Trzeci tom zbiorczy znakomitej sagi przygodowo-fantastycznej mistrza komiksu mistycznego, Andreasa. W poprzednich tomach obserwowaliśmy dzieje kilku bohaterów, których łączyło tylko jedno: wszyscy znaleźli się w jednym czasie w tym samym miejscu, a w efekcie za sprawą niewytłumaczalnego zjawiska zostali przeniesieni do świata Arq. Większość z nich wpadła w ręce walczących między sobą prymitywnych tubylców, z których część żyła w przestworzach, część na ziemi, a część pod wodą. Istniały wszakże na Arq również odosobnione przyczółki cywilizacji technologicznej, choć wydawały się niezamieszkane. Jedności obcego świata strzegł tajemniczy samotny wojownik Nonac, zwany Panem Umysłów. Przybysze musieli zmierzyć się z licznymi pytaniami: czym jest i gdzie leży Arq? Jak i dlaczego się tam dostali? Czy możliwy jest powrót do ziemskiej rzeczywistości? Jak zwykle w opowieściach Andreasa tylko część pytań doczekała się odpowiedzi, może więc w zebranych w tym albumie opowieściach poznamy najważniejsze zagadki Arq?
Najnowsza recenzja redakcji
Nad komiksami tego autora czytelnicy spędzają nieraz całe godziny, próbują rozszyfrować poszczególne, tajemnicze zapisy, połączyć w jedno nielinearne wydarzenia, starając się nie utonąć całkowicie w tych wymagających niezwykłej pracy wyobraźni wizjach. Dzieła Andreasa to tajemnica w tajemnicy i szczegół ważniejszy od ogółu, komiksowa uczta z pewnością nie dla wszystkich. Arq #3 jest tego najlepszym przykładem.
Komiks Andreasa nie jest lekturą na jeden raz - choćby z tego powodu, że zagłębiając się w ostatni tom serii nieodzownym jest przypomnienie sobie treści dwóch poprzednich. Co prawda w najnowszym wydaniu zbiorczym mamy na wstępie całkiem zgrabne, rysunkowe streszczenie, które oprócz rozjaśnienia fabularnych powiązań, budzi także podziw stopniem kontrolowanego szaleństwa - stało się ono z biegiem czasu główną wizytówką Arq. Aby było to dla czytelnika strawne, aby bardziej ciekawiło i fascynowało niż drażniło, potrzeba wielkiego talentu, ale i wielkiej samodyscypliny. Bowiem Arq to nie tylko jeden świat, to światy wyłaniające się z kolejnych światów, to strzępy kilku rzeczywistości, które jakoś próbujemy poskładać sobie w całość. To kompozycja piętrowa, po dotarciu na szczyt której, pozostaje nam z wiarą i ufnością w możliwości autora rzucić się w dół, co jedynie zaprowadzi nas do momentu, w którym zaczniemy lekturę Arq od początku.
Czy jest tu sens - przy trzecim tomie - pisać więcej o fabule komiksu, w którym bohaterowie podejrzewają, że ich rzeczywistość nie jest prawdziwa? Na początku opowieści Andreasa wszystko wydawało się proste - oto piątka postaci przeniosła się nagle z ponurego hotelu do dziwnego, alternatywnego świata. Potem okazało się, że ów świat tkwi we wnętrzu człekokształtnej istoty. Potem jeszcze akcja przeniosła się nagle do Średniowiecza, a następnie znowu tysiące lat wstecz. Wszystkie rzeczywistości zaczęły się przenikać, a historia, wiara, technologia i wyobraźnia połączyły w przedziwny konglomerat, który, niczym bezlitosny wir, z każdą planszą wciągał czytelnika coraz głębiej.
W trzecim tomie dostajemy o tyle istotną zmianę, że jest on niemal w całości utrzymany w czarno-białej kolorystyce, co prawda w różnych (i to też jest tu bardzo istotne) jej odcieniach. Zmienił się także format komiksu - jest wyższy i węższy, zresztą zgodnie z zamysłem twórczym autora. Szkoda przy tym, że w drugim tomie Arq pominięto ów ważny aspekt, wydając go w formacie takim jak tom pierwszy, a tymczasem dwójka powinna mieć kształt kwadratu. Tak, wszystko w przypadku Andreasa ma znaczenie, a Polscy czytelnicy, mimo sześciu lat oczekiwania na trzeci tom i tak mogą czuć się bardziej komfortowo niż ci, którzy tajemnicze dzieło Andreasa czytali z roku na rok, w formule pojedynczych części. Zapewne niejednokrotnie doświadczali uczucia frustracji z powodu oszczędnego dawkowania tajemnic, co szczególnie odczuwane musiało być podczas lektury środkowych tomów, kiedy to Andreas stopniowo, bez żadnych wyjaśnień, zamieszczając po jednej czarno-białej planszy, długo szykował czytelników na nadejście dwukolorowej rzeczywistości.
Czy zatem wszystko się wyjaśniło, tajemnice zostały rozwiązane? Szczerze trzeba powiedzieć, że i owszem. Choć z pewnością, zwieńczenie serii, które zafundował czytelnikom Andreas, nie przemówi do wszystkich w równym stopniu. Jest w nim coś z przytłaczającego, ostatecznego rozstrzygnięcia, ale też dla niektórych zakończenie to może mieć posmak twórczego oszustwa, sponsorowanego wyjątkowo tanim, narracyjnym chwytem. To już należy do indywidualnej oceny każdego z nas.
Pewnym jest, że zakończenie Arq nikogo nie pozostawi obojętnym. Co prawda w światowej literaturze można było znaleźć już wcześniej podobne narracyjne zabiegi, ale u Andreasa ma to swój charakterystyczny - bo wynikający z ogromnej, fabularnej dysproporcji - ciężar. To mimo wszystko koniec satysfakcjonujący, trochę ironiczny, trochę z nas kpiący i całkiem prawdziwy w morzu fascynującej nieprawdy, którym zalał nas ten wybitny twórca. Warto było czekać sześć długich lat na zakończenie tej historii. Historii, która w zasadzie wcale się nie skończyła.