Julia Polaczek: Może jestem hardcorowcem. Aktorka o filmie Lany Poniedziałek [WYWIAD]
Lany poniedziałek to dobry i ważny polski film, obok którego nie można przejść obojętnie. Podczas festiwalu w Gdyni spotkałem się z odtwórczynią głównej roli Julią Polaczek. Potrafiła zaciekawić swoim projektem.
Adam Siennica: Ktoś mi właśnie uświadomił, że aktorzy boją się dziennikarzy. Czy ty, jako osoba młoda, mająca niewielkie doświadczenie w wywiadach, też czasem się tak czujesz?
Julia Polaczek: Nie, bo lubię gadać. Jestem typem gaduły. Zawsze lubiłam takie okazje – już w liceum uczestniczyłam w debatach oksfordzkich. Lubię zbierać myśli w taki sposób.
Nie ma w twoich wypowiedziach żadnego chaosu. Czasami, gdy ktoś mówi spontanicznie, wychodzi z tego chaotyczna wypowiedź. Ty jednak mówisz składnie, co jest inspirujące. Masz jakiś sekret?
Wydaje mi się, że dużo słucham mądrych idoli. Mam ich takich, jakich mam…
Jakich?
Bob Dylan, Leonard Cohen – to jest takie moje power duo. Zresztą, kiedy słucham jakiejś muzyki, to z łatwością zapamiętuję teksty, jeśli jestem wkręcona. Do tego książki i filmy robią swoje. Nie wiem, czy to duży sekret, ale podejrzewam, że tak.
Porozmawiajmy o Lanym poniedziałku. Jak wyglądało budowanie tej roli? Czujesz, że rozwinęłaś się aktorsko dzięki niej?
To było dla mnie bardzo rozwijające. Mogłam sobie wykreować takie metody pracy, które najlepiej na mnie działają. Tak naprawdę pracowałam nad tą rolą około półtora roku przed rozpoczęciem zdjęć. Oczywiście nie myślałam o Klarze bez przerwy, bo jeszcze chodziłam do liceum. Ale ta postać była obecna w moim życiu – myślałam o niej jako o osobie. Nie przygotowywałam się do tego w analityczny sposób. Oczywiście czytałam scenariusz i z Justyną [Mytnik, reżyserką i scenarzystką Lanego poniedziałku – przyp. red.] pracowałyśmy nad dialogami, żeby dostosować je do mojej wrażliwości i dodać coś od siebie. Jednocześnie odkryłam, że działają na mnie takie nieoczywiste, nieszablonowe metody, które polegają na duchowym zżyciu się z postacią.
A tak personalnie czegoś się nauczyłaś?
Po poznaniu tej bohaterki odnalazłam wiele nowych zainteresowań. Trochę wkręciłam się w świat legend słowiańskich, wypełniony ezoteryczną duchowością. Kupiłam na Allegro Nieznany Świat – a właściwie cały plik wydań tego pisma z 2005 roku. Czytałam je z przymrużeniem oka, ale się wkręciłam. Dowiedziałam się o różnych tradycjach słowiańskich, przykładowo o robieniu motanki – takiej laleczki, będącej czymś w stylu anty-voodoo. Zbierałam różne przedmioty, które kojarzyły mi się z Klarą i jej klimatem. To były bursztyny, Maryjki, obrazki. Prowadziłam zeszyt, w którym rozkminiałam jej różne schematy psychologiczne. Dużo czerpałam z wiedzy teoretycznej, którą pozyskałam dzięki referencjom reżyserki oraz znajomym, którzy interesują się psychologią. Research był spory, ale traktowałam go jako zabawę.
Musiałaś grać emocjonalne sceny. Jak udaje ci się wyciągnąć te silne uczucia na wierzch?
Nie mam problemu ze scenami, w których się wściekam albo rozpłakuję. Łatwo mi wyzwolić te silne, skrajne emocje w pracy. Raczej czuję się z tym bezpiecznie, bo traktuję to jako proces oczyszczający. W codziennym życiu mogę się wyszaleć do jakiejś muzyki, ale tu głośny płacz jest czymś uwalniającym, dlatego kocham tę pracę. Natomiast większy problem mam ze scenami, w których jest fajnie i miło. To może się wydawać paradoksalne, ale bardziej „hardcorowe” tematy lepiej mi wychodzą. Czuję się w nich pewnie i swobodnie. Może jestem hardcorowcem (śmiech).
Po seansie pomyślałem, że ten film powinien być pokazywany w szkołach, by młodzi ludzie mogli się nauczyć, czym jest trauma i jak sobie z nią radzić. Jak należy podejść do drugiego człowieka, słuchać go i zrozumieć.
To prawda. Według mnie, ten film w świetny sposób nakreśla drogowskazy dobrego wsparcia.
I też złego, jak to było w przypadku siostry.
Dokładnie – w tym filmie są też antyprzykłady. Lany poniedziałek to dynamiczna dyskusja, jeśli nie kłótnia, o różnych podejściach ludzi do trudnych tematów. Jeśli widz podejdzie do tego filmu z pewną uwagą i wrażliwością, może wyciągnąć z niego wiele wniosków. Nauczyć się empatii.
Wydaje mi się, że właśnie tego potrzebujemy. Zbyt wiele osób reaguje na takie sytuacje tak, jak rodzina bohaterki przy stole.
Tak, to jest bardzo poruszająca scena. Jest to przykre, choć wierzę, że to nie jest oznaka złej woli. Takie zachowanie może bardziej wynika z bezmyślności przy rzucaniu takich słów. Nie wszyscy mają świadomość tego, jak silną moc mają słowa.
A słowa mogą ranić i doprowadzić do strasznych rzeczy.
