Tony Chu, agent federalny i cybopata (potrafi odbierać mentalne odczucia ze wszystkiego, co zjada), został porwany! Zwabiono go w zasadzkę, pozbawiono przytomności, przewieziono w nieznane miejsce i mocno związano. Porywacz zamierza karmić Tony’ego specjałami z opracowanego przez siebie menu, aby dowiedzieć się, co Tony zdoła dzięki temu zobaczyć i czego on sam może się od niego dowiedzieć. Jego córka, Oliwka, została uprowadzona dokładnie z tego samego powodu. Dwóch porywaczy, dwoje uprowadzonych i dwa całkiem odmienne rozwiązania akcji!
Premiera (Świat)
6 września 2016Premiera (Polska)
6 września 2016Polskie tłumaczenie
Robert LipskiLiczba stron
120Autor:
Rob Guillory, John LaymanKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Mucha Comics
Najnowsza recenzja redakcji
W oryginalnej wersji piąta część Chew znana jest jako Major League. Okładka podpowiada nam, że bez wątpienia głównym motywem komiksu będą nawiązania do narodowego sportu USA, czyli do baseballu. Na froncie widzimy dwóch antagonistów, czyli Tony'ego Chu i Masona Savoya, w pozach znanych z dziesiątek filmów traktujących o tej dyscyplinie. Na dokładkę mamy tu jeszcze trzy portrety stylizowane na kolekcjonerskie karty, oczywiście narysowane w groteskowej stylistyce Roba Guillory’ego. Natomiast mniejszą uwagę zwrócimy na uchwyconą od pasa w górę postać sędziego, choć po dokładniejszym przyjrzeniu okaże się, że to nikt inny jak Oliwka, córka Tony'ego, którą w końcówce poprzedniego tomu porwał Savoy. I w najnowszym albumie serii to właśnie Oliwka staje się kluczową postacią fabuły.
Rzecz jasna Tony Chu i Mason Savoy nie grają w Chew #21-25 w baseball, mamy po prostu do czynienia z trafną metaforą zmagań dwóch antagonistów. Bo tak naprawdę narodowy sport Ameryki nie ma nic wspólnego z porwaniem Oliwki i poszukiwaniami odpowiedzi przez Savoya, ma za to bardzo silny wpływ na przedstawioną w albumie nową sytuację Tony'ego. Na początku bohater zostaje przeniesiony z FDA do Straży Miejskiej, ku niewyobrażalnej wręcz radości swego szefa, pałającego do niego czystą nienawiścią (nawiązujący do tego uczucia żart ujęty na jednym kadrze jest po prostu bezcenny i jednocześnie stanowi kwintesencję gier narracyjnych używanych przez twórców w Chew). Praca strażnika miejskiego okazuje się nie taka zła i bezsensowna, jak się mogło z początku wydawać… póki Tony nie zostaje porwany przez pewnego szaleńca. Tu dopiero pojawia się bezpośrednie odniesienie do baseballu: szkopuł w tym, że nie powinno się nic więcej zdradzać, by nie psuć przyjemności z lektury potencjalnym czytelnikom. W każdym razie pewien trop stanowi z pewnością tytuł albumu, a dodatkową zachętą niech będzie zapewnienie o niebotycznym wręcz stężeniu absurdu i groteski, podkreślającym niewesołą sytuację głównego bohatera.
Ale przecież wcześniej napisałem, że kluczową postacią tego tomu okazuje się introwertyczna córka byłego już agenta FDA. Pragmatyczny (i nieco szalony) Mason Savoy porwał ją w jednym celu - by nakłonić ją do współpracy przy jego własnym śledztwie, bo przecież Tony wielokrotnie dawał mu już dowody, że z jego strony taka współpraca jest po prostu niemożliwa. Czyżby zatem Oliwka miała podobne zdolności, co jej ojciec? Oczywiście, na dodatek jeszcze mocno podkręcone, co tylko popycha fabułę do przodu i przynosi nam kolejne, na poły dramatyczne, na poły absurdalne wydarzenia.
Bo przecież taki właśnie jest świat Chew. Dramatyczny, absurdalny i szalony - taka konwencja zapewne nie trafi do każdego czytelnika. Podczas lektury piątego tomu wciąż czuć, że twórcy świetnie się bawią wymyślając kolejne gagi i fabularne zakręty, a także wcale nie śpiesząc się z rozwiązaniami zagadek głównego, globalnego (czy nawet kosmicznego) wątku. Trochę przypomina to strukturę serialu Mr. Robot, zarówno w wersji formalnej jak i fabularnej, w którym to przecież twórcy przykładają dużą wagę do tego, w jaki sposób opowiadać historię, a przy tym do rozwiązania istotnych wątków podążają bardzo okrężną drogą.
Taka okrężna droga w Chew wcale nie przeszkadza, widać, że John Lyman i Rob Guillory mają przemyślaną koncepcję całości, zdawkowym rozwiązywaniem tajemnic tylko bardziej pobudzając ciekawość czytelnika. Największy zaś akcent kładą na rozbudowę swego absurdalnego świata i zaludniających go (także nowych) postaci, uwikłanych w wielopiętrowe intrygi. Tak, bowiem w najnowszym tomie pojawiają się nowi bohaterowie z nowymi, dziwacznymi zdolnościami, które od początku stanowią creme de la creme tej komiksowej serii. Serii, która w jakimś stopniu kojarzy się z abstrakcyjnym poczuciem humoru naszego Tadeusza Baranowskiego. Tyle że równie kreatywne wytwory twórców Chew fabularnie i estetycznie stoją gdzieś na przeciwległym brzegu absurdu, a przy tym bazują chyba na jakimś szczególnym, wyjątkowo energetycznym dopalaczu wyobraźni. Naprawdę, grzech nie skosztować takiego komiksowego (śnia)dania!