Jared Leto - ekscentryk, muzyk, ale czy dobry aktor?
Jared Leto powraca na ekrany kin dzięki roli wampira w filmie Morbius, którego premiera odbędzie się 1 kwietnia. Zastanówmy się, czy przez pryzmat jego kariery można uznać go za dobrego aktora.
Czy Jared Leto jest dobrym aktorem? W tym artykule chcę znaleźć odpowiedź na to pytanie, które od seansu WeCrashed: upadek start-upu mnie mocno nurtuje. Pierwsza rola Jareda Leto, która mi przychodzi do głowy, to Mr. Nobody z 2009 roku. Film trudny na wielu poziomach i bardzo wymagający aktorsko z uwagi na wielowarstwowość egzystencji tytułowej postaci. Nie jest to rzecz doskonała, ale pod kątem ukazania potencjału aktorskiego spisała się na medal. Jared tak naprawdę pierwszy raz miał szansę wykazać się i udowodnić niedowiarkom, że drzemie w nim prawdziwy talent. Wcześniej miał okazję wystąpić w produkcjach, takich jak Requiem dla snu, Podziemny krąg, Przerwana lekcja muzyki, American Psycho czy Cienka czerwona linia. Stawiam, że - podobnie jak ja! -możecie go nawet nie pamiętać z tych filmów, ale musicie przyznać, że to dzieła nietuzinkowe, które dla aktora z ambicją mogły być bezcennym doświadczeniem.
Jared Leto jest nie tylko aktorem, ale też wokalistą 30 Second to Mars. Oba zawody mają na niego wyraźny wpływ, gdy na wierzch wychodzi jego ekscentryzm. Dał temu wyraz w oscarowym hicie Blade Runner 2049 z 2013 roku. Po tym filmie nie można mieć wątpliwości: Jared Leto jest dobrym aktorem (w znanym już stylu wszedł w postać, stając się nią na tak wielu poziomach, że przestajemy pamiętać, kogo tak naprawdę oglądamy na ekranie). Można by jednak zadać pytanie: czy Oscar na pewno jest tego dowodem? W końcu nie da się ukryć, że w historii kina było wielu artystów z jednorazowymi wybitnymi rolami, którzy potem nigdy już na tak wysokim poziomie nie zagrali. Leto się do nich na szczęście nie zalicza. Na dowód wystarczy wspomnieć Dom Gucci i WeCrashed. Mam świadomość, że ta pierwsza rola wywołuje skrajne opinie i kontrowersje z uwagi na to, że nie pasowała do całości, ale z pewnością była JAKAŚ. W tych oparach absurdu postać grana przez Leto wydawała się z innej bajki, ale czy to kwestia jego złej gry? Wahałbym się z takim oskarżeniem, bo dostaliśmy szereg niezbyt dobrych decyzji formalnych Ridleya Scotta. Serial WeCrashed już pokazuje lepszego Leto, który znów przechodzi metamorfozę. Uwielbiam, gdy aktorzy to robią! Sprawiają wówczas wrażenie całkowitego zatracania się w postaci.
Oscar za Witaj w klubie jest jednak problematyczny. Wydaje się, że miał on wpływ na niego jako człowieka, któremu niewątpliwie przybyło pewności siebie i to raczej przesadnej. To taki moment w karierze, gdy potrzeba pokory i kogoś, kto poprowadzi aktora na planie - tak jak Jean-Marc Vallée poprowadził go do Oscara. Tego zabrakło. Zbytnia pewność siebie tworzy role przesadzone warsztatowo lub zwyczajnie nudne (The Outsider Netflixa). Nawet Denis Villeneuve nie potrafił pokierować nim w Blade Runner 2049, choć przyznam, że postać miała charakter. Ciągła dyskusja o jego metodycznej grze (postać jest niewidoma, więc aktor miał soczewki, które też nie pozwalały mu widzieć) powodowała szum wokół kreacji, która miała zmieść wszystko i wszystkich, stając się kartą wyróżniającą cały film. Efekt finalny taki nie był. Być może za dużo wycięli? A może mieliśmy taką samą sytuację co przy Jokerze z Legionu samobójców? Wizje aktorów powinny być tonowane przez reżysera, gdy ci popadają w skrajność. Tutaj też budowano hype na wybitną rolę, mówiono o niezwykle metodycznej grze, a na ekranie nie było tego widać. Byłbym jednak daleki od oceny pracy Jareda przy tym filmie. W tym był jakiś pomysł i trudno odmówić wysiłku włożonego w jego realizację. Oba wspomniane wyżej projekty pozostawiają jednak z wrażeniem, że ktoś za bardzo potraktował prace aktora jako narzędzie marketingowe. Tego typu opowieści w mediach budują określone oczekiwania. Przez znajomość tych faktów trudno mi popatrzeć z dystansem na obie kreacje pod kątem czysto warsztatowym. Te sytuacje to też przykład, że Leto potrzebuje mocniejszej ręki reżysera, by spojrzeć z dystansem na swoje kreacje.
Nie jestem fanem metodycznej pracy aktora, bo choć zatracanie się w rolach jest ciekawe i daje często dobre efekty, odnoszę wrażenie, że w przypadku Jareda popada to w przesadę i marketingowy bełkot, bez satysfakcjonującego efektu. Pozycja Leto jest mocna i mało kto chce (lub nie potrafi?) okiełznać jego ambicje. Tych przecież odmówić mu nie można. Po spotkaniu z nim w 2016 roku w Londynie mogę śmiało powiedzieć, że ta metodyczność wchodzi w niego za mocno. Nie jest człowiekiem ani sympatycznym, ani pozytywnym. Bywa mocno ekscentryczny, co widać na ekranie i podczas prowadzenia wywiadów. Niestety, nie będę wspominać tego spotkania szczególnie dobrze, ale to nie wpływa na moją ocenę tego, jakim jest aktorem.
Jared Leto to dobry aktor, któremu potrzeba więcej pokory i twardej ręki na planie. Reżyser musi okiełznać jego pomysły i ambicje. Wówczas dostaniemy świetne i niezapomniane kreacje. Czy taki będzie Morbius? Dostrzegam w tym szansę na coś zupełnie innego: na wyluzowanie na ekranie. Może dostaniemy podobną kreację do tej Toma Hardy'ego w obu Venomach? Praca aktora na planie była bardzo doceniana, choć niektórzy krytykowali produkcje.
W CV Jareda czegoś brakuje. Miejmy jednak na uwadze, że w pierwszej lidze aktorskiej jest on dopiero od niespełna dekady i przez ten czas skrupulatnie i powoli dobierał bardzo różnorodne projekty. Oczywiście, trafiały się totalne nieporozumienia jak The Outsider o Yakuzie, ale nawet przeciętny WeCrashed jest świetny aktorsko. Czuję, że przed nim wiele ról - i każda ma szansę być czymś wyjątkowym. To dobry aktor, stać go na wiele. Pozostaje mieć nadzieję, że reżyserzy będą w stanie go dobrze poprowadzić, bo z tego, co o nim czytam, mogę wysnuć wniosek, że nie jest to łatwe zadanie.