Najnowsza recenzja redakcji
Nie oczekuj zbyt wiele, to się nie zawiedziesz – mawiają. Ale jak nie oczekiwać wiele, skoro zewsząd docierają do ciebie dobre informacje? Najpierw wieść, że cała moc przerobowa przeznaczona jest na grę w wydaniu na PS5 i Xbox Series X/S, a później pokaz na żywo, na którym nie można było grać, ale można było zobaczyć grę w akcji. Miało być nie tylko ładniej, ale też i lepiej. To pierwsze się udało, drugie niekoniecznie.
Wizualne ulepszenia na pierwszym planie
Od razu widać, że NHL 25 to pierwsza gra z serii stworzona wyłącznie na konsole obecnej generacji. Grafika jest ostrzejsza, animacje płynniejsze, a same postacie wyglądają bardziej realistycznie. To znaczy, że widoczny jest postęp w stosunku do tego, co dostaliśmy w ostatnich latach. To kosmetyka, która cieszy oko. Detale sprawiają, że tytuł jest przyjemniejszy do obserwowania i bliższy realizmowi. Nawet śnieżynki ze startej tafli lodu są teraz widoczne na strojach hokeistów! I to by było na tyle. Cała pozostała zawartość w tej kategorii stoi w miejscu: drętwi sędziowie, fatalnie wyglądająca publiczność i kiepskie animacje bijatyk. Innymi słowy: bawimy się w polerowanie tego, co na pierwszym planie, a reszta… reszta niech sobie jest taka, jaka była. Brzydka, karykaturalna, nienaturalna.
Nie do końca udało się również wprowadzić Next-Gen Vision Control. W teorii ma to na celu zwiększenie precyzji gry w zależności od sytuacji na lodzie. Funkcja ta w praktyce jest przydatna, ale mało kiedy z niej korzystałem. Co gorsza, brak trybu treningowego sprawia, że nowi gracze mogą mieć trudności z opanowaniem sterowania, szczególnie w obliczu złożonej listy dostępnych ruchów.
Bez większych zmian w strukturze
Trudno mi zrozumieć kroki, jakie podejmuje EA. Przecież gracze od lat proszą się o zmiany w kluczowych rozgrywkach dostępnych w cyklu NHL. Nie chodzi o jakąś rewolucję, ale o ewolucję, mały krok we właściwym kierunku, powiew świeżości. W NHL 25 pojawił się on tylko w jednym z trybów: Franchise Mode, w którym zarządzamy całym klubem od A do Z.
Przede wszystkim jest on bardziej czytelny i zrozumiały dla graczy. W stosunku do poprzednich edycji został znacznie uproszczony. Jedną z najważniejszych zmian jest konieczność przekonywania wolnych agentów do podpisania kontraktów z naszą drużyną, co zmusza do bardziej strategicznego podejścia. Gracze mogą obiecywać perspektywicznym zawodnikom miejsce w pierwszej linii. Niepowodzenie w negocjacjach może całkowicie zniechęcić zawodnika do podpisania kontraktu. Z danych obietnic (np. gry w pierwszej linii) trzeba się wywiązywać, więc krótkofalowo osłabienie drużyny w długofalowym procesie może przynieść planowany skutek i rozwinięcie formy młodego zawodnika, który finalnie wzmocni naszą ekipę.
Dodano także system rozmów z trenerami w trakcie przedsezonowych zmagań, co pozwala na ustalanie priorytetów zespołu na nadchodzący sezon, a nowa mechanika rozmów z zawodnikami umożliwia ustalanie indywidualnych celów, które mogą prowadzić do odblokowania umiejętności X-Factor. Mimo tych zmian trudno ocenić, jak duży wpływ mają te decyzje na faktyczną rozgrywkę. Chociaż dodają one głębi dla fanów symulacji menedżerskich, graczom preferującym akcję na lodzie mogą wydawać się mniej istotne. Franchise Mode nadal jest skomplikowanym trybem, w który trzeba się wgryźć, by go zrozumieć. Nie każdy jednak jest miłośnikiem siedzenia za biurkiem, niektórzy wolą grać na tafli, więc ten tryb nie znajdzie u tych graczy poparcia.
Be a Pro, najbardziej popularny tryb w singlowej rozgrywce, praktycznie nie różni się od zeszłorocznej wersji. Wprowadzenia fabularne oraz przerywniki filmowe pozostały takie same, a więc nudne, a na dodatek nie można ich pomijać, co jest szczególnie rozczarowujące, biorąc pod uwagę brak większych zmian. Tryb ten jest mocno zaniedbany, a EA głuche jest na wołania graczy, którzy od lat głośno domagają się większego zaangażowania w jego rozwój. Dobrym wzorem do naśladowania jest seria NBA od 2K, która świetnie popchnęła swój odpowiednik Ba A Pro we właściwą stronę. Można? Można.
Rozgrywki online nigdy nie były moim konikiem, ale w obowiązku recenzenta należy sprawdzenie wszystkiego, co gra ma do zaoferowania. Zatem w HUT pojawiła się opcja Wildcard, która wprowadza limit wynagrodzeń i wyzwania zmieniające się w ciągu sezonów, co dodaje trochę świeżości do tego skostniałego trybu. Największą zmianą jest jednak połączenie postępów w jednym Battle Passie dla wszystkich trybów HUT, co upraszcza progresję. Niestety mikropłatności wciąż pozostają integralną częścią gry. Umożliwiają zakup pakietów kart za NHL Points. System ten, jak zwykle, daje przewagę tym, którzy są gotowi wydać prawdziwe pieniądze.
Co roku fani serii gier NHL od EA Sports czekają z nadzieją, że nadchodząca odsłona w końcu pokaże swój pełny potencjał. Choć zdarzały się wyjątki (jak np. wprowadzenie trybu Be a Pro w NHL 21 czy nowe mechaniki w NHL 24), NHL 25 niestety nie jest jedną z tych edycji, które przynoszą znaczące zmiany. Z pewnością prezentuje się ona świetnie wizualnie i wprowadza ciekawe zmiany w trybie Franchise Mode, które zadowolą fanów symulacji. Jednak brak znaczących zmian w innych trybach, takich oraz ograniczone nowości w mechanice gry sprawiają, że całość wydaje się jedynie odświeżoną wersją poprzednich edycji.
PLUSY:
+ oprawa graficzna;
+ zmiany w Franchise Mode;
+ cross-play między platformami w HUT.
MINUSY:
- minimalne zmiany, praktycznie niezauważalnie względem poprzedniczek;
- niewykorzystany potencjał wynikający z porzucenia wersji na PS4, XBO;
- Next-Gen Vision Control praktycznie nie jest wykorzystywany;
- brak odpowiedniego trybu treningowego omawiającego wszelkie zmiany;
- sieciówka HUT śmierdzi pay-to-win;
- tryby singlowe stoją w miejscu.