W poprzednim odcinku: Nie z tego świata 2 [01x10]
ŚWIATŁA STADIONÓW
"Przychodzi Trener do lekarza..."
Czołówka "TV Ball" skończyła się.
- Witam państwa bardzo serdecznie – Prowadzący przywitał się do kamery. – Prowadzący, "TV Ball". Można powiedzieć, że EURO nie jest już mrzonką. EURO pomału staje się na naszych oczach. Jak w tym wszystkim wypada drużyna państwa Seriali? O tym porozmawiamy z panem Janem, kiedyś bardzo znanym polskim piłkarzem – Prowadzący wskazał dłonią za stół. Ujęcie zmieniło się na mężczyznę, tak po pięćdziesiątce, na swój sposób szerokiego i na swój sposób spoconego. Jak tylko Prowadzący skończył go przedstawiać, ten zaczął naraz nawijać:
- Witam. Ale czy to jest polski program? I czy to EURO to w ogóle polskie? No bo ta drużyna…
- Panie Janie, spokojnie, jesteśmy w państwie Seriali…
- Ale to nie jest polskie, ja temu kibicować nie będę, ja Niemcom kibicować będę – znów rzucił pan Jan. Prowadzący tylko westchnął w duchu. Jego złe przeczucia, co do brania polityka do programu spełniały się. Postanowił jednak grać twardziela:
- Panie Janie, nie przesądzajmy, jeszcze nie znamy składu. Ale go na koniec tego programu poznamy, gdyż Trener nam go przedstawi.
- Ale ten Trener to pewnie jakiś zagraniczny, o tak, pewnie ma paszport Francji albo nawet Rosji, wie pan, tak na pewno jest, a wie pan, co to znaczy…
- Panie Janie… – Prowadzący przerwał politykowi – …nie mówimy dziś o polityce, tylko o EURO. Jak pan ocenia…
- No beznadziejnie. Z bólem serca, ale beznadziejnie. To nie wyjdzie. Nie będę nawet oglądał…
- Panie Janie, chciałem zapytać, jak pan ocenia szansę drużyny państwa Seriali na EURO? – Prowadzący dobrze czuł, że nie dałby rady prowadzić jakiś debat politycznych. O nie.
- Jeśli to będzie polska drużyna, to z bólem serca, ale się nie uda. Ale ja będę Niemcom kibicował, tam dwóch polaków mamy…
- Ta, super – westchnął Prowadzący. Już wiedział, że nic z tego nie będzie. – W takim bądź razie przenosimy się na Stadion Narodowy…
- Przepłacony, źle zbudowany i jeszcze imienia tej Hanki, co to jej śmierć bada specjalna komisja śledcza, o tak, bada, i niech pan nie wierzy w oficjalną wersję z kartonami, bo tak naprawdę…
- …Stadion Narodowy imienia Hanki Mostowiak… - głośno, nie zważając na tyradę pana Jana, ciągnął Prowadzący - …gdzie Trener, wraz z Asystentem oraz gościem specjalnym wybiorą nowego lekarza kadry – zakończył Prowadzący.
- Ale jak polskiego to nie, tak się nie da, kasy chorych nie są dobre, oj nie…
Prowadzący tylko zacisnął zęby.
STADION IMIENIA HANKI MOSTOWIAK
- Wszystko dobrze? – Asystent zapytał Trenera. Ten stał obok jednej z bramek i był dziwnie blady.
- Tak, dobrze, po prostu nie spałem w nocy i tyle – cicho jęknął Trener.
- Typowe objawy zatrucia odpowiedzialnością – przy bramce, podpierając się o swoją wierną laskę, pojawił się doktor House. – Albo ewentualnie jesteś idiotą, który zdał sobie sprawę, jak beznadziejne jest budowanie zespołu z kretynów.
- Ja bym tak pana Trenera nie oceniał – Asystent stanął po stronie selekcjonera. – Ogólnie proponuję, żeby już zacząć przeglądać propozycję na nowego lekarza drużyny.
- Gdyby nie to, że to ja byłem nim i że postanowiłem odejść, to pewnie bym się zgłosił i pewnie bym wygrał, w końcu ma się ten urok osobisty. A tak, z wielka niechęcią, muszę wybrać następcę – westchnął House.
- Zaczynajmy już – ponaglił Trener. Mocnym krokiem ruszył w kierunku środku boiska. Jednak jego nogi, bardzo minimalnie i niezauważalnie, drżały. Ze strachu.
- Nagłe pobudzenie, to pewnie toczeń. Albo ma cię dość – ocenił House, patrząc się na Asystenta.
- W odróżnieniu od pana i pana asystentów, Trener jest dla mnie miły i nie ma mnie na pewno dość – zaoponował Asystent.
- Rób co chcesz, i tak wszyscy kłamią – House machnął laską i kuśtykając podszedł do Trenera, który stał już na środku i sprawdzał coś w notatkach. Zaraz po doktorze dołączył i Asystent.
