Kino w czasie koronawirusa. Otwarcie nie odwoła kolejnych opóźnień
Zewsząd słyszymy o planach różnych krajach, by otwierać kina w czasie trwającej pandemii koronawirusa. Pytanie brzmi: po co? Ta decyzja nie zmieni niczego w obecnej sytuacji.
Kina mają funkcjonować w czasie pandemii? Czy to w ogóle ma sens? Wszyscy by tak chcieli, bo otwarte kina i możliwość wyboru to iluzja powrotu do normalności, którą świat stracił na początku 2020 rok. Nic więc dziwnego, że cała branża filmowa ma nadzieję, że się uda. Jednak nie wydaje się, by to miało sens.
Przede wszystkim mamy już pierwsze wyniki z różnych krajów, które pokazują dość oczywisty wniosek: widzowie nie są zainteresowani powrotem do kina w okresie pandemii, kiedy to na ekranach są stare filmy, dostępne na Blu-ray i VOD. Natomiast największe wpływy notują kina samochodowe, które zyskują popularność poza USA z prostej przyczyny: są bezpieczniejsze w czasie zagrożenia koronawirusem, ponieważ ogląda się film, siedząc w swoim aucie. Pierwsze placówki otwierane w różnych krajach mają słabe wyniki, a eksperci zwracają uwagę, że maj oraz czerwiec to testowe miesiące, które dadzą odpowiedzi na wiele pytań, na czele z najważniejszym: czy kina mogą funkcjonować przy "nowej normalności"? Nie sądzę i w artykule powiem dlaczego.
Największym problemem jest oczywiście brak nowości, bo to one przyciągają do kina. Największe, najgłośniejsze i najbardziej oczekiwane filmy wpływają na frekwencje. Większość hitów została opóźniona na jesień 2020 roku lub na 2021 rok, a w najbliższych miesiącach z blockbusterów mamy tylko Tenet, Mulan oraz Wonder Woman 1984. Wszyscy analizujący branżę w Stanach Zjednoczonych zwracają uwagę na to, że Tenet jako pierwszy tak duży film na ekranach staje się zarazem najważniejszym w 2020 roku. Presja oczekiwań jest wręcz przytłaczająca, bo od tego, co wydarzy się z Tenet, zależy dalszy obraz kina w 2020 roku. 22 maja miał premierę pełny zwiastun Tenet, który zasygnalizował, że lipcowa data premiery nie jest pewna. Warner Bros. dodał tylko standardowe "wkrótce w kinach" oraz usunął datę z grafik promocyjnych w mediach społecznościowych. Jest to dość wyraźny sygnał, jaka decyzja jest przez nich rozważana. Problem jest taki, że jeśli podejmą ją i Tenet zostanie przesunięty na jesień lub na 2021 rok, według najważniejszych mediów z Hollywood, wszyscy przesuną swoje największe filmy na 2021 rok. Chodzi o to, że według analiz, aby Tenet mógł wejść do kina w lipcu 2020 roku, potrzebuje minimum 80% otwartych kin na całym świecie. Ma na to wpływ budżet 200 mln dolarów (plus koszty promocji) oraz umowa z Nolanem, który dostaje 20% z wpływów.
Do tego dochodzi istotny problem zasad bezpieczeństwa. Ustalono standard, że można sprzedawać 30-50% miejsc na sali, aby zachować dystans społeczny. To teoretycznie jest do zrobienia od poniedziałku do piątkowego popołudnia. Nowy szef Disneya, Bob Chapek, twierdzi, że w USA frekwencja w tym okresie przeważnie zamyka się w okolicach 25%, więc to wiele nie zmienia. Kłopot pojawia się, gdy to samo trzeba by było wprowadzić w piątek wieczorem, sobotę i niedziele, gdy sale przy największych hitach są przepełnione. Chapek twierdzi, że to nie jest problem, ale wydaje się to dobra mina do złej gry. Już proste dodawanie pokazuje, że nie da się osiągnąć tych samych wpływów. Nawet w sytuacji, w której Tenet czy inna superprodukcja będzie jedyną na ekranach i opanuje wszystkie sale. W relacjach mediów to samo mówią kiniarze, którzy wprost deklarują, że przy takich ograniczeniach nie da się zarobić. A to zatem pokazuje, że największe studia nie mogą wprowadzić na ekrany największych superprodukcji, bo nie tylko nie będą mogły zarobić, ale trudno będzie wyjść na zero z kosztami.
