MCU i jego fanserwis. Dlaczego tak to się sprawdziło w Spider-Man; Bez drogi do domu?
Spider-Man: Bez drogi do domu ma dużo fanserwisu, czyli elementów, na które czekali fani. Czy to na pewno dobra decyzja twórców MCU, by tak mocno oprzeć się na tym narzędziu?
Fanserwis to pozornie proste narzędzie, którym można sobie zjednać przychylność widzów. MCU wbrew pozorom nie nadużywało go, a jedynie korzystało w odpowiednich momentach - choćby w Avengers: Koniec gry, by w formie kulminacji dać to, na co czekali fani (w końcu Kapitan krzyczy: Avengers Assemble!). Spider-Man: Bez drogi do domu jako koprodukcja Sony Pictures oraz Marvel Studios jest zasadniczo jednym wielkim fanserwisem pomieszanym z nostalgią w dziwnie sprawnie budowanej równowadze. I to właśnie wykorzystanie tego narzędzia jest główną przyczyną sukcesu tej bijącej rekordy popularności superprodukcji. Jak się okazuje, brak Tobeya Maguire'a i Andrew Garfielda w promocji okazał się strzałem w dziesiątkę, bo reakcje na ich pojawienie się (które obserwujemy w relacjach z całego świata) są nadzwyczajne. To chyba też dzięki temu przypomnieliśmy sobie, jak ważne są wspólne seanse w kinie. Pandemia koronawirusa odebrała i na jakiś czas zablokowała nam to doświadczenie. A tych emocji nie da się odtworzyć podczas oglądania produkcji na platformach streamingowych. Dzięki otwartym, entuzjastycznym reakcjom, pozytywna energia jest w stanie udzielić się każdemu!
Spider-Man - najpotężniejsze postacie z filmów o Pajączku
Oczywiście kwestia miksu fanserwisu z nostalgią jest stricte związana z powrotem postaci złoczyńców, jak i dwóch poprzednich Spider-Manów. To stało się integralną część fabuły, a nie cameo, które miałoby jedynie żerować na czymś, co fani kochają. Wątki są przemyślane, dopracowane i stworzone po to, by generowały emocje. Przykłady: zwyczajna rozmowa trzech Spider-Manów o pajączkowych sprawach, wspólne przeżywanie straty czy żartowanie z pajęczyny Petera Tobeya Maguire'a. Wiele tych aspektów potrafi wywołać pożądane emocje, ale one tak naprawdę przychodzą w punktach kulminacyjnych. Ten moment, gdy Peter Garfielda ratuje MJ i wzrusza się tym faktem, jest tego najlepszym dowodem. Czy to manipulacja widzem? Nie szedłbym w taką retorykę, bo zasadniczo każda scena mająca wywołać emocje jest jakąś formą manipulacji. Ten moment, jak i śmierć cioci May, ale także wszystko, co w kinie powstało, ma wyciągnąć emocje widza na wierzch, by ten poczuł to, co się dzieje i mógł się zaangażować. Twórcy może wykorzystują do tego proste narzędzia fanserwisu i nostalgii, ale trudno odmówić im skuteczności. Taka metoda trafia do fana MCU i Spider-Mana. Skoro jest to skuteczne, czemu na siłę szukać dziury w całym? W tym też leży klucz do doświadczania kina rozrywkowego opartego na takich zamierzeniach: cieszmy się przejażdżką, poczujmy to, nie myślmy. Na myślenie, analizę i dyskusję zawsze jest czas.
