Najnowsza recenzja redakcji
Dla fanów gier studia Paradox Interactive i ogólnie rozumianych produkcji grand strategy Victoria 3 ma być powiewem świeżości, odciągającym gracza od wojen i malowania mapy kolorem swojego imperium. Nacisk położony na dyplomację, ekonomię i politykę kieruje rozgrywkę na inne tory, ale czy właściwe?
Największym plusem – nie widzę, by ktokolwiek o nim mówił – jest model zawierania pokoju po wojnie. W większości gier szwedzkiego studia warunki kapitulacji są sztywno ustalone (tak jak w Crusader Kings) bądź po zakończeniu konfliktu strona wygranych może zażądać, czego zapragnie, i zrujnować resztę gry dla przegranej nacji (tak jak to bywa w Europie Universalis IV bądź Hearts of Iron IV). W rozgrywce wieloosobowej taki model sprawiał, że gracze sami musieli ustalać zasady prowadzenia wojen i pertraktacji, by rozgrywka za szybko się nie skończyła. W Victorii 3, jeszcze przed otwartym wypowiedzeniem wojny, mamy możliwość wysunąć roszczenia kosztujące punkty manewrów. Ich liczba jest przede wszystkim zależna od statusu naszego państwa i technologii, jaką dysponujemy. Możemy wykorzystać ich całą pulę i wysunąć większe roszczenia, ale przełoży się to na trudniejszą do wygrania wojnę i wzrost niesławy, czyli swoistego aggresive expansion, przyczyniającego się do pogorszenia relacji z innymi państwami. Dlaczego trudniej o wygranie takiego konfliktu? Wiąże się to z wyczerpaniem wojną i okupacją terenów, o które walczymy. Jeśli ich nie podbijemy, przeciwnik nie osiągnie wystarczającego zmęczenia wojennego, a po czasie możliwe, że sami będziemy musieli zapłacić za wygórowane żądania. Victoria 3 daje nam również możliwość zaakceptowania tylko części początkowych żądań. Taki model prowadzenia rozmów pokojowych w ogromnym stopniu umila i usprawnia nie tylko rozgrywkę dla jednego gracza, ale przede wszystkim grę wieloosobową.
Otoczka prowadzenia konfliktów zbrojnych i dyplomacja z nimi związana wygląda super, ale samo wojowanie wymaga jeszcze od twórców balansu. Aktualnie wojny wydają się losowe i nie mamy nad nimi wielkiego wpływu, poza powiększaniem armii i utrzymywaniem jej w dobrej kondycji, co nie jest zbyt trudne. Walki dzieją się na frontach i są reprezentowane w postaci pojedynczych bitew, które zawierają w sobie tylko część armii z całego frontu. Niestety nie mamy żadnego wpływu na to, jak potoczą się losy starcia. Najbardziej problematyczny jest brak informacji ze strony gry, dlaczego w bitwach bierze udział tyle i tyle jednostek, co sprawia, że jedna strona wygrywa itd. Nasz wkład w to, co się dzieje, ogranicza się do wydania rozkazu ataku lub obrony oraz dobrania generała. Sprawia to wrażenie utraty kontroli nad tak ważnym aspektem rozgrywki. Podczas moich sesji z grą zauważyłem, że w wojnach najbardziej liczy się dobry generał. Przez to, jak gra kalkuluje liczbę jednostek biorących udział w bitwach, jesteśmy w stanie pokonać znacznie przeważające nas siły, o ile nasz dowódca jest genialny w defensywie bądź ofensywie. Takie założenie jest ciekawe, ale niestety sposób pozyskiwania generałów jest również losowy, więc wystarczy zwyczajnie czekać, aż w naszym kraju pojawi się drugi Napoleon i można brać się za podbój świata (tak, generałowie są bardzo potężni). Model wojny w Victorii 3 ma duży potencjał, ale wymaga jeszcze dopracowania, a te niestety zapewne zobaczymy w płatnych dodatkach, a nie aktualizacjach naprawiających grę.
