy się głównej bohaterce – Jackie. To kobieta w średnim wieku, która ma już za sobą kawałek życia. Praca w taniej linii lotniczej nie przynosi jej niczego, co mogłaby nazwać sukcesem, to raczej sposób na przetrwanie. W tle historii protagonistki odbijają się echa przeszłości – błędów, które popełniła, oraz ich konsekwencji, z jakimi zmaga się do dziś.
Obok mamy postać Maxa Cherry'ego. Starszego, wycofanego pośrednika kaucjonującego. Po wielu latach pracy bohater zaczyna wątpić, czy naprawdę chce kontynuować tę ścieżkę zawodową. Doskonale zdaje sobie sprawę z brudnej strony swojego fachu, co wywołuje w nim moralny dyskomfort. Max, mimo całego bagażu doświadczeń, nie ma jasno sprecyzowanej przyszłości i zmaga się z pytaniem, co dalej zrobić ze swoim życiem. Pomiędzy mężczyzną a Jackie rodzi się subtelna więź o romantycznym zabarwieniu, która pozwala im obojgu rozwinąć skrzydła w bagnie własnych problemów, a także niepewności. Intryga, w którą wplątują się bohaterowie, a także ich relacja stają się katalizatorami zmian. Starość nie musi oznaczać rezygnacji, a przeszłość, choć nieodwracalna, może zostać zaakceptowana.
 źródło: materiały prasowe
źródło: materiały prasowe Jackie Brown – antagoniści i rola muzyki w filmie
Jako że Jackie Brown to kino postaci, Tarantino oferuje widzowi również znakomitą gamę bohaterów kryminalnych, tworzących swoisty trójkąt. Jednym z jego wierzchołków jest Ordell Robbie – bezlitosny, sprytny diler broni, który do celu idzie po trupach. Obok niego mamy Melanie, kochankę przestępcy, której życie kręci się wokół jego pieniędzy oraz zażywania narkotyków. Choć kobieta stanowi część świata Ordella, nie jest lojalnym partnerem w zbrodni – ma własne plany i ambicje. W tej mieszance nie może zabraknąć także Louisa, świetnie zagranego przez samego Roberta De Niro. To nieporadny, impulsywny kryminalista, który po wyjściu z więzienia wydaje się oderwany od rzeczywistości. Jego brak inteligencji i niezdarność wprowadzają do filmu wiele fantastycznego humoru. Każdy z tych bohaterów działa w swoim własnym interesie, który nie zawsze koreluje z celami innych. Relacje między nimi rozwijają się w sposób niesamowicie dynamiczny, a ich zmienność i nieprzewidywalność niejednokrotnie zaskakują widza.
Postanowiłem poświęcić osobny akapit muzyce, gdyż pełni ona w filmie kluczową rolę. Tarantino jest absolutnym mistrzem w doborze ścieżki dźwiękowej, która nie tylko towarzyszy, ale i podkreśla portretowane emocje, hipnotyzując widza. Świetnym przykładem jest sekwencja otwierająca, w której Bobby Womack śpiewa Across 110th Street – piosenka ta wprowadza nas w świat głównej bohaterki, Jackie. Utwór mówi o determinacji i moralnych kompromisach, które ludzie są zmuszeni podejmować w swojej walce o przetrwanie, a zarazem spełnienie marzeń. Ten przekaz idealnie wpisuje się w historię protagonistki, której życie toczy się na granicy prawa i moralności. Z kolei, gdy Max Cherry po raz pierwszy spotyka Jackie, muzyczne tło wypełnia utwór Natural High zespołu Bloodstone – doskonała kompozycja, która łączy soul i funk. Piosenka opowiada o emocjonalnym uniesieniu i kwitnącym zauroczeniu, które w tej scenie doskonale oddaje stan Maxa, jeszcze nieznającego protagonistki, ale już odczuwającego z nią silną więź. Muzyka w Jackie Brown to nie tylko tło, ale prawdziwy bohater opowieści – subtelnie podkreśla emocje bohaterów, a także nadaje głębię każdej scenie, tworząc niezapomnianą, wyjątkową atmosferę filmu.
Niejednokrotnie spotkałem się z opinią, że Jackie Brown jest najnudniejszym, najbardziej anemicznym filmem Tarantino. Stanowczo się z tym nie zgadzam. Owszem, nie stawia na krwawe, spektakularne rzezie rodem z Kill Billa, ale zamiast tego buduje napięcie subtelnymi środkami, pełnymi suspensu i zawiłej intrygi, która wciąga widza od początku do końca. Scenariusz, oparty na powieści Rum Punch, jest jednym z najlepiej napisanych w całej karierze reżysera. Choć Tarantino poświęca więcej czasu na ukazanie intymności bohaterów, nie odejmuje to filmowi napięcia. Pozwala za to widzowi poznać postaci na głębszym poziomie, co sprawia, że zostają one z nami na dłużej. Jackie Brown to najbardziej dojrzały owoc pracy reżysera, który udowadnia jego artystyczną wszechstronność. Dzieło emanuje ciepłym, letnim klimatem, a widz rozpływa się w jego atmosferze, wsiąkając we wspaniały świat przedstawiony.
 
 
    
 
 
                         
                                     
         
         
            