Widzowie czekali na taki film w polskim kinie? Maja Pankiewicz o Innego końca nie będzie [WYWIAD]
Miałam okazję porozmawiać z Mają Pankiewicz o filmie Innego końca nie będzie, który obejrzałam na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Opowiedziała mi o wzruszających reakcjach widzów i swojej roli.
Talia Kurasińska: Jak odbierasz ten film? Jak się czułaś, gdy przy nim pracowałaś?
Maja Pankiewicz: Jeśli chodzi o mój osobisty odbiór filmu, to na pewno nie jestem obiektywna. Jednak jesteśmy już po kilku pokazach w Gdyni i na Warszawskim Festiwalu Filmowym, więc widzę, jak bardzo porusza on ludzi. Wychodzą z sali kinowej wzruszeni, spłakani. Na spotkaniach po pokazach dzielą się swoimi emocjami i prywatnymi historiami. Dziękują i mówią o tym, że czekali na taki film w polskim kinie, że jest dla nich ważny i głęboko prawdziwy. Nie spodziewałam się aż takiego odbioru.
Ten film powstał z potrzeby serca. To paradoksalnie prosty dramat rodzinny, ale do bólu szczery. Ten film niczego nie udaje, niczego nie wmawia. Monika zjednoczyła widownię, bo bezpretensjonalnie opowiedziała o tym, co dotyczy nas wszystkich.
Monika przyszła do mnie ze scenariuszem dwa lata przed wejściem na plan. Potem spotykałyśmy się i gadałyśmy – o scenariuszu, roli, rozwiązaniach. Wejście na plan było dla mnie zwieńczeniem pięknej wspólnej podróży. Monika zaprosiła mnie do współtworzenia tego świata. To bardzo ważne i rzadkie, żeby aktor miał taką możliwość. Jak weszłyśmy na plan, wiedziałyśmy, czego chcemy. Pracowało mi się wspaniale. Czułam, że Monika ufa mojej intuicji i jesteśmy w tym razem.
O czym jest film Innego końca nie będzie?
Dla mnie ten film jest o różnych obliczach żałoby. O tym, jak trudno odbudować życie po stracie bliskiej osoby. Czy w ogóle jest życie po? A jeżeli jest, to w jakim kształcie? Czy da się odbudować te więzi? Jeśli tak, to na jakiej zasadzie? Film jest o akceptacji i oczyszczeniu, ale to, czy przyniesie oczyszczenie, zależy od perspektywy. Dla mnie samo zadanie pewnych pytań jest już krokiem w stronę uleczenia. A ten film zadaje wiele pytań, ale na szczęście nie udziela na nie odpowiedzi.
Jak przygotowywaliście się do filmu?
Równolegle ze mną obsadzony w roli Pipka został Sebastian Dela, więc razem przez kilka miesięcy braliśmy udział w castingach do postaci naszej filmowej siostry – Ajki. Dzięki temu mogliśmy się lepiej poznać. Potem jak rodzeństwo było w komplecie, odbyliśmy dwie improwizacje w naszym filmowym domu. W trakcie jednej z nich tapetowaliśmy pokój Oli, mojej bohaterki. Dostaliśmy od Moniki polaroida, puściliśmy sobie muzykę i spędziliśmy świetne popołudnie. Ostatecznie do klejenia tapety bym nas nie zatrudniła, ale jako rodzeństwo bardzo się wtedy zbliżyliśmy. A drugie spotkanie było już w pełnym składzie – z mamą i tatą, czyli Agatą Kuleszą i Bartkiem Topą. To chyba najważniejsza próba, jaką odbyliśmy. Monika zadała nam zadanie ugotowania wspólnie obiadu. Mieliśmy okazję oswoić się ze sobą. Pamiętam, że to był Dzień Ojca. Improwizowaliśmy ostatni obiad rodzinny przed wyjazdem Oli do Warszawy. Robiłam zdjęcia, dużo się śmialiśmy. Stworzyliśmy piękne wspólne wspomnienie, które potem, w trakcie kręcenia, okazało się emocjonalnie ważne dla nas wszystkich.
Relacje między wami, zwłaszcza między rodzeństwem, wydają się takie prawdziwe. Są naprawdę dobrze zagrane. A co było dla ciebie najtrudniejsze?
Najbardziej bałam się tego, że Oli nie da się polubić, że widz – przez to, w jakim ona jest momencie życia, jak brutalnie konfrontuje rodzinę z tematami tabu i jak wchodzi „z buta” w życie swoich bliskich – nie będzie z nią empatyzował. A czułam na sobie dużą odpowiedzialność, bo film opowiadany jest jednak oczami Oli.
Każdy aktor – chociaż może się do tego nie przyznawać – będzie starał się bronić swojej postaci. Zrozumiałam w końcu, że ja sama muszę Olę spróbować zrozumieć, niekoniecznie polubić, ale znaleźć w sobie serce dla niej. Pozwolić jej na bycie wkurzającą, bo ma do tego prawo, bo jako jedyna w tej rodzinie próbuje dociec prawdy, jako jedyna nie przestaje szukać odpowiedzi. Ta postawa wymaga odwagi. A wynika ona z głębokiej tęsknoty i miłości do ojca. I jeśli tego uda się dotknąć to wtedy jej – irytujące wszystkich – metody działania będą usprawiedliwione.
