Najnowsza recenzja redakcji
Podróżnik się wybudza, Ciemność zatacza coraz szersze kręgi, a z Europy – księżyca Jowisza – dociera tajemnicze wołanie o pomoc ze strony jednego z najbardziej poszukiwanych wrogów Strażników. Co jak co, ale śmiało można powiedzieć, że Destiny 2: Poza Światłem zaczyna się z impetem. Czy zdoła go utrzymać i zdobyć serca nowych i starych graczy? O samej fabule za dużo nie chcę mówić. Mimo że sama w sobie jest średnia, zawiera kilka twistów, których chyba nikt by się nie spodziewał.
Dodanie Europy jako lokacji nie odbyło się bez strat. Bungie zdecydowało się usunąć (a raczej schować) większość starych lokacji. Ma to oczywiście logiczne wytłumaczenie, nie tylko fabularne (inwazja Ciemności), ale też i techniczne, bowiem Destiny 2: Poza Światłem ewoluuje i twórcy muszą mieć czas, żeby przystosować stare miejscówki do zmian. O ile jeszcze weterani gry nie odczują tego aż tak bardzo, spędzili bowiem w tych lokacjach szmat czasu, to nowym graczom zabrany jest kawał historii. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jeśli ktoś dopiero zaczyna przygodę z produkcją, a chce dołączyć do dłużej grającej ekipy, zajmie mu to kilka godzin, zamiast kilkunastu/kilkudziesięciu, które spędziłby, ogrywając podstawkę i wszystkie poprzednie dodatki. Zwłaszcza że nowy start jest dobrze poprowadzony i podsumowuje w przystępny sposób wszystkie dotychczasowe wydarzenia.
Paradoksalnie nowy gracz będzie miał nieco łatwiej w głównej kampanii dodatku. Dlaczego? Bowiem wszyscy – zarówno nowi, jak i weterani – zaczynają z poziomem Światła 1050. Kampania natomiast, podobnie jak w Porzuconych, zalicza między misjami znaczne skoki rekomendowanego do ich wykonania poziomu. W efekcie, zanim nowi gracze dotrą do Europy – i o ile oczywiście wykonują po drodze wyznaczone im zadania – zdążą zebrać sprzęt i będą całkiem porządnie przygotowani na czekające ich zadanie, a ci, którzy zaczynają przygodę już od księżyca Jowisza, będą musieli wcisnąć między misjami kilka dodatkowych aktywności, żeby przygotować się na czekające wyzwanie, co moim zdaniem nieco sztucznie wydłuża czas konieczny do przejścia kampanii.
Twórcy mocno reklamowali i chwalili się nową podklasą postaci, Stazą. Niestety, póki nie ukończymy głównego wątku fabularnego, który nie jest specjalnie ciekawy czy porywający, będziemy mogli jej użyć tylko w kilku oskryptowanych miejscach. Rozumiem chęć budowania apetytu na więcej ze strony Bungie, jednak u mnie zaowocowało to tym, że w momencie wymęczenia głównego wątku i zdobycia tej umiejętności, musiałem na chwilę odłożyć pada, bowiem trochę się już do tego czasu zdążyłem wypalić.
Skąd więc 9 za rozgrywkę, zapytacie? Po pierwsze - jak w każdej odsłonie Destiny, ale i w każdym MMO na dobrą sprawę - zabawa zaczyna się dopiero po kampanii. Po drugie zaś, kiedy już tę Stazę odblokujemy... Trudno mi słowami wyrazić, jak wiele zmienia i ile frajdy daje zabawa z Ciemnością, Owszem, są problemy z balansem i poleciały już pierwsze łatki osłabiające nieco naszą moc, ale wciąż potencjał, jaki ma za sobą oparta na lodzie podklasa, nie został w pełni odkryty ani wykorzystany. A to tylko zwiastun tego, co nadejdzie w przyszłości.
Sama Europa jako lokacja też jest świetna. Skuty lodem księżyc ze zmienną pogodą jest naprawdę klimatyczny, a aktywności, które ze sobą wnosi, wliczając w to nowy Szturm i Najazd, idealnie wkomponowuje się w to, co widzieliśmy do tej pory, a jednocześnie daje powiew świeżości i zimna.
Podsumowując: Destiny 2: Poza Światłem to solidny dodatek, a przy okazji bardzo obiecujący zwiastun nowego kierunku, w jakim zmierza ta gra. Bungie zdecydowanie pomogło odcięcie się od Activision.