Justice League powraca! Czy Snyder Cut to rewolucja dla branży i przyszłości Batmana i Supermana?
Reżyserska wersja filmu Liga Sprawiedliwości nadchodzi - w przyszłym roku Snyder Cut zadebiutuje na HBO Max. To doskonała wiadomość dla fanów Zacka Snydera, jednak co naprawdę oznacza ona dla przyszłości DC i całej branży kinowej?
Czy świat pomieści dwóch Batmanów?
Następne pytanie dotyczy samego Mrocznego Rycerza. Czy obecność dwóch Batmanów, Bena Afflecka i Roberta Pattinsona, zostanie w jakikolwiek sposób wyjaśniona fabularnie, choćby za pomocą koncepcji multiświatów? To osobliwa sytuacja, znana fanom komiksów i w tamtej rzeczywistości normalna i akceptowalna, wszak tam równolegle istnieć może nawet nieskończona liczba Batmanów. Schody zaczynają się, gdy trzeba takie rzeczy tłumaczyć zdezorientowanym widzom, którzy komiksu nigdy nie trzymali w dłoni, a dwa Batmany jednocześnie to dla nich o jednego Batmana za dużo. Czy jest to jednak zapora nie do przejścia? Absolutnie nie. Robert Pattinson, o 13 lat młodszy od Bena Afflecka, ani wizualnie, ani stylistycznie, ani też zapewne fabularnie nie będzie tym samym Batmanem. Wszystko, co wiemy o nim, wskazuje na to, że film Matta Reevesa nie będzie powiązany z DCEU, lecz będzie czymś osobnym, jak Joker. Fakt drugi, nawet ważniejszy, to świadomość tego, że Ben Affleck znał doskonale plany Zacka Snydera, a te nie zakładały by był on Nietoperzem na lata. Przeznaczeniem Batmana z DCEU od początku była chwalebna śmierć w wielkim finale pięcioczęściowej opowieści. Czy Affleck powróci, by przypieczętować swój los? Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy uznać, że tak, ale czy powróci, by być Batmanem na następne kilka filmów DC? Raczej jest to wątpliwe, ale na pewno nie niemożliwe.
Pytanie trzecie. Czy wizja, jaką Snyder przedstawił pobieżnie w Batman v Superman: Świt sprawiedliwości, zostanie kontynuowana? Wizja zdewastowanego świata, który został podbity przez Darkseida, a garstka bohaterów, która przeżyła zagładę, musi walczyć i cofnąć czas, aby naprawić zniszczenia? Czy to możliwe, abyśmy otrzymali cały film dziejący się w post apokaliptycznym otoczeniu, wyglądający jak Mad Max: Na drodze gniewu z Batmanem w roli głównej? Oryginalny plan Snydera zakładał historię narodzin, śmierci i zmartwychwstania Supermana, w której pierwsze skrzypce jako główny antagonista grałby Darkseid, a bohaterowie ginęliby i poświęcali własne życia w heroicznych czynach. Ostatnia animacja DC, Justice League Dark: Apokolips War, to w zasadzie ta sama koncepcja, tyle że zaimplementowana do świata rysunkowego, z podobnymi założeniami i podobnie posępnym i mrocznym tonem całej opowieści. Skoro działało to w kreskówce, wyglądało epicko i otrzymało świetne recenzje, dlaczego miałoby równie dobrze nie sprawdzić się w aktorskim filmie? A to tylko część okruszków, które Snyder rozsypał podczas swojego pobytu w DCEU.
Jeśli ta bomba wypali, sieć zapłonie
Jednym takim okruszkiem, który rozpalił mocniej wyobraźnię fanów DC, było uchylenie rąbka tajemnicy dotyczącej postaci generała Swanwicka, granego w filmach Człowiek ze stali i Batman v Superman przez Harry'ego Lennixa. Jak się okazało, nie był on tylko wojskowym, lecz ukrywającym się pod postacią ludzką, ikonicznym superbohaterem DC, znanym jako Martian Manhunter (Marsjański Łowca Ludzi na nasze, co niestety nie brzmi tak samo dobrze). W oryginalnej wersji filmu Snydera miał również pojawić się jeden lub nawet dwóch członków Korpusu Zielonych Latarni. W jednej ze scen przewinął się także Ryan Choi, znany jako heros Atom. Nie można też zapominać o głównym złym całej produkcji, którego Steppenwolf był przybocznym – Darkseidzie. A skoro już o Steppenwolfie mowa, jego wygląd może się mocno różnić względem wydania kinowego, ponieważ Snyder zapowiadał już wcześniej chęć powrotu do oryginalnego, bardziej potwornego i kosmicznego designu tego antagonisty. Wszystkie te postacie potencjalnie znajdą się w Zack Snyder’s Justice League, a według Grace Randolph ich skala będzie tak duża, że efekt finalny zainteresuje nie tylko fanów DC i komiksów, ale też zwykłych widzów lubiących blockbusterowe kino. Dziennikarka dodaje też, że czeka nas wiele występów gościnnych, w tym jeden zaskakujący, „osoby, która nie gra w żadnym filmie DCEU, ale pisała kilka razy o Snyder Cut”. Uważne oczy internautów natychmiast zwróciły się w kierunku dwóch potencjalnych podejrzanych. Pierwszym jest Vincent D'Onofrio, znany doskonale z roli Kingpina w seriali Daredevil; aktor nie raz wyrażał swoje poparcie dla ruchu #ReleaseTheSnyderCut i chyba jest fanem twórczości Zacka Snydera. Kogo mógłby zagrać? D’Onofrio według własnych słów, marzy o roli Lexa Luthora, ale ta jak wiemy jest już zajęta. Wygląd fizyczny wskazywałby na Darkseida, ale tu również, przynajmniej w warstwie wokalnej, miejsce jest zaklepane przez Raya Portera.