Fanserwis może niektórych widzów irytować. Zwłaszcza że w Spider-Man: Bez drogi do domu nie jest on dodatkiem, ale fundamentem, na którym budowana jest cała historia. Umówmy się, że można poczuć się przytłoczonym tym wszystkim, jeśli jest się fanem, który śledzi historię multiwersum. Ale pomyślmy przez chwilę o zwyczajnych widzach, którzy lubią takie filmy: czy oni poczują to samo, co wielcy fani MCU i Pajączków? To w tym przypadku zadziałało wyśmienicie. Trafiło do wielu, w tym i do mnie, przez co wzruszenia i pozytywne emocje nie opuściły mnie długo po seansie. Jednak widzę też ryzyko i zagrożenie wynikające z przedstawienia multiwersum. Jeśli Marvel Studios, rozwijając MCU, będzie przesadzać z fanserwisem i nie wykaże się lepszym wyczuciem, może to być problem dla odbioru poszczególnych historii. Jeśli w filmie Doktor Strange w multiwersum obłędu będą nawalać w widza co pięć minut jakimś wymyślnym cameo Wolverine'a, Magneto, Deadpoola, to takie rzeczy przytłoczą historię. Fanserwis musi być elementarnym narzędziem służącym do opowiadania historii. I musi mieć dla niej znaczenie, a nie być sztuką dla sztuki. Wówczas to jest samobój. Choć w Spider-Man: Bez drogi do domu jest to doskonale wyważone, czasami ma się wrażenie pójścia za daleko. To właśnie buduje problem, który może pojawić się w przyszłości.
Fanserwis musi być użyteczny dla opowiadanej historii. W Spider-Man: Bez drogi do domu jest to idealnie zobrazowane na przykładzie obu Pajączków, ale stanowi też drobną wadę w kwestii Daredevila. Pojawienie się Matta Murdocka po to, by w 5 minut rozwiązał problemy prawne Petera, było dość rozczarowujące. Jednak Peter #2 i Peter #3 stanowią kluczowe fragmenty układanki, czyli genezy Spider-Mana MCU. Spotkanie z nimi i poznanie ich doświadczeń staje się niezwykle ważnym elementem rozwoju Petera Hollanda. Pajączek nie dostał typowego origin story jak jego poprzednicy, ale tak naprawdę wszystkie trzy filmy są jego genezą. Każdy z nich pokazuje kolejne kroki na drodze do zostania superbohaterem. On w żadnym z tych filmów nie jest jeszcze 100% Spider-manem z komiksów. To proces rozwoju, kształtowania, który z pomocą filmów o Avengers pokazuje przemianę nastolatka, chcącego być superbohaterem jak jego idol Tony Stark, w mężczyznę, który musiał zrozumieć, czym jest superbohaterstwo. Niestety, musiał też przeżyć stratę. Zauważcie, do momentu produkcji Bez drogi do domu Pająk nie stracił nikogo naprawdę bliskiego. Jasne, śmierć Tony'ego, jego mentora, dotknęła go i rozpoczęła proces przemiany, ale nigdy nie spotkała go tragedia na poziomie odejścia wujka Bena.
Dlatego tak ważna jest śmierć cioci May (Marisa Tomei), która staje się "wujkiem Benem" Pajączka z MCU. Nie tylko dlatego, że z jej ust padają kultowe słowa o wielkiej mocy i odpowiedzialności, ale przez to, jaki wpływ na Petera będzie mieć jej śmierć. Jest to wpisane w fabułę 4. fazy MCU. Bohaterowie muszą zmierzyć się ze stratą – np. Hawkeye. Dlatego też w przypadku Spider-Mana to on robi finalny krok, rozumiejąc, że bycie herosem to nie zabawa. Stawka jest wysoka, bliscy mogą zginąć. W jakimś sensie Peter Parker dojrzał do tej roli dopiero teraz. Jego nastoletnia naiwność i pasja była dość obrazowo pokazana w Avengers: Wojnie bez granic i Avengers: Endgame. Można było odnieść wrażenie, że to dzieciak, który świetnie się bawi i nie rozumie stawki. Tak było, ale... teraz musi się z tym zmierzyć. Peter Parker stał się dorosły.
Filmowi Spider-Man: Bez drogi do domu można wiele zarzucić. Można również narzekać na przesadny fanserwis. Jednak na pewno nie można odmówić mu ważnej roli, jaką pełni w MCU. Sprawia, że Spider-Man staje się superbohaterem jak z komiksów (ten nowy strój!!!) i rozpoczyna szaleństwo multiwersum, które będzie kontynuowane w filmie Doktor Strange w multiwersum obłędu i najpewniej wielu kolejnych.