Garfieldowy cykl TŁUSTYCH KOCICH TRÓJPAKÓW stanowi kolekcję komiksowych pasków zebranych w nowym, kolorowym wydaniu w tłumaczeniu Piotra W. Cholewy. Garfield zmieniał się trochę na przestrzeni lat, ale jedno pozostało niezmienne: jego gigantyczny apetyt na jedzenie i poczucie humoru. Czeka was dużo szaleńczej radości z nienasyconym kotem, bo nigdy dosyć zabawy.
Najnowsza recenzja redakcji
Wydawnictwo Egmont konsekwentnie kontynuuje wydawanie serii Garfield. Tłusty koci trójpak. Na Każdy z albumów składają się trzy osobne tomy przygód rudego kocura. Recenzowane tutaj tomy 3-6 zawierają solidną dawkę pasków z tym bohaterem.
W przypadku garfieldowych komiksów trudno jest mówić o fabule czy większej ciągłości wydarzeń. Prędzej można mówić o często pojawiających się motywach, trendach lub odchodzeniu od jednych tematów na rzecz drugich.
I tak na przykład w pierwszych tomach popularne były paski o konsumowaniu przez Garfielda jego głównej spożywczej miłości, którą jest lasagne. Często pojawiały się też komiksy nabijające się z miłosnych perypetii Jona. W recenzowanych tomach też się te motywy pojawiają, ale jest ich znacznie mniej – prędzej mamy do czynienia z ogólnym zamiłowaniem Garfielda do jedzenia, a także jego krytycznym nastawieniu do Jona.
A jeśli o krytyczny nastawieniu mówimy, to chyba nic nie oddaje charakteru Garfielda niż jego stosunek do psa Odie’ego. Kocur nabija się z nieco przygłupiego psiaka niemiłosiernie, znęca się nad nim, a jednocześnie od czasu do czasu pojawiają się historyjki, w których pokazana jest głęboka więź i zrozumienie między tymi postaciami. Sprawia to, że do pozornie dość nieprzyjemnego obrazu Garfielda: narcystycznego, leniwego i złośliwego kocura (co nie znaczy, że takim go nie lubimy!), wprowadzane są znacznie cieplejsze nuty.
Są także tematy, które powracają jak bumerang. Nawet jeśli przez jakiś czas nie są obecne, to potrafią wrócić ze wzmożoną siłą. Garfield uwielbia drzemki, wiecznie ma problemy z wagą, a poniedziałki go prześladują (tu mamy do czynienia chyba z najbardziej abstrakcyjnymi pomysłami).
W omawianych trzech albumach mamy do czynienia z już ustabilizowaną kreską. Jim Davis już nie eksperymentuje(choć drobne zmiany się zdarzają) i postacie mają niezmienny wygląd, który powszechnie znamy. Nie są to rzecz jasna wyszukane rysunki, ale ich pewna schematyczność świetnie sprawdza się w formie, w której były pierwotnie publikowane. Zresztą nie oszukujmy się – tu nie o estetyczne wrażenia chodzi, a o proste unaocznienie humorystycznych pomysłów fabularnych.
Komiksy z Garfieldem to przede wszystkim ogromna dawka humoru. Czytanie ich w większych dawkach może skutkować zakwasami od nadmiaru śmiechu. Dobrym pomysłem jest więc czytanie po kilka-kilkanaście stron na raz. Fabularnie przecież nie ma tu ciągłości, można zacząć i skończyć w dowolnym momencie, a dzięki temu dłużej będziemy się delektować lekturą. Ponadto uniknie się pewnego zmęczenia materiału – przy czytaniu całego albumu na raz może się ono pojawić, gdyż niektóre motywy powracają dość często.