- Dużo ludzi. Prawie tylu samo, co oceniało tyłek Cuddy, jak jej kiedyś zerwałem kieckę w parku – ocenił House, lustrując ludzi.
- Niestety, żaden pojedynczy lekarz nie miał profesjonalizacji geniusza, jak pan. Więc ściągnęliśmy całe zespoły ludzi. Może znajdziemy tu kogoś – wyjaśnił Asystent, zbywając wypowiedź House’a.
- Albo i nie, to przecież kretyni – House musiał dociąć. Asystent tylko zgrzytnął zębami, poczym tak powiedział:
- Pierwszy zespół przyjechał do nas z Czech – wskazał na zespół ludzi, takich ewidentnie „pepiczków” i to nie z czasów Czech, a raczej Czechosłowacji. Niepewnie rozglądali się po stadionie.
- A ci tacy jakby miasta nie widzieli? – zapytał House.
- Bo są to ludzie ze szpitala na peryferiach, więc wie pan… - tu Asystent zawiesił głos.
- Dobra, idioci. Mamy taki przypadek: piłkarz biegał po murawie i nagle padł, śmiejąc w niebogłosy. Przyczyną tego mogło być a). kiepskie sędziowanie, b). to że biegał po holenderskiej trawie, c). poziom mistrzostw czy d). zapalenie wyrostka czwartego guzka Hendersona? – House zadał zagadkę. Ekipa ze szpitala na peryferiach coś zaczęła mówić, ale po czesku i to tak, że House, Trener i Asystent mało co z tego rozumieli. Dodatkowo Trener i Asystent dostali małej głupawki, a House tylko westchnął – Idioci, sami biegali po holenderskiej trawie i im się miesza w głowach. Odpadają, ewentualnie mogą leczyć ludzi pokroju Wilsona.
Asystent odhaczył ich na liście. Podeszli do drugiego zespołu. Tym razem była ta ewidentnie amerykańska zbieranina ludzi, którzy kotłowali się koło trzech łóżek z pacjentami. W powietrzu latały odcięte kończyny ludzkie, dawki epinefryny czy karty pacjentów. Jednym słowem – panował totalny chaos.
- Albo to ostry dyżur, albo ci ludzie się nawąchali holenderskiej trawy od Czechów – House rzucił genialną diagnozę.
- Ostry dyżur – potwierdził Asystent.
- Idioci z przychodni, dodatkowo laluś Clooney. Nie nadają się, ewentualnie na przeszczep, ale nie wiem, czy ktoś by chciał nerkę Clooneya. Dalej – decyzja Housea była nieodwołalna.
Podeszli do kolejnej ekipy. Była to naprawdę barwna zbieranina ludności, grubi, chudzi, kobiety, mężczyźni, młodzi, starzy. Kotłowali się wokół zdezelowanej windy.
- Ci na bank odpadają. Bo tak, okulista nie widzi… - House zaczął wskazywać laską – …urolog się wstydzi, a psychiatra je myszy jak kot. Ci się powinny trzymać jak najdalej od noszy, ewentualnie wziąć do zespołu Foremana, podobny stopień zagrożenia życia pacjenta – wyjaśnił doktor.
- Jeśli tak pan uważa… - Asystent ponownie odkreślił, jednocześnie w duchu klnąc: „jeśli tak dalej pójdzie, nikogo nie wezmą, a wtedy mogą nie pojechać na EURO. A Trener nawet nie oponuje, nawet nie walczy o nikogo” tak myślał, zerkając na Selekcjonera.
Kolejny zespół, jaki spotkali, znów pochodził z polski. Była to stosunkowo młoda ekipa, ale z widoczny długim stażem, i to nie tylko w sprawach medycznych, ale i sercowych.
- Ci na dobre i na złe będą z zespołem! – Asystent zapewnił Housea.
- Na dobre i na złe, powiadasz – mruknął Gregory. – Dobra kretyni, gdzie jest Kubuś i Zosia? I ten Falkowicz, co to udaje, że jest mną? – zapytał.
- Co ma pan do mnie? – z tłumu wyszedł taki postawny typ, w garniaku i nonszalancko zarzuconym kitlu lekarskim na ramionach. Z twarzy to był nawet taki Pan Tadeusz a nawet Geralt.
- W sumie to nic, fajnie że pan też wszystkich jak idiotów traktuje. Tylko niestety jest pan zbyt tępy, żeby rozpoznać toczeń, więc… - niespodziewanie zakręcił się i laską przywalił w brzuch Falkowicza. Ten jak długi padł na murawę.
- Jeden idiota mniej – mruknął House, odchodząc. – Też ich skreślić, tacy sobie, starają się, ale jeszcze im daleko.
Kolejnym zespołem… Kolejnego zespołu nie było. Zamiast niego stała kobieta, taka koło 40stki…
- …w sukni, w której mojej babcia by się nie pokazała, a Cameron uznałaby za szczyt mody – ocenił lekarkę House – Pani imię, nazwisko, stan cywliny?