Jeszcze ciekawszy jest drugi kandydat, a jest nim nie kto inny jak sam Ryan Reynolds. Jeszcze dwa dni temu, gdyby mnie ktoś zapytał, czy wierzę w możliwość powrotu Reynoldsa do roli Green Lanterna Hala Jordana, raczej wyśmiałbym go, ale środowy wieczór udowodnił mi, że cuda naprawdę się zdarzają. Dodajmy do tego, że Reynolds jest nieobliczalny i mógłby uznać to za świetny moment rehabilitacji i naprawy przeszłości, bo przecież problemem filmu Green Lantern nigdy nie był on jako główny bohater, lecz scenariusz, reżyseria i wykonanie. Reynolds, śmiem twierdzić był świetnym wyborem castingowym, tak samo zresztą jak jego obecna żona Blake Lively. Biorąc też pod uwagę, że jego przyszłość w roli Deadpoola stoi pod znakiem zapytania po przejęciu przez Disneya studia 20th Century Fox, nie wydaje mi się, aby jego gościnny udział w nowej Lidze Sprawiedliwości był aż tak bardzo nierealny, a bez dwóch zdań przyciągnąłby ogromną uwagę wielu widzów i podpalił Twitter żywym ogniem.
Dokąd prowadzi nas Zack Snyder?
Pytaniem ostatnim, ale bardzo zasadnym, są implikacje tego bezprecedensowego wydarzenia. Narrację można zbudować na dwa sposoby. W ujęciu pozytywnym, studio wysłuchało fanów, zrobiło coś bardzo dobrego dla nich, dla Snydera i wszystkich członków jego ekipy i aktorów, którzy wystąpili w Lidze Sprawiedliwości. W wersji negatywnej, studio ugięło się pod żądaniami terrorystów, co oznacza, że teraz każdy będzie mógł przy dostatecznie dużym i długim nacisku wymusić na innych wytwórniach kolejny film czy serial. Już głośno mówi się, że następnym w kolejce będzie reżyserska wersja Legionu samobójców, a #ReleaseTheAyerCut to kolejna kampania, którą będą prowadzili sympatycy Zacka Snydera. Aktualnie jest to wróżenie z fusów, gdyż taka sytuacja wydarzyła się po raz pierwszy w historii. To precedens, którego nikt oprócz wiernych fanów się nie spodziewał, ale nie ma co ukrywać, decyzja jest ściśle biznesowa. To nie jest żadna rehabilitacja, nikt się nagle nie przebudził w amerykańskim gigancie filmowym z postanowieniem naprawienia krzywd; po prostu szefowie Warner Bros. i AT&T dostrzegli w tym dobry zarobek. Ale nawet to, niezależnie od pobudek, stawia film Zacka Snydera w szczególnym miejscu historii. Spośród tak wielu nieudanych projektów, które przeszły do legendy popkultury, to właśnie jego obraz przestanie być mitem, stając się faktem. Zupełnie jakby ktoś nagle dosiadł jednorożca i na moście stworzonym z tęczy pojechał nim na zakupy. Jak ten cud wpłynie na branżę filmową - oto prawdziwa zagadka. Czy jeśli produkcja okaże się wielkim sukcesem, inne wytwórnie będą próbowały złapać błyskawicę w butelkę i powtórzyć ten sam trend, wygrzebując ze swoich magazynów dawno zapomniane obrazy, które nigdy nie powstały, i zapraszając ich reżyserów do zrewidowania swoich dzieł? Któż nie chciałby obejrzeć Nicolasa Cage'a w roli Supermana albo Gwiezdnych Wojen Colina Trevorowa? A może to jednorazowa sytuacja, która nigdy więcej się nie powtórzy? Pewne jest jedno – znajdujemy się w nowej rzeczywistości, na nieznanych wodach, które nie wiemy dokąd nas zabiorą. To może być początek rewolucji lub jej koniec. Wszystko zależy od komercyjnego i artystycznego przyjęcia Zack Snyder’s Justice League, które nie jest przecież automatycznie skazane na sukces. Sam fakt jego powstania nie oznacza, że będzie ono wybitne, na pewno dla wielu widzów, którzy nie trawią stylu Snydera, może to być sytuacja podobna jak Batman v Superman w wersji kinowej i reżyserskiej – film tak samo męczący. Niezależnie od jakości, czy będzie to epickie dzieło, czy spektakularna porażka, najważniejszy jest fakt, że jest to wielkie zwycięstwo fanów i pokaz ich siły, wytrwałości i cierpliwości, która przyniosła efekty. To dowód na to, że walka o coś, w co się wierzy, jakkolwiek byłaby trudna i nierealna, ma sens. Możecie ten przykład zastosować do dowolnego aspektu własnego życia, zawsze gdy stracicie nadzieję, pamiętając, że noc jest najciemniejsza zawsze przed wschodem słońca.
- 1
- 2 (current)