Czy ta rola miała dla ciebie jakiś metaforyczny cel i przesłanie? Czy grałaś ją z jakiejś wewnętrznej potrzeby?
Nie przeżyłam nigdy takiej straty – śmierci jednego z rodziców. Ciężko mi było sobie to nawet wyobrazić. Na pewno się tego strasznie boję. Dzięki tej roli udało mi się na moment dotknąć tego lęku. To taka rola, do której nie da się przygotować. Bo to, czego musiałam dotknąć, grając Olę, to niewyobrażalny dla mnie ból i smutek. Moja mama po zobaczeniu filmu powiedziała mi coś, czego nigdy nie zapomnę – że ja po tym filmie się zmieniłam. Jej zdaniem dojrzałam w relacji z nią. Coś faktycznie w tym jest. Chyba do mnie dotarło, jak wielkie to szczęście, że ich mam. Teraz staram się doceniać każdą wspólną chwilę. I rozmawiać z nimi. Rozmawiać z nimi naprawdę.
Powiedziałaś, że trudno było polubić tę bohaterkę. Co się stało, że w końcu lepiej ją zrozumiałaś?
To było stopniowe. Prywatnie jestem osobą, która zawsze szuka odpowiedzi. Potrzebuję ich. Dopóki ich nie dostanę, nie odpuszczę. I to nas łączy. Ola chce się dowiedzieć, dlaczego do tego doszło. Ma ogromne poczucie winy, że nie odebrała od taty telefonu tuż przed samobójstwem. Zrozumiałam, jak bardzo byli związani. Ola myślała, że nie dała mu wystarczającego powodu do życia. Ta bohaterka jest zawieszona między światami. Utknęła w limbo. Jak zrozumiałam, w jakim punkcie życia się znajduje, to zaczęłam jej współczuć.
Uważasz, że wątek z Karolem był potrzebny? Czy faktycznie coś wniósł do fabuły? Mamy jakieś wspominki, nocne pisanie...
Dla mnie to jest powidok z jej poprzedniego życia. Kim mogłaby być, gdyby została? Co ją ominęło? Jakby się to życie potoczyło, gdyby została z chłopakiem? Dla mnie każda informacja w tym filmie jest po coś. Jest jakąś wskazówką. Poza tym rzeczy, które są pozornie mniej ważne, potem okazują się ważne dla widza, bo z czymś mu się osobiście kojarzą.
Myślisz o czymś konkretnym?
Po pokazie jedna osoba wspomniała o niezwykle istotnym dla niej motywie martwych przedmiotów. Zaczęła się rozmowa na temat tego, że Ola jeździ subaru. Trzy osoby wspomniały o tym samochodzie! Powiedziały, że to auto ma dla nich jakąś ogromną wartość sentymentalną. Dla mnie prywatnie też jest niezwykle ważne – mój tata całe życie jeździ autem Subaru Forester. Dokładnie tym samym, którym jeździł ojciec Oli. Jak subaru przyjechało na plan, byłam w szoku. To był cud.
A powiedz mi jeszcze, jak się czujesz z tym, że osoby, z którymi pracowałaś – na przykład Sebastian Dela – mówią, że jesteś najlepszą aktorką swojego pokolenia?
To bardzo miłe. Nie wiem, co na to odpowiedzieć. Jest bardzo dużo świetnych aktorek/aktorów w moim pokoleniu. Mam kilka swoich osobistych crush’ów.
Chcesz nam je zdradzić?
Taką moją starszą siostrą w tym zawodzie jest Magda Koleśnik, z którą zagrałam w pierwszej swojej etiudzie filmowej. Mogłam ją obserwować z bliska – jak pracuje, jak pięknie gra, jak potrafi sterować emocjami, jak buduje rolę. Mogłam się od niej uczyć budowania pewności siebie, by nie podważać tego, co się proponuje i co się czuje. Bo sytuacja na planie bywa mocno wymagająca. Trzeba się troszczyć o siebie i umieć się sobą zaopiekować. Magda jest jedną z tych aktorek, które obserwuję, które podziwiam, od których wiele się uczę.
Czy chciałabyś powiedzieć coś, o co jeszcze nikt się nie spytał? Albo coś, czym bardzo chciałabyś się podzielić, a też nie wybrzmiało w tej rozmowie?
Kilka dni temu okazało się, że film wygrał w plebiscycie publiczności Warszawskiego Festiwalu Filmowego. To najważniejsza nagroda w moim odczuciu, nagroda od widzów, która dowodzi, jak bardzo ten film był potrzebny. Produkcja wchodzi do kin w pierwszym kwartale 2025 roku. Trzymam kciuki, żeby trafiła do jak największej liczby odbiorców. Mam nadzieję, że dzięki temu filmowi rodziny zaczną rozmawiać.