Statek kosmiczny zbliża się do tajemniczej asteroidy, która wysyła sygnał radiowy składający się z sześciu liter: D-R-U-U-N-A. Will, dowódca, ma dziwne urojenia, które wydają się realne. Pod koniec wizji odbywa wędrówkę po labiryncie i poznaje piękną kobietę w czerwieni. Czy ona jest kolejnym owocem wyobraźni: iluzją w iluzji? Przedstawiamy dwie kolejne części - Stwór i Drapieżna - najbardziej znanej serii mistrza komiksu europejskiego, Paolo Eleuteri Serpieriego. Cykl Druuna zapoczątkowany w 1985 roku odniósł ogromny sukces w Europie i Ameryce. Drukowały go liczne wydawnictwa i magazyny, w tym legendarny "Heavy Metal". Swój sukces zawdzięcza precyzyjnym, klasycznym rysunkom oraz fabule osadzonej w postapokaliptycznej scenerii, zainspirowanej powieścią Briana Aldissa Non stop oraz filmem Mad Max. Jednak najważniejsza jest Druuna, piękna i ponętna bohaterka.
Premiera (Świat)
19 maja 2017Premiera (Polska)
19 maja 2017Polskie tłumaczenie
Wojciech BirekLiczba stron
152Autor:
Paolo Eleuteri SerpieriKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Kurc
Najnowsza recenzja redakcji
O tym świadczy również tytuł pierwszego tomu zawartego w Druuna #02: Stwór. Drapieżna, czyli Stwór. Z mnogością odrażających kreatur mięliśmy już do czynienia w poprzedniej odsłonie cyklu, co oznacza, że włoski artysta tak tytułując album, przygotował dla czytelników coś naprawdę specjalnego. I rzeczywiście – czeka nas niezwykłe doświadczenie. Tyle, że chyba innego rodzaju, niż się spodziewaliśmy.
Na pewno nie da się nie dostrzec podobieństw komiksu ze sztandarowymi przykładami filmowego, kosmicznego horroru – po pierwsze nasuwa się na myśl seria o Alien, doszukać się tu możemy analogii do Event Horizon. Łączą, przewijają się nam w głowach przede wszystkim konotacje fabularno-wizualne, choć w rzeczywistości, nowy tom Druuny to przede wszystkim potworna, wewnętrzna podróż, w której nie wiemy, co jest prawdą, a co tylko wymysłem bądź koszmarem. Taki fabularny zakręt zapowiadały już ostatnie kadry Druuna, tom 1 z wyruszającą przed siebie, pogrążającą się w szaleństwie bohaterką. Już nie tak rezolutną i raz lepiej, raz gorzej dającą sobie radę z przeciwnościami losu, ale mocno dotkniętą koszmarem i szaleństwem nieprzyjaznego świata. Ów świat, to jak już wiemy olbrzymi, kosmiczny statek podróżujący bez celu przez wszechświat, statek, który zamienił się w apokaliptyczną scenerię, pełną niebezpieczeństw i potworów, także w ludzkiej skórze. Świat, którego jedyna nadzieją mogła być ta młoda i ponętna bohaterka.
Druuna zatem cierpi, rozpamiętuje swojego ukochanego Schastara, a tymczasem ktoś wysyła w przestrzeń sygnały, przechwytywane przez inny, podróżujący do granic wszechświata statek. Sygnały te są zaproszeniem do kontaktu, który następnie przerodzi się w ów kosmiczny horror, ale nie taki z rodzajów podanych na tacy, przy których bez obaw możemy skosztować popcornu. Serpieri ucieka bowiem od fabularnych oczywistości, choć zdawałoby się, że wizualne obrzydlistwa i mówiąc wprost – goła baba – zdolne będą zapewnić nam najprymitywniejszy rodzaj rozrywki. Otóż nie – nowy album cyklu to świadomy rodzaj gry z czytelnikiem, ogrywający także gatunkowe schematy, podążający zaskakującymi ścieżkami, podatny na głębsze, psychologiczne, a nawet psychoanalityczne interpretacje. Kosmiczna podróż bardziej w stylu Lemowskiego Solaris niż w stylu wspomnianej wyżej serii o Obcym. Fascynująca, duszna, momentami obezwładniająca.
Szkoda jedynie, że to obezwładnianie czytelnika stosowane jest momentami zbyt dosłownie. Serpieri bowiem w swoim dziele zarzucił nas ścianą tekstu, dlatego też obrazki bez dymków przynoszą rodzaj wytchnienia (chyba że akurat epatują brutalnymi scenami seksu) od wszelkich wewnętrznych dywagacji bohaterów. Rzeczywiście – na wytchnienie w Druunie nie ma właściwie miejsca, czytelnik i bohaterowie poddawani są kolejnym, mrocznym i posępnym wyzwaniom, marząc o ucieczce z tego kosmicznego horroru. Cykl Serpieriego jest w równym stopniu fascynujący, co psychicznie wyczerpujący, ale po prostu taka jego uroda. Słowo horror bardzo dobrze tę urodę podkreśla, bo mamy do czynienia z czymś, co nie tyle straszy, co raczej obezwładnia, dołuje, przygniata. I na razie nie zapewnia wyczekiwanego katharsis, na razie cały czas prowadzi nas przez koszmar, z którego nie ma wyjścia. Nie na darmo brzmią tu także echa Blade Runner, pojawiają się replikanci, aż ostatecznie nie wiadomo, kto jest kim. Atmosfera zamiast dać chwilę oddechu, tylko się zagęszcza, i aż strach pomyśleć co czeka Druune i czytelników w kolejnym albumie cyklu. W każdym razie – z pewnością warto na niego czekać.