Ekonomia Victorii 3 wywołała u mnie bardzo mieszane uczucia. Gdy wszystko idzie zgodnie z planem, gospodarka jest coraz mocniejsza, a ludziom w państwie żyje się lepiej, to naprawdę czuć satysfakcję z dobrze wykonanej roboty. Niestety osiągnięcie takiego stanu jest trudne przez to, że gra nie potrafi sprawnie komunikować się z graczem. Nie zliczę, ile razy fabryki miały problemy z zatrudnieniem, ponieważ stawki wynagrodzenia były za małe, ale gra nie jest w stanie wytłumaczyć, co przyczynia się do takiego stanu rzeczy. Jeśli jesteście typem osoby, która lubi wiedzieć o wszystkim, co się dzieje, to Victoria 3 przyprawi was o kilka siwych włosów. Nieprzejrzystość mechanik jest bardzo frustrująca. Poza tym sama ekonomia to w 100% mikrozarządzanie budową w państwie i handlem. Zdecydowaną większość czasu spędza się w tych zakładkach i optymalizuje rynek. Można też powiedzieć o zarządzaniu metodami produkcji, ale one zazwyczaj ograniczają się do wybrania ostatniej, najnowocześniejszej opcji, poza paroma wyjątkami. Ewidentnie brakuje tutaj większej głębi, ale o tym powiem na końcu.
Dyplomacja jest bardzo prosta. W większości przypadków polega na poprawianiu relacji i walce, jeśli ktoś nas nie lubi. Podoba mi się mechanika związana z konfliktami i obieraniem stron w zależności, czy dany spór występuje w naszej strefie interesów, co prowadzi do pewnej stabilność w grze. Nie ma sytuacji, w których jedno państwo staje się o wiele potężniejsze od innych i przez większość gry będzie bezkonkurencyjne, tak jak ma to miejsce w Europie Universalis IV. Możemy być największym mocarstwem na świecie, ale zniszczenie naszego największego rywala na drugim miejscu nie będzie takie łatwe, bo prawdopodobnie ktoś jeszcze stanie po jego stronie, by nie doprowadzić do naszej hegemonii.
Chyba największą bolączką Victorii 3 jest polityka wewnątrzpaństwowa i ustanawianie praw. To, jakie przepisy, prawa i instytucje powstaną w naszym państwie, powinno wpłynąć na nasze podejście do reszty mechanik rozgrywki. Niestety to, czy stworzymy demokratyczne, liberalne, wolnorynkowe państwo jutra, komunistyczną utopię, czy też pozostaniemy przy tradycyjnym zarządzaniu z początku gry, w dużym stopniu nie wpływa na to, jak gramy. Większość zmian, jakie wprowadzamy, by ukształtować państwo pod nasze upodobanie, nie ma większego znaczenia poza zmianą przeliczników i statystyk. Podstawa rozgrywki – niezależnie, jakie podejmiemy decyzje w zakresie legislacyjnym – nie zmieni się, co wpływa na jej powtarzalność. Jasne, gra Wielką Brytanią, a małym krajem Ameryki Południowej będzie się różnić przez potęgę państwa, jakie wybraliśmy, ale dążenie do zwiększenia PKB, piśmienności, standardu życia i innych aspektów nie różni się od siebie, co sprawia, że po dwóch lub trzech podejściach gra staje się monotonna. Nie ma tej głębi, o której wspomniałem wcześniej, a znając model rozwoju produkcji przez Paradox, ową zobaczymy po kilku płatnych dodatkach.
Czy polecam Victorię 3? Zależy. Jeśli zamierzacie grać sami, to w aktualnym stanie szczerze odradzam zakup. Frustracja, przez jaką się przechodzi, poznając ukryte mechaniki, by zdać sobie sprawę, że gra jest płytka i niedokończona, nie jest warta zachodu. Jeśli jednak macie kogoś, z kim będziecie mogli grać, to Victoria 3 wydaje się dobrze skrojona pod taką rozgrywkę. Mechaniki wpierają interakcję między graczami i pozwalają na sesje, które nie zakończą się po jednej wojnie. Tak to już jest z grami od Paradoxu, że ich prawdziwy potencjał możemy zobaczyć po kilku latach od premiery podstawki.