Oczywiście, biorąc pod uwagę wszelkie badania, pod uwagę trzeba wziąć jakiś procent ludzi, którzy w normalnych warunkach poszliby do kina, zrezygnują z tego, bojąc się zarażenia. Każdy z nas ma świadomość, że wszelkie zasady bezpieczeństwa wprowadzane w kinach są teoretyczne. Nie da się praktycznie dać 100% gwarancji, że idąc na seans, nie trafimy na osobę zarażoną i niewykazującą objawów. To zniechęci niejednego potencjalnego widza, który zostawiłby swoje pieniądze w kasie. Do tego dochodzi prawdopodobna blokada sprzedaży przekąsek, aby zminimalizować kontakt widza z drugim człowiekiem. A to wszystko sprawia, że wpływy spadają i siłą rzeczy nie da się funkcjonować w normalny sposób i prowadzić tego interesu. Nic więc dziwnego, że w wielu rynkach, nawet gdy rządy dają zielone światło, największe sieci kin wstrzymują się, bo wszelkie przytoczone czynniki mają wpływ na to, że nie ma sensu otwierać.
Inna sprawa jest z kinami niezależnymi i studyjnymi. Dla nich pandemia koronawirusa jest kryzysem na jeszcze większą skalę, ponieważ nie mają oni budżetów jak sieci kin, które pozwolą im przeczekać najgorszy okres. Takie placówki muszą wrócić i walczyć o widza, bo w innym wypadku będą plajtować i nie powrócą do działalności. Na pewno warto je wspierać na wszelkie możliwe sposoby, np. kupować vouchery. Kina te mierzą się raczej z tymi samymi problemami, ale też mają zupełnie innego odbiorcę, a ten chętniej obejrzy starsze filmy artystyczne i niezależne, niż widz multipleksów, który głównie chodzi na efekciarskie, głośno promowane nowości. Biorąc jednak pod uwagę kwestię doboru treści, ryzyko zarażenia koronawirusem i także ograniczenia sprzedaży biletów na salę, nie będzie im łatwo.
Nie możemy zapomnieć też o najważniejszym: kina to tysiące miejsc pracy na różnych szczeblach. Rzeczywistość pandemii ogranicza wszystko, więc biorąc pod uwagę wszelkie czynniki świadczące o braku sukcesu otwierania kin w trakcie koronawirusa, trudno znaleźć światełko w tunelu dla tysięcy osób pracujących w tej branży. Jeśli kina otworzą się, a ludzie nie przyjdą, bo nie będą mieli na co, nie będzie pieniędzy, aby utrzymać etaty. Jeśli największe sieci opóźnią otwarcie, dla pracowników to będzie taka sama niepewna sytuacja. A według informacji światowych mediów, to też jest związane z dodatkowymi kosztami szkoleń, sprzętów ochronnych (maseczki, rękawiczki, okulary) oraz pracy przy dezynfekcji sal. Każdy z nas chciałby, aby kina mogły być otwarte, aby tysiące osób mogły wykonywać swoją pracę, tworząc dla nas, widzów, bezpieczne środowisko, ale siłą rzeczy, rzeczywistość lockdownu, nawet odmrażającego się, nie pozwala mi być optymistą.
Pomimo wszelkich oznak odmrażania gospodarki, rzeczywistość się nie zmienia. Pandemia koronawirusa jest i będzie jeszcze jakiś czas towarzyszyć każdemu z nas. Ta "nowa normalność" świata filmu to coś, co będziemy odczuwać jeszcze długo w 2021 roku. Wygląda na to, że z perspektywy finansowej nie ma sensu otwierać kin, bo żadne studio nie wyda nowości, gdy nie ma pewności, że zarobi na tym pieniądze. Filmy nie są tworzone z dobroci serca, a branża musi się kręcić, więc bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest opóźnienie premier, na co wskazuje przypadek Tenet. Ta sytuacja jest zbyt nieprzewidywalna i ryzykowna, aby liczyć na to, że wprowadzenie głośnego filmu do kin pozwoli przywrócić normalność, bo tego tak się nie da zrobić. Jasne, Tenet przyciągnąłby sporo osób, ale wszelkie oznaki wskazują, że ani 80% placówek na świecie nie zostanie otwartych, ani też tak dużo ludzi nie będzie chętnych do ryzykowania zdrowiem. Patrząc na każdy czynnik: brak nowości, ograniczenia zasadami bezpieczeństwa, niepewny los pracowników, trwająca pandemia oraz lockdown, nie ma w tym scenariuszu sytuacji, w której ktokolwiek może wygrać.