Tak. Osoby, które przeżyły traumę, są wrażliwe na słowa. Zespół stresu pourazowego sprawia, że wiele sytuacji bezpiecznych postrzega się jako te niebezpieczne.
Dużo rzeczy może triggerować, czyż nie?
Dokładnie. Najgorzej, gdy nawet nie wiadomo, co striggeruje. Nie stworzymy świata, w którym wszyscy będą traktować siebie jak malowane jajko. Jednak uważam, że warto zmieniać ten świat na lepsze – pod kątem budowania społeczeństwa empatycznego i uważnego na potrzeby oraz różne blokady drugiego człowieka. Jeżeli dołoży się chociaż odrobinę starań, aby zrozumieć drugą osobę, która jest dla nas ważna, są duże szanse, że życie będzie prostsze.
Ten magiczny, wręcz baśniowy realizm w tym filmie jest dość interesujący. Nie jestem pewien, czy wszyscy widzowie się przekonają do tego wątku, szczególnie w finale. Natomiast urozmaica tę historię i pozwala w nią wejść, gdy odkrywamy warstwy tego, co się stało z twoją bohaterką. Co ty sądzisz o tym elemencie filmu?
Te elementy realizmu magicznego są przeniesieniem wrażliwości Klary na zewnątrz. Czuję, że bohaterka zmagająca się z takimi trudnościami, ma pewną potrzebę stworzenia nierealistycznego świata. Myślę, że to bardzo pomocne. Trudno funkcjonować w społeczeństwie po tak strasznych doświadczeniach. A realizm magiczny upraszcza sytuację…
Ale też jej nie bagatelizuje.
Dokładnie. Dzięki temu w przekazie filmu znika wątek zemsty czy walki o sprawiedliwość. Ten realizm magiczny pozwala nam zostać z bohaterką, dając nam dostęp do jej sekretnego świata. Świata jej wyobrażeń, marzeń. Takiego miejsca, w którym nie trzeba się przejmować tym, co będzie dalej. Film nie pochyla się nad tym, co się później wydarzy. Najważniejsza w nim jest próba osiągnięcia ulgi i uwolnienia od tej traumy.
To też dobrze widać w jej snach, w których zostałaś ucharakteryzowana niczym postać z hollywoodzkiego filmu fantasy. Pokazuje to, że ma w sobie wojowniczą duszę, co pomaga jej poradzić sobie z tym, co się wydarzyło.
To wspaniałe, że sny pomagają i uświadamiają jej wiele rzeczy. Może zobaczyć siebie silną. Dla mnie to bardzo ważny wątek. Ten film nie opowiada jedynie o traumie, ale też o zjawisku secondary wounding. Polega ono na tym, że osoba, która ma za sobą traumatyczne przeżycie, nie otrzymuje właściwego wsparcia. Wręcz przeciwnie – otrzymywane wsparcie jeszcze bardziej rozdrapuje jej rany.
Jak wyglądała twoja współpraca z Nel Kaczmarek? Gdybym nie doczytał, mógłbym pomyśleć, że prawdziwe siostry obsadzono w tych rolach!
Nie, nie jesteśmy siostrami (śmiech). Bardzo się zbliżyłyśmy przy tej pracy, ponieważ to był długi proces. Przeszłyśmy razem wiele ciekawych prób, uczestniczyłyśmy w spotkaniach i brałyśmy udział w innych aktywnościach. Nel kończy teraz szkołę, do której ja się wybieram, więc wiele wiedzy zaczerpnęłam od niej. To była też taka równa wymiana. Nasze wrażliwości mają wiele wspólnego. I też sporo nas różni, dlatego się dobrze uzupełniałyśmy.
Miałyśmy różne rozkminy w trakcie prób i zdjęć. Dużo rozmawiałyśmy, nieco szukając podobieństw do naszych bohaterek. Grzebałyśmy razem w archetypach – Klara jest pewnym archetypem, podobnie jak Marta. Odkryłyśmy, że czasem bliżej mi do Marty, podczas gdy ona czasem utożsamia się z Klarą. Trochę się to pomieszało. Mam wrażenie, że stworzyłyśmy taki kocioł odczuć i spostrzeżeń, w którym wspólnie mieszałyśmy.
Zakończenie jest dość zastanawiające. Zostawia mnie z nadzieją, że one sobie poradziły i się wyzwoliły, ale jednocześnie z pewnym przygnębieniem. W tej rzeczywistości nie znajdziemy sprawiedliwości. Nie wiem, czy dobrze to odbieram, więc ciekaw jestem twoich przemyśleń.
Niestety polski system sprawiedliwości wciąż zawodzi. Są pewne organizacje. Przykładowo bliska mojemu sercu Feminoteka, która pomaga kobietom pragnącym doczekać się tej sprawiedliwości. Natomiast wydaje mi się, że to nie pokrzywdzona powinna o to walczyć.
Tylko system...
Tak. Przesłaniem tego filmu jest przede wszystkim uwolnienie wewnętrzne. Zmienianie świata jest czymś wspaniałym, jeżeli ma się szczere poczucie misji oraz pragnie się zrobić coś dobrego i wartościowego. Natomiast walka o sprawiedliwość nie jest zadaniem należącym do pokrzywdzonej. To otoczenie i system powinien sprzyjać sprawiedliwości. Jednak czuję, że tak naprawdę jesteśmy dopiero na początku drogi.
Wspomniałaś o snach. Śniło ci się już, że wygrywasz jakąś nagrodę?
(śmiech) Moje sny są bardzo poplątane i nie pamiętam większości z nich. Nie śniłam nigdy o nagrodach. Ale lubię śnić – traktuję to jako przygodę. Lubię, gdy ta podświadomość dochodzi do głosu.