- Michaela Quinn, zamężna – niepewnie odpowiedziała doktor Quinn.
- A, to pani ma męża Indianina. Ale to tak na serio, czy może chciała pani zrobić badania antropologiczne, jak blisko ludzi oni są? – House musiał być sobą. Doktor Quinn się skrzywiła.
- Proszę zademonstrować, jak pani by leczyła naszych piłkarzy – Asystent zainterweniował.
Doktor Quinn coś pogrzebała w swojej torbie i wyciągnęła sporych rozmiarów piłkę.
- Tego będę używać, jeśli konieczna będzie nagła operacja nogi – ostrza błysnęły w zapalonych światłach stadionu. Asystent i Trener przełknęli ślinę, a House tylko rzucił:
- Super, noga mnie jeszcze bardziej rozbolała – ocenił. – Pani już dziękujemy, to było dobre na dzikim zachodzie. Chociaż niektórzy uważają, że tu jest nadal dziki wschód.
Pożegnali doktor Quinn i podeszli do kolejnego kandydata. Jakie było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że był to… doktor House! A raczej ktoś bardzo, bardzo podobny, bo bez brody, bez laski. I przyjemnie się uśmiechający.
- Tu cię mam – odezwał się ten drugi House. Miał silny, brytyjski akcent. – No Greg, zmykaj już, bo ja chcę sobie pożyć.
House pokręcił głową.
- Czyli ty jesteś Hugh… - mruknął House.
- Tak mi niektórzy mówią, ale wiesz jak to ludzie…
- Wszyscy kłamią – mruknął House. – Po co przyszedłeś?
- Pora, żebyś sobie już poszedł na urlop doktorku. Mam dość twojego pesymizmu – wyjaśnił Hugh.
- Wow, optymista Brytyjczyk się znalazł. Przez takich jak ty tłukli was w czasie I wojny światowej – House rzucił po swojemu.
- Dogadałbyś się z Edmundem Czarną Żmiją – stwierdził Hugh. – Chodź Greg, czas odpocząć.
- Czas – westchnął House – Ale… - nagle na jego twarzy pojawił się szatański uśmiech - …zanim na dobre odejdę, mam do was prośbę: zapamiętajcie mnie, takim, jakim byłem. Miłym, sympatycznym geniuszem, który nigdy, nikomu, nie wyciął żadnego, głupiego… żartu – stuknął laską o murawę. Stadion cały zadrżał.
- Co do… - warknął Asystent, rozglądając się. I wtedy ujrzał…
Mógł tylko zaklnąć na ten widok i zacząć uciekać.
I ZNÓW STUDIO
- …ale czy te bizony, co to przez stadion przebiegły, to polskie? Bo jak tak, to im nie kibicuję! – pan Jan komentował bardzo głośno. Prowadzący nie słuchał go, tylko starał się słyszeć, co mu realizator mówi do „ucha”. Na szczęście były to dobre wieści.
- Na szczęście stado bizonów wpuszczone przez doktora House’a nikomu nie zrobiło krzywdy – ogłosił do kamery, z wyrazem ulgi na twarzy. – Dlatego już za chwilę Trener ogłosi kadrę na EURO. Czego się pan, panie Janie, spodziewa?
- Kompromitacji, porażki, upadku ekipy rządzącej – zwięźle wyjaśnił pan Jan. Prowadzący mógł zrobić tylko jedno:
- Tak więc zapraszam państwa na ogłoszeni kadry. A już za tydzień pierwszy mecz naszej drużyny na EURO – oznajmił. Pan Jan chciał jeszcze coś dodać, na szczęście realizator szybko przeniósł się do salki, gdzie odbywała się konferencja prasowa Trenera.
KONFERENCJA PRASOWA TRENERA
Trener nerwowo wygładził załamanie na dresie. Czuł się bardzo nieswojo w świetle reporterskich fleszy. Zwłaszcza, że…
- Panie Trenerze, już czas – cicho ponaglił go Asystent.
Trener kiwnął głową i rozłożył leżącą przed nim kartkę, na której miał być zapisany skład kadr. Problem w tym, że kartka… była pusta.
Trener nie miał kadry. Przez te 11 tygodni nie udało mu się znaleźć nikogo… odpowiedniego.
- Tak wiec… więc… do kadry… - zaczął Selekcjoner, ale urwał. – Nie, to nie ma sensu – rzucił kartką na stół. – Nie mam kadry, nikogo nie znalazłem – powiedział na glos. Wszystkich to wyznanie zaskoczyło. – Tak więc proszę… za tydzień… kto da radę… kto chce… proszę… pomóżcie… - powiedział do kamery, poczym ukrył twarz w dłoniach.
Jeszcze nigdy nie czuł się tak skompromitowany jak teraz…
CIĄG DALSZY NASTĄPI…
[image-browser playlist="602124" suggest=""]